Wściekłem się na Jasnego…bo instynkt to zrobił, a nie ja. Nie chciałem go skrzywdzić, pozostawałem przy cichym warczeniu, bo świadomość mi podpowiadała, że ktoś jest zbyt blisko mnie. Odwróciłem szybko łeb w drugą stronę, chciałem walnąć się w głowę tak mocno, że zapomniałbym, kim jestem i może zmieniłoby mi się nastawienie. Westchnąłem, ulżyło mi, gdy wszystkie kawałki szkła zostały wyjęte. Dzięki Jasnemu. Czemu on wciąż mnie lubi? Przecież jestem wredny i mogę go jednym kłapnięciem szczęk zabić. Muszę go…przeprosić… Ciężko mi to przeszło przez myśl, bo w końcu nikt nigdy nie został przeze mnie przeproszony. Nikt nie zasługiwał, a jeśli już to nie była moja wina, tylko przeciwnika. Ale Jasny był inny.
Najpierw jednak postanowiłem się przespać, oczy mi opadały, wciąż burzyły się we mnie niewielkie nerwy, które zostały po spotkaniu z dużym mastiffem. Nareszcie mogłem odetchnąć i puścić w niepamięć lata spędzone na arenie, mogłem się zmienić i wręcz to pragnąłem. Ale jak się pozbyć dawnych nawyków, skoro ma się je zakorzenione głęboko w sobie? Odpłynąłem po przymknięciu oczu, zmęczenie wzięło górę.
Pod wieczór, gdy obróciłem się na drugi bok, poczułem ból na prawym ramieniu, syknąłem i wstałem. Musiał zostać jeszcze jeden mały kawałek szkła, obmyślałem intensywnie jak się go pozbyć. Może uda się wydobyć zębami? Wykonałem kilka prób wykrzywienia głowy, ale zamiast szkła wydarłem sobie kilka włosów. Odpuściłem dalszej walki i przypomniało mi się, że miałem iść do Jasnego. On mi na pewno wyciągnie odłamek, a w dodatku poćwiczę panowanie nad sobą. Obym znowu nie wyskoczył na niego z zębami, mam dość życia w agresji. A może Jasny mi pokaże inne życie?
Podążyłem za jego zapachem, był mało wyczuwalny, ale dałem sobie radę i go znalazłem niedaleko starego blokowiska. Przydreptał bliżej i pomachał kilka razy ogonem. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz mój ogon pokiwał się na boki, przeszło mi po głowie.
— Lepiej ci? — spytał. — Wyciągnąłem wszystko, co znalazłem, a potem zasnąłeś jak szczeniak.
— Został…jeden — wydusiłem, nie chciałem powiedzieć niczego chamskiego
Przekrzywił łepek, chyba go zdziwiło, że pominął coś. Położyłem się na brzuchu.
— Tu. — Wskazałem nosem.
Ruszył się z miejsca, aby zbadać sytuację, spojrzał z każdej strony, zachowując pewną odległość.
— Musiałbym na ciebie wejść albo położysz się płasko i wtedy jakoś dam radę, ale obawiam się, że mogę skończyć jako kąsek.
Nie skończysz, pomyślałem i położyłem się płasko, tak jak mówił. Po prostu to wyjmij i spróbuję cię przeprosić, przynajmniej to będzie dobre na początek.
— Jest całkiem głęboko więc… — urwał na moment — spróbuj mnie nie zjeść, proszę.
Złapałem pysk w łapy, żadnego gryzienia i warczenia, koniec z tym. Nos Jasnego musnął mi futro i jedynie cały się wzdrygnąłem, po chwili wyczułem jego małe zęby i ruszające się szkło. Po chwili się odsunął i pokazał mi odłamek. Całkiem mały…
— No to teraz powinno być wszystko — powiedział dumny z siebie.
— Dzięki… — Przełknąłem ślinę. — … I… wybacz, że wcześniej…się rzuciłem…
<Jasne Serce?>
[471 słów: Płomienny Krzew otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz