Ciepłej Łapie cała ta rozmowa z każdą sekundą wydawała się coraz bardziej absurdalna. Początkowo chciał się z bratem rozmówić, może chwilę pogadać o jakiś drobnych sprawach, ale nie. Omszona Łapa jak zwykle musiał uderzyć w najbardziej bolesny punkt z chirurgiczną precyzją, ale już nie ostrożnością.
Bywały dni, kiedy młodszy z braci zastanawiał się, czy ten drugi naprawdę nie ma w sobie żadnych uczuć, czy to jedynie jego sposób na radzenie sobie z problemami. Z każdą tego typu wymianą zdań skłaniał się bliżej opcji numer jeden.
Nie raz Ciepły musiał zagryzać zęby, żeby nie wygarnąć wszem wobec co mu siedzi w głowie. Z jednej strony wiedział, że to jedynie pogorszyłoby sprawę, z drugiej był pewny, że prędzej czy później to po prostu wybuchnie. A zbierało się tego coraz więcej.
Na próbkę tego nie trzeba było długo czekać. W końcu ktoś musiał wytknąć Mchowi, że ma wokół siebie bliskich, którzy go wspierają, o czym wydaje się zapominać. Oczywiście skończyć się to mogło tylko w jeden sposób. Złością emognojka.
— A ty znowu o tym Sowim! Ciągle tylko o nim gadasz, latasz za nim i liżesz mu dupę! I wiesz co? Ja dobrze wiem dlaczego — na twarzy degenerata pojawił się uśmiech — bo wiesz, że nasz prawdziwy ojciec nigdy by cię nie pokochał.
Przebrał tym miarkę, co prawdopodobnie dobrze wiedział. Ciepły poczuł w sobie niewyobrażalne pokłady gniewu, po czym wykonał jedyny logiczny manewr, jaki przyszedł mu do głowy. Wziął głęboki wdech. Cofnął się dwa kroki. Po czym całkowicie ignorując idiotę bez kręgosłupa moralnego, ruszył przed siebie zirytowanym marszem.
Musiał ochłonąć, przemyśleć w spokoju te wszystkie słowa. Przede wszystkim uderzyło go stwierdzenie, że chce się Sowiemu przypodobać. Bardzo się starał, by nikt tak nie pomyślał. Zwyczajnie widział, jak jego problem jest wielkością porównywalny do tego ich matki. Skoro pomagał w ich wychowaniu, należał mu się szacunek.
Z drugiej strony ciągłe wspominanie ich zmarłego ojca. Tego było za wiele! Ciepły nigdy nie kwestionował tego, czy pochwalałby on jego decyzje. Chyba. Nigdy. Dlaczego miałby? Teraz przez durnego Omszoną Łapę zaczął to wszystko podawać w wątpliwość.
Jak na złość, nie zdążył przejść nawet kilku metrów, nim dogonił go brat.
— Chyba żartujesz… — zaczął wrzód na dupie, po czym, kiedy został zignorowany, wybuchnął śmiechem i kontynuował. — Na Gwiezdnych, ruszyło cię to!
Głupi chichot utrudniał znacząco zebranie myśli, mimo to Ciepły po chwili sobie z tym poradził.
— Omszona Łapo — miał przy tych słowach wręcz grobową powagę — jestem teraz na ciebie zły. Zostaw mnie w spokoju, bo nie chce powiedzieć czegoś, czego później będę żałował.
— Ohhooo, bo co? — znów zaśmiał się Mech. — Boisz się?
Młodszy uczeń zatrzymał się nagle, a jego wzrok stał się mniej pewny i zdecydowany niż zwykle. Patrzył na swojego towarzysza, jakby starając się przeniknąć do jego głowy, a przy okazji pojąć jego niedorzeczne zachowanie.
— Czego? Że powiem coś nieodpowiedniego? Nie. Boję się, że się na mnie za to obrazisz i stracę jedynego brata — mówił powoli, ale stanowczo, naprawdę chciał, by przynajmniej ten jeden raz jasno się zrozumieli.
I… początkowo jakby się udało. Omszony spoważniał, robiąc wielką nadzieję na to, że na reszcie po tylu księżycach ważna informacja przewierciła mu czaszkę, po czym dostała się do jego małego, sflaczałego móżdżku. Nic bardziej mylnego. Po tej chwili ciszy parsknął jedynie cicho, a następnie wrócił do swojego stale drwiącego wyrazu pyska.
— Jesteś uroczy — odparł jedynie na ten przydługi wywód.
Ciepły nie wiedział jak na to zareagować. Z jednej strony aż kipiało to szyderstwem, z drugiej w zasadzie przeszkadzało mu to o wiele mniej niż inne, uszczypliwsze komentarze. Zrobiło mu się trochę przykro. Ten moment milczenia naprawdę nastawił go pozytywnie. Z każdym dniem jednak przyzwyczajał się do uczucia rozczarowania.
— Dzięki… — mruknął w odpowiedzi zrezygnowanym tonem.
Nie sposób powiedzieć, czy wszystkie poprzednie, ostre słowa były jedynie sposobem na urobienie młodszego psa, czy może powstały przez zwyczajny brak pomyślunku. Niezależnie od tego, efekt był jak w zamiarze pierwszym. Było mu już naprawdę wszystko jedno, byle ten edgelord przestał być takim dupkiem. Chociaż sam nigdy by się tak o bracie nie wypowiedział, wszyscy dobrze mogli zaobserwować, dlaczego przylgnęły do niego oba te określenia. Każde tłumaczenie, czy też głębsze wyznania potrafił wywrócić do góry nogami i jeszcze odpyskować. A przenośnych ciosów poniżej pasa nadal mu nie było mało.
— Ale skoro tak się tego boisz… Co ty na małą, wspólną wyprawę na cmentarz? — powiedział jakby nigdy nic, patrząc w oczy Ciepłego. — No wiesz. Żebyś mnie przypadkiem nie stracił — parsknął cicho pod nosem.
Jego towarzysz popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami. Wiedział, że Omszony zawsze potrafił go niemile zaskoczyć, ale… To już była przesada! Dosłownie namawiał go do złamania regulaminu. W dodatku w tak podły sposób.
— Nie możesz mówić poważnie — wymamrotał w odpowiedzi, chociaż nie był tych słów ani trochę pewny.
— Czy ja kiedykolwiek kłamałem? Oczywiście, że jestem poważny, za kogo ty mnie masz!
— Ja… — urwał, przez kilka uderzeń serca poczuł, jak wzbiera w nim uczucie zrezygnowania, dlatego w końcu zdecydował zmęczonym głosem. — Niech będzie.
Była to odpowiedź jak na niego niecodzienna. Pierwszy raz za zgodą, bez żadnego celu miał złamać zasady. Nie podobało mu się to ani trochę, ale liczył, że dzięki temu jakoś uda mu się załapać, co kieruje jego bratem. Nie wierzył, by kiedykolwiek był w stanie w pełni go zrozumieć.
Dotarcie do granicy nie zajęło im dużo czasu, a im bliżej byli, tym bardziej każdy z nich czuł w sobie niemałą konsternację. Ciepły — przez to, że się zgodził, a Omszony — przez to, że tę zgodę od niego usłyszał. Najtrudniejsze było chyba pierwszych kilka długości, kiedy to młodszy z uczniów tylko czekał, aż ktoś na nich wyskoczy i przegoni z powrotem. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca. Przemknęli obok wysypiska praktycznie niezauważeni. Chyba nawet Omszona Łapa nie był tak szalony, by biec środkiem terenów Bezgwiezdnych. Minęli budynek kościoła, po czym przez uchyloną bramę wkradli się na cmentarz. Ciepłemu pomysł ten wydawał się z każdą chwilą coraz głupszy. Nie dość, że w każdej chwili mógł ich pogonić jakiś pies, to teraz także i dwunożny. W dodatku miejsce to miało dość unikalną atmosferę. Natłok ziemnych, kamiennych płyt przyprawiał o dreszcze. Nie było tam także żywej duszy, ale tutaj nie było pewne czy to dobrze, czy może jednak źle.
— Więc… po co chciałeś tu przyjść? — zapytał ostrożnie.
<Omsmrodzie… Znaczy się Omszona Łapo?>
[1018 słów: Ciepła Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz