25 lipca 2021

Od Dyniowej Łapy CD Płomiennego Krzewu

 Dynia wziął sobie do serca wszystkie zasady obowiązujące wojownika, których nauczała go jego mentorka oraz matka jednocześnie. Nie mógł więc teraz odpuścić podobnego czynu, chociaż wiedział, że tym powinni zając się inni. Był tylko uczniem. Jednakże, czy to oznaczało, iż może przejść tuż przed nosem agresywnego wojownika z obcego klanu?
Patrzy na mnie pogardliwie, pomyślał i uniósł wyżej głowę.
— Tacy jak ty nie powinni być wojownikami. — Uśmiechnął się cynicznie. Pewność siebie pozwoliła mu zignorować przeciągłe warknięcie ze strony obcego samca. — Kodeks wojownika wyraźnie mówi: nie przekraczaj granic pozostałych klanów i nie poluj na ich zwierzynę. Powinno być ci to znane, prawda? — Przybliżył się. — Chyba że nie znasz kodeksu albo znasz, jednak nie przestrzegasz, co powinno być surowo karane. Zdajesz sobie sprawę, iż mogę to zgłosić, bo czuję zapach danego klanu od każdego obcego? — Uśmiech nie schodził mu z ust. — Nie musisz używać siły, by pokazywać kto tu rządzi, gdyż jest kolejna zasada kodeksu, która mówi, że drugi wojownik nie zabija drugiego wojownika, by wygrać, ale tylko wtedy, kiedy się broni.
Po tych słowach spodziewał się gwałtownej reakcji samca, jednak zdecydowanie nie podziewał się tak silnego ataku. Źle ocenił jego siłę. Nie czuł bólu pleców, które z zawrotną prędkością uderzyły o najbliższe drzewo, lecz czuł tylko swoją głupotę. Pies, z którym miał do czynienia, zdecydowanie był ślepy na jakiekolwiek zasady i nie obchodziły go żadne konsekwencje. Dynia nie wiedział jednak, dlaczego lider jego klanu nic jeszcze z tym nie zrobił. Ukrywał się? Maskował swoje przewinienia? Czy może lider był na tyle niekompetentny, by nie zwracać na to uwagi?
Podczas tych długich przemyśleń nie miał nawet czasu, by uniknąć kolejnego ciosu, lecącego w jego stronę. Gdyby na chwilę skupił się na tym, aby się obronić i uciec w jedną ze stron, to wolał zastanawiać się, dlaczego pies, taki, jak ten agresor jeszcze ma prawo bytu wśród klanowiczów.
Zsunął się bezwładnie na ziemię. Jego łapy odmawiały mu posłuszeństwa. Jednak to dobrze, może poudawać, że stało mu się coś niesamowicie i pies da sobie spokój. W ten też sposób odejdzie i zgłosi owo zajście do mentorki (i swojej matki jednocześnie), a ona powie o tym liderce.
Nie. Tak nie może być. Dynia nie jest tchórzem i z pewnością nie będzie udawać martwego. Stanie do walki, tak, jakby zrobił to prawdziwy wojownik Flumine; gdyż prawdziwy wojownik nie cofnie się przed żadnym niebezpieczeństwem i będzie dumnie reprezentować swój klan. Tak też myślał Dynia.
Powoli podniósł się na cztery łapy i po drganiach, o których pojęcia jego przeciwnik z pewnością nie miał, określił, w jakiej pozycji się znajduję. To gwarantowało mu płynny unik i chwilowe zdziwienie na pysku szarego, dorosłego samca.
— Co? — zaśmiał się. — Myślałeś, że jestem całkiem bezbronny? Nie lekceważ mnie. To, że nie widzę, nie znaczy, iż nie potrafię się obronić.
Płomienny Krzew, bo tak właściwie nazywał się przeciwnik Dyniowej Łapy, ruszył pędem w jego kierunku, otwierając paszczę i namierzając delikatny kark ucznia. Rudzielec nie dał się jednak tak łatwo — jeden krok w tył oraz skulenie, pozwoliło mu uniknąć ostrych jak brzytwa kłów agresora. Zaczynało robić się niebezpiecznie. Gadka o niezabijaniu drugiego wojownika na nic się nie zdała. Samiec nie cofnie się przed niczym; nawet jeśli ma już na karku podobne przewinienia, to nie zawaha się, by zabić także jego.
Dynia, wiedząc o tym, iż sytuacja robi się nieciekawa, próbował powoli obmyślać plan, który pozwoliłby mu unieruchomić samca. Złość jednak zaćmiewała jego logiczny umysł, przez co wciąż pchał się do walki i wciąż dostawał po dupie od większego oraz starszego Płomiennego.
Nie mając już więcej siły, poddał się, upadając na ziemię, jak szczeniak, który nie potrafi chodzić. Ze strony przeciwnika nie usłyszał żadnych słów; słyszał tylko odgłos ciągniętego mięsa po ziemi. Mięsa, które należało do jego klanu. Zniknęło. A on nie potrafił nic zrobić, by je ocalić.
Wrócił do legowiska, chociaż po drodze miał zamiar naleźć matkę, by o wszystkim jej powiedzieć. Wstrzymał się z tym jednak, wierząc, że samemu da radę rozwiązać sytuacje. W końcu to z jego winy zniknęły zapasy klanu. Wystarczy opracować plan i znaleźć odważnego samca, mającego głęboko w dupie kodeks, który był tak niezmiernie ważny dla Dyni. Sam się z nim rozprawi, nawet jeśli może być to ryzykowane i niezmiernie głupie, to uczeń wierzył w swoje zdolności. Teraz jednak woli odpocząć i wyleczyć bolące ciało, które w ciągu kilku minut zetknęło się z drzewem czy też ziemią tyle razy ile jest gwiazd na niebie.
<Płomienny?>
[725 słów: Dyniowa Łapa otrzymuje 7 punktów doświadczenia i x punkty treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz