Musiał przyznać, że przeszył go dreszcz na te słowa. W głosie Dyniowej Łapy słychać było szczere poruszenie, ale dźwięk był raczej chrapliwy, jakby medyk przeciął mu struny głosowe kamieniem. Oczy Krzaczastej Łapy zalśniły tym błyskiem, który pojawiał się tylko wtedy, kiedy był czymś bardzo przejęty.
— Spróbujmy więc.
Zalśnił arogancją. Nie był zbyt specjalnie narcystyczny, a przynajmniej za narcyza się nie uważał — wiedział, na co go stać i na podstawie tych wniosków określił własną wartość.
Zaatakował pierwszy. Dynia zawsze był od niego szybszy, więc i tym razem odskoczył, ale jego ruchy wydały się Krzaczkowi spowolnione, więc dorwał go mimo wszystko, całym ciężarem ciała rzucając go na ziemię. Przeciwnik spróbował się podnieść, ale kiedy to nie dawało skutku, na karku Krzaczastej Łapy rozbłysła świeża plama krwi od ugryzienia brata,
Puścił go, odsuwając się tylko na chwilę. Zaszarżował, przednimi łapami z wyskoku przytrzymując ciało Dyniowej Łapy, na co ten odpłacił się identycznym ruchem. Pod pazurami obojga wystrzeliła krew, ale to Krzaczkowi nie wystarczyło, więc zacisnął szczęki na szyi rudego.
Był silniejszy. Walczyli jak równy z równym i wspólnie mogli korygować własne błędy; Dyniowa Łapa był szybszy, Krzaczasta Łapa zręczniejszy. Zacieśnił ucisk i uniósł Dynię na kilka centymetrów w powietrze.
Oboje stracili oddech. Dyniowa Łapa podduszony, Krzaczasta Łapa z bólu, bowiem pies wraz z uniesieniem rozorał mu pazurami skórę.
Puścił go tak szybko, jak go uniósł i fuknął, kiedy osłabione ciało Dyniowej Łapy zderzyło się z ziemią, a pies zaczął się krztusić własną chorobą i utratą oddechu.
— Nie jesteś sobą, Dynia — mruknął Krzaczek, siadając naprzeciw zbierającego się brata i omiatając go sympatycznym spojrzeniem.
— Co masz na myśli? — Rudzielec otrzepał się z własnej krwi i resztek śliny pozostałych na futrze.
Krzaczasta Łapa miał szczerą ochotę pomóc mu wstać. Bądź co bądź, byli braćmi, w dodatku bliskimi sobie braćmi, nawet jeśli ich związek ograniczał się do zdrowej rywalizacji, wspólnych treningów i paru(nastu?) walk w ciągu sezonu. Wspólne DNA przekazało im jednak to, że tak samo nienawidzili litości, więc Krzaczek lustrował wzrokiem każdy ruch wstającego Dyni.
— Byłeś u medyka, prawda?
Dynia fuknął w odpowiedzi.
— Nie będę z tobą walczyć, jeśli mam przewagę — westchnął. — Jesteśmy braćmi, więc bądź, kurwa, moim bratem, i walcz ze mną jak równy z równym.
— Mogę jeszcze raz-
— Nie — uciął.
Dyniowa Łapa warknął, zapewne gotowy do odwetu, gdyby nie fakt, że obok zawtórował im trzeci głos.
— Krzaczasta Łapa mentor Krzaczastej Łapy mentoruje teraz Dyniowej Łapie?
— Kurwa, znowu on — jęknął.
Zdecydowanie za mało mówił „kurwa”, zwłaszcza na widok Brzozowego Kła, który panoszył się z tym swoim perlistym uśmiechem.
Dyniowa Łapa zmarszczył brwi. Klan nieczęsto widział ich razem, mimo że Nakrapiana Gwiazda na mianowaniu uczniów wyraziła się jasno, że to Brzozowy Kieł został mentorem Krzaczka. Wolał już, żeby jego mentorem została mrówka, niż ten stary chuj.
— Gotowy na trening? — zaświergotał.
Nawet z odległości kilku lisich skoków Krzaczasta Łapa był w stanie dojrzeć, jak sierść Brzozowego Kła jeży się nieprzyjemnie, a jego mięśnie drgają, zmuszając się do ogromnego wysiłku. Zmuszał się do stania na zmasakrowanej łapie, mimo że Krzaczek doskonale widział go kulejącego. Z każdym kolejnym dniem od dnia, kiedy wdał się w walkę ze swoim mentorem, coraz rzadziej zaglądał ukradkiem do legowiska medyka, żeby sprawdzić, czy stary chuj w ogóle żyje, ale doskonale zapamiętał, że jeszcze kilka dni temu podejrzał Brzozowego Kła wyjącego z bólu i proszącego Podgrzybkową Sierść o garść maku na ból.
— A wyrobiłeś już kartę inwalidzką? — mruknął gorzko, złośliwie zerkając w stronę niesprawnej łapy mentora.
— Przezabawne. — Nikt się nie zaśmiał. — Podgrzybkowa Sierść powiedział, że mogę już wrócić do treningów z tobą.
— Mhm. Gdybyś jeszcze miał do czego wracać.
— Nie słyszałem, żebyś był mianowany.
— A ja nie słyszałem, żebyśmy kiedykolwiek prowadzili trening.
Warknął, odwracając się znowu do Dyniowej Łapy, żeby pchnąć go w stronę wyjścia z legowiska uczniów.
— Poza tym mam ważniejsze sprawy na głowie — dodał.
— Masz na myśli mentorowanie Dyniowej Łapie?
— Nikt mi nie mentoruje — syknął Dynia, wbijając pazury w łapę popychającego go Krzaka.
— Słuchajcie, też mam dzieci — jęknął Brzozowy Kieł, teatralnie przewracając oczami, jakby chciał podkreślić to, że ma do czynienia co najwyżej z bywalcami żłobka. — Co prawda nie są tak nieznośne i nie próbują mnie zabić, ale je mam. No i też kiedyś byłem uczniem, a…
— Do rzeczy — prychnęli jednocześnie.
— Jeden na dwóch.
Krzaczek zamrugał kilkukrotnie. Zaczynał coraz bardziej podejrzewać, że Boomerowy Kieł był masochistą. Irytowało go, że musiał udowadniać swoje umiejętności przed starym chujem, który w dodatku ledwo trzymał się na łapach, ale nie mógł przepuścić żadnej okazji; tym bardziej że miał obok siebie Dynię. Nawet jeśli stary chuj był tylko idiotą, Dyniowa Łapa był dla Krzaka kimś, z kim warto byłoby walczyć przy swoim boku.
Nie zdążyli odpowiedzieć, bo Brzozowy Kieł skoczył w pierwszej kolejności na Krzaczastą Łapę. Rudy zareagował dostatecznie szybko, żeby do starcia doszło w powietrzu, a psy kłapnęły na siebie szczękami, skutecznie zostawiając blizny na pysku i nosie. Dyniowa Łapa rzucił się na przeciwnika od boku i, jak na złość, zaatakował akurat niesprawną łapę wojownika, bo białka oczu Brzózka wywróciły się do góry nogami, a on upadł, przytrzymywany przez dwóch braci.
Krew szumiała w uszach Krzaczastej Łapie. Ten kretyn znowu doprowadził go do szału i chciał mu za wszelką cenę pokazać, kto tu rządzi, ale zanim dorwał się do jego osłabionego ciała, Dyniowa Łapa odepchnął pysk Krzaka od ich przeciwnika.
— Stój — mruknął. — Chyba zemdlał.
Z gardła Krzaczka wydobył się zdesperowany warkot. Znowu wygrał — a w zasadzie to wygrali — ale w jego głowie nie pojawiła się ani krztyna satysfakcji. To nie była równa walka. Ten stary dureń znowu odpadł za szybko; zbyt szybko, żeby Krzaczasta Łapa poczuł się w ogóle usatysfakcjonowany przelaną krwią mentora.
Dyniowa Łapa bezsłownie zaszedł bok Brzozowego Kła, schylając się, żeby podeprzeć półżywe ciało wojownika. Krzaczasta Łapa osłonił mentora z drugiej strony, a kiedy ruszyli do Podgrzybkowej Sierści, ich korowód zamykał ostatni członek formacji: niesprawiedliwość.
Ktoś powinien zdecydowanie wcześniej powiedzieć Podgrzybkowej Sierści, że stos pudełek nie maskuje dźwięków z jego legowiska.
— Podgrzybku — syknął słabym głosem Brzozowy Kieł — masz jeszcze trochę maku?
Krzaczasta Łapa oparł pysk na łapach, ułożony z drugiej strony kartonów. Był pogrążony we własnych, kolejno niesatysfakcjonujących myślach i potoku słów sprzeczających się Brzozowego Kła, Podgrzybkowej Sierści i Nakrapianej Gwiazdy, kiedy tuż obok niego przysiadł się milczący Dynia.
— Brzozowy Kle, wyjadłeś prawie wszystkie moje zapasy!
— Tylko trochę…
Rozległo się zmartwione westchnięcie Nakrapianej Gwiazdy.
— To chyba koniec — mruknęła.
— Jeszcze nie umieram, siostrzyczko — odparował Brzozowy Kieł, ale ból w jego głosie nie brzmiał ani trochę przekonująco.
— Nie to — syknęła. — Spróbowałbyś. Nie możesz być mentorem Krzaczastej Łapy.
Zapadła cisza. Krzaczasta Łapa mógł dosłyszeć jedynie szeleszczące zioła Podgrzybkowej Sierści i chrapliwy oddech Dyniowej Łapy.
— Daj mi czas.
— Nie mogę dać ci więcej czasu, jeśli on go nie ma — warknęła. — Wydobrzejesz. Dzisiaj obwieszczę, że mentorem Krzaczastej Łapy zostanie Opalowy Promyk.
Parę pudełek przewróciło się, kiedy Brzozowy Kieł wstał gwałtownie.
— Na Gwiezdnych, chyba cię pogięło! — wysyczał. — Lubię tego wrednego młodzika. Będzie idealnym wojownikiem, jeśli nauczę go pokory.
— Której ty nie masz — skwitowała — ale ktoś inny, jakkolwiek pizdo- um, nieporadny by nie był, ma. — Westchnęła, potrząsając łbem. — Wierzę w Opalowego Promyka.
Krzaczasta Łapa uniósł łeb, pierwszy raz w życiu posyłając Dyniowej Łapie przerażone spojrzenie, którego na szczęście on nie mógł dojrzeć.
<możesz skończyć wątek, odpisać albo przekierować go do opalka idk jak chcesz>
[1171 słów: Krzaczasta Łapa otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz