— Nie uważacie, że powinniśmy wracać? — cicho powiedziałam, z obawą rozglądając się dookoła mojego rodzeństwa. Nieliczne drzewa wyglądały, jakby umyślnie chciały nas zdeptać. Wiem oczywiście, że rośliny się nie ruszają, ale skąd mam wiedzieć, czy te nie są wyjątkiem?
— No oczywiście! — oburzył się Kruczek. — Jeżeli coś nie jest twoim pomysłem, to nie powinniśmy go wykonywać. Świat się nie kręci wokół ciebie, Dreszczka.
— Skąd taka zmiana? — z przekąsem spytałam. — Ostatnimi czasami częściej jesteś śpiący, niżeli chętny do zabawy.
— Przestańcie się kłócić — Jazgotek powiedział spokojnie. Kruczek oburzył się na to, ale nie powiedział nic. Ja natomiast wykrzywiłam pysk w grymasie, próbując ukryć, że wzbudziło to mój podziw. Jak i zazdrość. Wątpiące, aby w poprzednim wcieleniu zrobił coś wielkiego, dlaczego więc my wszyscy się go słuchamy? To nie jest sprawiedliwe, że każdy się z nim liczy. Nie mam mu tego za złe, jednak ja również chciałabym trochę uwagi…
W ciszy szliśmy za naszym kierunkowskazem: tropem zostawionym przez poranny patrol. Był on dość zwietrzały, także chwilami musieliśmy spocząć, aby upewnić się co do trasy. Taki moment przyszedł właśnie teraz, rozpoczynając kolejną kłótnię.
— Chyba zmierzamy na obrzeża miasta, bo pachnie jakimś dzikim zwierzęciem — przejęta oznajmiłam, bojąc się, że lada chwila coś na nas wyskoczy.
— Może powinniśmy wracać? — cicho zaproponował Promyczek, jednak każdy go zignorował. Zrobiło mi się go żal, dlatego obdarzyłam go pogodnym spojrzeniem. „Nie martw się” — chciałam mu przekazać.
— Nasi rodzice nie są ślepi. Zauważą, że nas nie ma — mruknęła Piasek, próbując zachęcić nas do zmiany zdania.
— Kruczek rzadko coś proponuje — odparł na ten protest Jazgotek, chcąc złagodzić sytuację. — Może powinniśmy pozwolić mu ten raz zadecydować, jak spędzimy dzisiejszy dzień?
— No nie wiem. — Przystąpiłam z nogi na nogę.
— Masz rację, Jazgotku! — Uśmiechnął się na to radośnie Promyczek, pomijając moją niechęć. — Też uważam, że powinniśmy pozwolić mu dojść do głosu. W końcu wszyscy mamy takie samo prawo, zarówno do wypowiadania swoich pomysłów, jak i dobrej zwierzyny, złowionej dzięki klanowi.
Kruczek się wykrzywił, zapewne chcąc zaprzeczyć drugiej części wypowiedzi Promyczka. Przewróciłam oczami. Szczeniak był w stanie zgodzić się z wszystkim, ale tylko wtedy, kiedy przyniosło mu to jakąś korzyść. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo mnie to denerwowało!
— Chodźmy — wtrąciłam się, niezbyt przyjemnym tonem. Promyczkowi niemal oczy wyszły z orbit, kiedy mój brat wpadł na pomysł, że mogę nie mieć tego samego zdania co on.
— Dreszczko? Uważasz inaczej?
Oczywiście wszyscy w milczeniu skierowali swój wzrok na mnie. Podkuliłam ogon. No dobrze, faktycznie: lubiłam, kiedy inni poświęcali mi uwagę, ale n i e t a k.
— Nie, nie — szybko podałam odpowiedź, na którą czekają.
Kruczek się zaśmiał.
— Z czego się śmiejesz? — skierowałam do niego pytanie.
— Z ciebie.
— Proszę was. — Jazgotek wyglądał, jakby spadło na niego tysiąc nieszczęść. Czy był zawiedziony, że musi wciąż powtarzać swoje upomnienia? — Przestańcie. Jedynie psujecie sobie nastrój, wciąż wypominając sobie wszystkie błędy. Czy nie łatwiej będzie się pogodzić? Proszę, zróbcie to dla pozostałych. Chyba wszystkich męczą już wasze kłótnie…
Zaległa głucha cisza. Jedno spojrzenie na najmłodszego członka rodzeństwa wystarczyło, abym upewniła się, że nie wyjdzie z przeprosinami jako pierwszy. Nikt nawet tego nie oczekiwał — reszta szczeniaków spoglądała na mnie, jakby oczywiste było, że to ja wypowiem magiczne słowo pierwsza. Jedynie Jazgotek był bezstronny, lustrując nas oboje mądrym wzrokiem. Coś, czego nie umiałam jeszcze nazwać, zapiekło mnie w serce, kiedy spod przymrużonych oczu obserwowałam, jak wielki się wydawał. Wiedziałam, że całe rodzeństwo, wpatrzone w niego jak w obrazek spełni jego prośby, ale czy ja miałam go posłuchać? Mówił jak nasi rodzice. „Pogódźcie się” — oznajmiali, kiedy Skarżypyta Kruczek oznajmił im o naszej kolejnej kłótni. Czy mam być jak oni wszyscy?
— Przepraszam — oznajmiłam, patrząc sobie w łapy. Uświadomiłam sobie, że to nie jest odpowiednia chwila na robienie fochów.
— Sorry — odezwał się mój brat, jednak jego ton nie wskazywał na żadną skruchę. Poirytowana podniosłam na niego wzrok. „Naprawdę nie umiesz się wysilić na jakieś godne przeprosiny?” — pomyślałam.
— Chodźmy dalej — w tonie Jazgotka słychać było ulgę, jakby kryzys został zażegnany. Ja jednak wiedziałam, że to tylko zawieszenie broni.
Najmłodszy z nas, Kruk, zaczął iść przed siebie, wlepiając wzrok w coś, co tylko on widział. Jazgotek z Promyczkiem gawędzili na przodzie, idąc raźno, podczas gdy ja szłam na tyle, obok Piaski. Suczka wyglądała, jakby sama moja obecność wprawiała ją w zakłopotanie. Zdziwiona obejrzałam się na nią, chcąc przypomnieć sobie, czy byłam dla niej ostatnimi czasami wredna. Przypomniałam też sobie, że ja jestem ciągle wredna, co wprawiło mnie w złość. Chciałabym być trochę milsza i mniej kłótliwa. Mniej zazdrosna, z poczuciem własnej wartości, heroizmem płynącym w żyłach. Umiejąca zrobić wszystko, nie robiąc nic. Żeby wielkie rzeczy przychodziły mi z łatwością… Albo bardzo trudno. Byleby przychodziły.
Zlustrowałam całe moje rodzeństwo wzrokiem, odkrywając prawdę, która trafiła mnie jak błyskawica. Zdziwiona, potrząsnęłam z niedowierzaniem głową, nie mogąc oderwać od nich oczu. Oni mnie nie rozumieli! Ciągle się z nimi kłócę, ale tylko dlatego, że oni nie wiedzą, jak to jest chcieć być kimś. Mogąc poświęcić wszystko, co się kocha, aby tylko być wyjątkowym. Być bohaterem, o którym wszyscy mówią. Mieć wspaniałą historię, pisaną złotym drukiem. Pełną zwrotów akcji, pokazów swoich umiejętności i czci od innych. Kłócę się z nimi, bo nie wiedzą, że chcę w ten sposób pokazać swoje niezachwiane wartości i ukazać im, jak żelaznym jestem psem. Uważają, że to moje złośliwości i potworny charakterem.
Znowu poczułam to uczucie, które odczuwałam, patrząc na królującego Jazgotka. Wiedziałam też już, dlaczego za nim nie przepadam. Ma to, co chcę mieć ja: szanowanie i czczenie przez innych, a na dodatek przywódczy charakter. Wprost wydaje się stworzony do wielkich czynów. Popatrzyłam na moje łapy. A ja? Biały kurdupel, puchata księżniczka, a mój ojciec nazywa mnie kiczowato Królową Pory Nagich Drzew. To było takie żałosne! J a byłam taka żałosna!
Z moich zamyśleń wyrwał mnie odgłos piszczącego Kruczka. Zdezorientowana obejrzałam się na boki, przy okazji napotykając wzrok Piasek. Przynajmniej ja jedyna nie byłam zdziwiona.
<Pustynny Wiatr?>
[957 słów: Dreszczka otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz