29 czerwca 2021

Od Rzepakowej Gwiazdy CD Ciepłej Łapy (do Omszonej Łapy)

— A mówił wam kiedyś ktoś, że na drzewach żyją takie pomarańczowe potwory, które zeskakują na was, kiedy tylko im się podoba i kradną wasze jedzenie? Wiem, mi też nie, bo to chyba jakaś tajemnica państwowa, kto by to wiedział, ale ostatnio miałam taką sytuację, jak z jakiegoś niebywałego snu o Gwiezdnych, słuchajcie, chciałam tylko roztrzaskać taką twardą korę, żeby zobaczyć, co jest w środku tego brązowego jajka, które znalazłam pod moim ulubionym drzewem, aż tu nagle, na sto tysięcy Dwunożnych, sfrunął na mnie jeden z tych rudych agentów i niczym najszybszy poryw wiatru po prostu mi je wyrwał! A ja przecież nie mogłam go dogonić, no bo jak? No, czaicie to w ogóle? Ja też nie. Nie, tak nie może być! Chyba będzie trzeba wywołać z nimi porządną wojnę, żeby się gnoje nauczyły, że z Rzepakową Gwiazdą się nie zadziera — głosiła swoje mądrości, wykonując kolejne kroki naprzód, a zarazem wodząc grupą psów, które siedziały podejrzanie cicho. — Albo przynajmniej poskarżyć się Sowiemu Pazurowi, bo on na pewno będzie umiał coś z nimi zrobić. Mam rację?
Liderka do tamtej chwili nie zdawała sobie sprawy z tego, iż dwójka podopiecznych, z którymi miała przyjemność spędzać popołudnie tamtejszego dnia, najzwyczajniej w świecie postanowiły wyparować, schodząc z obranego przez matkę szlaku, toteż prawdopodobnie doprowadzając nie tylko do wprowadzenia samych siebie w niebezpieczną sytuację, lecz także narażając rodzicielkę na otrzymanie w prezencie nowego urazu psychicznego, z którym do tej pory nie miała przyjemności mieć do czynienia. Rzepakowa wpadła bowiem z jednej paniki, spowodowanej oczywiście bolesnym wspomnieniem kradzieży jej orzecha, do drugiej, powstałej z obawy o życie i zdrowie niedoszłych uczniów. Dlaczego niedoszłych? Ponieważ gdyby tak zajrzeć do głowy suki, która wciąż próbowała przetworzyć fakt zniknięcia dzieci, bo jak to, chwilę temu tu jeszcze były, można by dostrzec, że potomkowie zostali już dawno uznani za zmarłych, dodatkowo zamordowanych przez jednego z tajnych agentów, o których co by nie było, nie mieli okazji opowieści usłyszeć i bez względu na to, czy to prawda, czy nie, jednak najlepszą metodą radzenia sobie w takich sytuacjach jest obieranie najgorszego na samym początku — przynajmniej według nieszczególnie obytej w świecie liderki, która zamiast od razu próbować wywęszyć nutkę zapachu choć jednego z nich, woli stać na środku drogi, modląc się o Gwiezdną opiekę w tych trudnych i niemożliwie dla niej bolesnych czasach żałoby. Tak, Rzepakowa, właśnie za to cię kochamy.
Nie zważając na jej wcześniejsze, może nawet budzące lekkie zaniepokojenie, bo jak to tak matka może od razu zakładać, że dwójka jej dzieci, z których na dwie sekundy straciła zasięg wzroku, została zabita przez wiewiórko-mordercę, to jednak tym razem o wiele szybciej udało jej się zejść na odpowiednie do sytuacji tory i rozpocząć krótką akcję poszukiwawczą zagubionych, tylko po to, aby okrzyczeć ich zaraz po odnalezieniu, co w planie następowało po wylaniu wielu łez i zaskiełeczeniu pięć razy o tym, jak bardzo Rzepa maluchów nie kocha i się o nich nie martwiła. Mam nadzieję, że to zdanie posiadało jakikolwiek ułamek sensu, ponieważ po przeczytaniu tego piąty raz nie jestem już tego taki pewien, jak byłem wcześniej. Z całą pewnością jego brak bardziej pasowałby do toku myślenia bohaterki, jednak mniejsza o to, tutaj rozgrywa się akcja, szargają emocje! Rozpoczyna się przedstawienie, na które każdy z nas przybył bez największego problemu, obrał najwygodniejszy dostępny fotel i nastawił się na jakąś ciekawą fabułę. Niestety, nic takiego w zasadzie się tu w końcu nie stanie, ponieważ jak już zostało wspomniane, Rzepakowa szybko zaczaiła, o co chodzi, niszcząc całkowicie jakąkolwiek rozrywkę, którą można by było wynieść po przeczytaniu tego jakże długiego opisu o niczym, co świadczy jedynie, jak bardzo nie mam aktualnie na nic weny i jak bardzo, ale to bardzo nie chce mi się tego pisać. Bez wątpienia ponad połowa z czytelników zgubiła temat, o którym miałem rozpisać swoje tysiąc słów, co wcale mnie nie dziwi, ponieważ zamiast wplątywać tutaj raptowny opis liderki, będącej w połowie poszukiwań małych border collie między wysokimi sosnami i innymi dębami, opowiadam o niezwiązanych z nią myślach. I nie, proszę mnie nie porównywać do opisów Lou, ponieważ w mojej głowie autentycznie usunął się magiczny folder pod nazwą „Co głupiego może zrobić Rzepaczka?” i tym samym straciłem szacunkowo cały zasób słownictwa i głębie pomysłów odnośnie charakterystyki lasów, krzaków i jezior. Ale ważne, że cokolwiek się tu znajduje, prawda?
Tak czy inaczej, choć bardziej inaczej, niż tak, mimo że nie wiem, co znaczy „tak”, lecz inaczej brzmi bardziej adekwatnie do omawianej sytuacji, nasza niewątpliwie zmartwiona bohaterka okrążała już kolejny raz to samo drzewo, licząc na jeden z tych słynnych cudów, podczas których dochodzi do niebiańskich rozstąpień i wskazania dalszej drogi przez jednego z Gwiezdnych, jednak ku waszemu zdziwieniu nic z takich rzeczy niestety się nie wydarzyło, pozbawiając tym samym liderki jednego z dostępnych kół ratunkowych. Rzecz jasna zostały jej wtedy jeszcze dwa z nich, niemniej jednak nie mam pojęcia, czym one były, na jakiej podstawie działały i w jaki sposób można by ich użyć, dlatego możecie pożegnać się z następnym chcianym opisem. Nie będzie wam on jednak w życiu potrzebny, ponieważ dziełem przypadku jeden z naprowadzających na szlak mniejszych od liderki istotek, będących wprawdzie niewiele dalej od niej, jeśli oczywiście wierzyć szwankującym zmysłom Gwiazdki. Nie myśląc nad tym zbyt wiele, poruszona złapaniem nutki bardzo dobrze znanego zapachu zabrała się w stronę, z którego powoli się do niej unosił. Wodził ją mimowolnie za nos, zaciągając między nieprzejrzane wtedy gąszcze, przebijając psa przez wiele pajęczyn i zacienionych koronami drzew miejsca, niemal upuszczając ją przy obniżającym się podłożu, co mogłoby skończyć się bardzo źle, zważając na zahipnotyzowany stan matki, aż wreszcie doprowadzając do miejsca, w którym doszło do niezamierzonej przez Rzepkę radości, upuszczenia naładowanych w niej emocji, dodatkowo w tamtym momencie sprawienia, że cały schemat, który zdążyła opracować w swojej małej główce, dyskretnie wyparował, pozbawiając Rzepkę chęci zbesztania dwóch stojących, a raczej jednego dygoczącego ze strachu, drugiego ledwo unoszącego się na powierzchni wartkiego potoku, rodzonych urwisów, co połowicznie uratowało im tyłki, ponieważ już wystarczająco ukarali ich Gwiezdni, doprowadzając do tragicznej przeraźliwości, której Rzepakowa otrzymała możność podziwiania. Ku zdziwieniu siedzącego przy falującym brzegu samca, jego rodzicielka niemal natychmiastowo rozprostowała swoje nieco zardzewiałe od ciągłego siadu prastare kości, krzyknęła parę razy „Kochanie, trzymaj się, mamusia już biegnie”, ówcześnie posyłając niezbite nadzwyczajnym wkurzeniem i koncentracją spojrzenie srającemu w gacie malcowi i niczym struś pędziwiatr, widzący zbliżającego się mięsożercę, ruszyła do śmigłego pędu w stronę wody, tym samym rozdziawiając synowi pysk i tworząc grubą warstwę pyłu, unoszącą się ponad nich.
<Rzepka influencerka, struś pędziwiatr i co jeszcze?>
[1060 słów: Rzepakowa Gwiazda otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz