Wydawało mu się, że źle usłyszał. Czyżby Płomienny właśnie podziękował? Nie, lepiej, przeprosił! Gdyby był ciut młodszy, pewnie pisnąłby jak młoda sunia, ale Jasny był starym samcem i ojcem. Dlatego pisk miał tylko w sercu.
Zdecydował się, że trzeba uważnie pilnować swoich słów i gestów. Patrzył na Płomiennego i wiedział, że jego pysk wykrzywił się w uśmiechu. Był przekonany, że samiec nie często używał takich słów jak dzięki i wybacz. Chociaż część jego chciała rzucić jakiś żart, to mogło się źle skończyć. Płomienny, chociaż odrobinę, się przed nim otworzyć, nie można tego zmarnować.
— Nie ma za co — powiedział łagodnie. — Nie chowam urazy. Nie możemy panować przed swoimi instynktami, prawda?
— Mhm — mruknął cicho Płomienny. Naprawdę mógłby być z niego uroczy pies, gdyby się postarał. Jasny uśmiechnął się szerzej.
— Ale dziękuje, że przeprosiłeś. Wiele to dla mnie znaczy.
Płomienny kiwnął łbem. Jasny miał ochotę poklepać go po łapie w geście „Hej, wszystko okey”, ale nie byli na tym etapie. Jeszcze nie byli, pozwolił sobie na tą myśl.
— ... a więc — zaczął, gdy cisza była już trochę zbyt niezręczna. — właściwie to miałem iść spotkać się z Mlecznym Okiem. Ale jeśli chcesz...
— Idź — powiedział Płomień. Nie zabrzmiało to zbyt uprzejmie, ale to w końcu Płomyk, czego można wymagać. Jasny i tak szedł dobrym nastroju, ogon merdał mu na obie strony.
Mleczne Oko czekała ma niego przy drzewach. Widział ją z oddali i jak nerwowo stuka łapą o ziemie. Nie chcąc podchodzić od łysej strony, obszedł okolice dużym łukiem. Gdy go zauważyła, zaprzestała ruchu i nastawiła uszy. Zawsze czujna.
— Spóźniłeś się — zaczęła, jak zwykle bez ogródek.
— Tylko ciut. — Machnął łapą i uśmiechnął się. Nie zadziałało.
— Czy Płomienny ci coś zrobił? — zapytała.
— Nie widziałem się z nim
— Śmierdzisz jak on
— Śmierdzę jak krew i flaki, podobne zapach, łatwo pomylić.
— Jasny — jęknęła. — Przestań. Zapomniałeś o zasadzie „Nie kłamiemy”.
Tu go miała.
— Po prostu wiem, że jesteś wobec niego uprzedzona.
— Nie jestem uprzedzona Jasny, to pieprzony psychopata — Przewrócił oczami. — A ty skaczesz wokół niego jak zakochany małolat.
— Mleczne Oko — powiedział, jego ton na moment poważny. Samica na chwile, chociaż wyglądała na zawstydzoną.
— Po prostu się o ciebie martwię — wymruczała pod nosem. Jasny uśmiechnął się czule. Oj dziecko, dziecko, pomyślał. Pod całą tą warstwą warknięć i syknięć siedzi urocza, młoda istotka, która nie chce, by inni wiedzieli, jak się troszczy.
— Nie musisz Kochaniutka. Tak, mam wobec niego jakiś poziom... sympatii, ale nie masz co się przejmować. Jestem bezpieczny i nie będę robić nic wyjątkowo głupiego.
Mleczna wydawała się usatysfakcjonowana tą odpowiedzią, ale były dwa problemy: nie wiedziała, jak dokładnie duży był owy poziom sympatii i co dla Jasnego oznaczała fraza „Wyjątkowo głupi”.
Sprawa zabójstwa dzieciaka wisiała nad nimi jak sztylet, który tylko czekał, by opaść. Zbliżali się powoli do kolejnego zgromadzenia i był pewien, że Jazgot nie odpuści tematu.
Nie mieli wbrew pozorom aż tak dużo psów, które dopuściłyby się takiego aktu. Wiedział, że inne klany widziały ich jako bandę drani, ale kto dopuszcza się zamordowania dziecka? Wiedział kto, Płomienny. Wbrew wymysłom Mlecznej, nie był zaślepiony. Doskonale wiedział, z jakimi psami się zadaje, tylko ignorował to. Jednak temat był zbyt naglący, by mógł dalej udawać, że go nie ma.
Wpadł na Płomiennego, gdy nie było nikogo w pobliżu. Jego oszukańczy mózg chciał wierzyć, że Płomyk wyglądał na zadowolonego.
— Słuchaj, jest sprawa — zaczął. Nie miał ochoty owijać w bawełnę. — I potrzebuje od ciebie dwóch rzeczy. Po pierwsze milcz, póki nie skończę. To nie będzie problem. Po drugie, bądź ze mną szczery, dobrze?
Płomienny patrzył na niego, zero warknięć w zasięgu słuchu. Zdecydował, że to wystarczy na potwierdzenie. Wziął głęboki wdech i pokręcił łbem. Oby to nie skończyło się dla niego źle.
— Chcę, abyś wiedział, że mówię to tylko dlatego, że dbam o ciebie, okey? Nie wiem, czy mi w to wierzysz, taka jest prawda. I nie chce cię w tym momencie oceniać, nie na głos przynajmniej. Czy zabiłeś szczeniaka bezgwiezdnych na granicy? Bo jeśli tak, to postawiłeś nas... postawiłeś mnie w gównianej sytuacji. Potrzebują kozła ofiarnego, a my musimy im go dać. Nie chcę, byś został wygnany albo zabity, więc jestem w stanie znaleźć psa, którego brak nie będzie szczególnie dotkliwy — Miał już kandydata, ale nie chciał go na razie zdradzać. Jemu samemu nie podobało się, jak szybko to nastało. — Jeżeli to nie ty, podejmę inne akcje, ale muszę znać prawdę, dobra? Czy zabiłeś dziecko, Płomyku?
<Płomienny Krzewie?>
[756 słów: Jasne Serce otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz