4 lipca 2021

Od Wilczego Cienia CD Brązowej Blizny

Miałem już kompletnie dość tego miejsca. Nie dość, że było na tyle ciemno, że musieliśmy uważać na każdy nasz krok, to ból w tylnej łapie coraz bardziej promieniował. Spotkanie z pająkami jeszcze bardziej mnie dobiło i z mordem w oczach patrzyłem na otoczenie.
— Musimy znaleźć jakikolwiek przewiew, powietrze. Zaprowadzi nas do wyjścia, nawet do jakiejś pomniejszej dziury, dzięki której być może będziemy mogli przekopać się na zewnątrz.
Brązowy kiwnął w zamyśleniu głową. Nie wiedziałem ile będziemy szukać drogi ucieczki z tego miejsca, jednak miałem nadzieję, że wyjdziemy na słońce jak najszybciej. Ruszyliśmy przed siebie, wchodząc w każdy nawet najmniejszy korytarz, szukając, choć delikatnego powiewu wiatru. Teren stawał się coraz bardziej mokry, z sufitu skapywały krople wody, spadając na nasze głowy. Starałem się zachować spokój, wiedząc, że gdy stracimy głowę, zostaniemy tutaj na zawsze. Nie mogłem pozwolić by pies, któremu w końcu zacząłem bardziej ufać, utknął tu ze mną na wieki. Poza tym wizja posilania się pająkami, czy czymś, co tu żyje, nie była dla mnie zbyt piękna. Zrobię wszystko, by to się nie stało. 
~*~
Czułem coraz większe zmęczenie w łapach. Mój kręgosłup też umierał od ocierania o skały i przeciskanie się przez wąskie otwory. Brązowy przez swoją budowę z łatwością wszędzie wchodził, jednak u mnie nie wyglądało to tak kolorowo.
Już traciłem nadzieję, wszystkie korytarze wydawały mi się już takie same, dawno już straciłem orientację, gdzie jesteśmy. Aż nagle, po moim uchu połaskotał mnie delikatny, ledwo wyczuwalny wiatr. Stanąłem bez ruchu, nie chcąc zgubić jego toru przewiewu i ruszyłem w stronę, z którego docierał. Mój kompan bez słowa ruszył za mną, nie zadając żadnych pytań. Cieszyłem się, że mi ufa, przecież nie obdarza się zaufaniem pierwszego lepszego psa. Potknąłem się o ziemię, nawet nie zwracając na to uwagi. Podłoże prowadziło nas w górę, dlatego napawało mnie to coraz większym optymizmem. Nadal trzymałem wysoko łeb, nie chcąc stracić naszej ostatniej nadziei na wyjście stąd. Jaką poczułem ulgę, gdy wśród twardej ziemi zobaczyłem przenikające przez nie delikatne promienie słoneczne. Brązowy od razu dopadł i zaczął kopać, przez co gruz zaczął lecieć w moją stronę. Odskoczyłem na bok, widząc, jak męczy się z twardym podłożem, po prostu chcąc się wydostać.
— Odsuń się, ja zrobię to szybciej — odparłem i myślałem, że mnie nie usłyszał, bo nie przerwał pracy. Dopiero po chwili, ustąpił mi miejsca. Całą swoją masą uderzyłem w miejsce, gdzie przed chwilą kopał. Większe kamienie osunęły się za mnie, ukazując nam naszą drogę ucieczkę. Jaka ulgę poczułem, gdy po kilku mocniejszych uderzeniach pojawiła się dziura, która pozwalała nam wyjść na zewnątrz. Jednak była ona tak wysoko, że żaden z nas nie dałbym rady tak doskoczyć. Odwróciłem się do Brązowego, omiatając jego sylwetkę wzrokiem. Raz kozie śmierć...
— Wskakuj. — Delikatnie opuściłem łeb, by wskoczył mi na kark.
— Co?
— No wskakuj, podrzucę cię na górę.
Widziałem, że najpierw nie był przekonany co do tego planu, ale prawdę mówiąc, innego nie mieliśmy. Po chwili poczułem jego przednie łapy na swoim karku, podczas gdy resztą ciała balansował na moim grzbiecie, by nie upaść. Policzył po cichu do trzech i skończył, próbując złapać się wystającego korzenia, tuż przy powierzchni. Oczywiście wierzyłem, że mu się uda, co sprawiło, że nie zdążyłem się odsunąć. Upadł na mój pysk, zadem przyciskając moją głowę do ziemi. No po prostu pięknie...
<Brązowa Blizno?>
[537 słów: Wilczy Cień otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz