13 czerwca 2021

Od Lekkiego Serca CD Różanego Płatka

Patrzyłem za oddalającym się ptakiem, nie kryjąc przerażenia. Nie chciałem, aby zabrał Kitę. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale czułem się odpowiedzialny za tego liska. Nie miał nikogo, poza mną. Czy zostawienie go na pewną śmierć nie będzie zdradą? Lis lisem, ale jednak swoje prawa też ma, prawda? To nie zwierzyna łowna jak królik, czy mysz. Zresztą, nawet ze zwierzyny łownej staram się w miarę możliwości nie polować na młode.
Gorączkowo myślałem, jak uratować Kitę, kiedy z najgłębszych zakamarków pamięci wygrzebałem wspomnienie o pieszczochach Dwunożnych biegających za rzuconym patykiem. Oni to uważali za zabawę i dowód sympatii swojego władcy. Phi, pieszczochy. Nie mam nic do Dwunożnych, ale nigdy nie rozumiałem psów, zgadzających się dobrowolnie z nimi żyć. To musi być... poniżające. I ja mam w sobie ich krew?
Otrząsnąłem się od przytłaczających myśli. Tak, teraźniejszość. Kita. Jastrząb. Ratunek. Uśmiechnąłem się, ponieważ nagły potok myśli dał mi dobry (a przynajmniej mam nadzieję, że nie głupi) pomysł. Przebiegłem wzrokiem po polanie. Zlokalizowałem gałąź. Dość dużą, aby zranić nią ptaka i jednocześnie dość małą, abym sam zdołał ją rzucić. Nie myśląc już wiele, złapałem gałąź w zęby i rzuciłem nią w ptaka.
Jastrząb stracił panowanie nad skrzydłami i wykonał korkociąg, puszczając przy tym Kitę. Lisek spadł, a ja skoczyłem, łapiąc go zębami za kark. Następnie delikatnie położyłem go na ziemi.
— W porządku? — spytałem.
— T-taak — powiedział niepewnie szczeniak. — Dziękować. Czy ten ptak, jeszcze tu wrócić?
Spojrzałem w kierunku, w którym powinien być jastrząb. Ptaka nie było. Miałem szczerą nadzieję, że został dość poraniony, że zginął, albo przynajmniej odszedł lizać rany. Myśl, że wciąż mógłby się tu czaić, niewidoczny dla moich oczu napawała mnie przerażeniem.
— Nie — zaprzeczyłem, starając się brzmieć pewnie. — On już tu nie wróci.
W tej chwili podbiegła do mnie Różany Płatek. Nie potrafiłem rozpoznać, czy wyraz jej pyska przedstawiał dezaprobatę, szacunek, czy strach. A może wszystko naraz?
— Jesteś szalony! — powiedziała oskarżycielko suczka.
— Dziękuję. — Uśmiechnąłem się przyjaźnie. Zawsze miałem wrażenie, że nazwanie kogoś szaleńcem to komplement. Oznacza, że jest się kreatywnym. — Ale ja robiłem tylko to, co do mnie należy. Nie mogłem pozwolić mu zabrać Kity.
Odniosłem wrażenie, że Różany Płatek chciała jeszcze coś dodać, ale się zawahała. Owszem, zdaję sobie sprawę, że ma mnie za głupca. Ryzykować konfrontację z jastrzębiem dla pierwszego lepszego lisa. Ale to jej punkt widzenia. Ja uważam, że tylko ktoś bez serca przyglądałby się z boku widząc, jak jastrząb pożera szczeniaka. Nie ważne, czy psiego, czy lisiego. Słyszałem, że nasze oba gatunki są ze sobą w jakiś sposób spokrewnione. I patrząc na Kitę, czułem to pokrewieństwo. Czułem się przy nim, jakbym obcował z psem.
— Będzie dobrze — uspokajałem liska. Czułem, że chce już iść, ale ja byłem na to zbyt zmęczony. Postanowiłem go czymś zająć. — Opowiedz nam coś o sobie.
Zauważyłem, że Różany Płatek przewróciła oczami. Nic jednak nie powiedziała, tylko położyła się obok mnie, nie spuszczając wzroku z Kity.
— Dobra. — Uśmiechnął się szczeniak, jakby wracając do lepszych czasów. — Matka być wspaniała. Karmić i opiekować. Potem odejść. Nigdy już jej nie widzieć. Później spotkać psa. Psy zawsze lepsze dla mnie być niż lisy. Pies się mnie zająć i pomóc. Pies-opiekun podobny do psa-obrońcy.
Uśmiechnąłem się, rozumiejąc, że to ja jestem tym psem-obrońcą. Moja radość jednak nie trwała długo.
— Pies-opiekun nazywać się chyba Rawik.
Skamieniałem. Dokładnie tak nazywał się mój ojciec.
Koniec wątku Lekkiego Serca i Różanego Płatka [bo Różana odeszła lol]
[545 słów: Lekkie Serce otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz