Wieść o śmierci dziecka Rzepy doszły do mnie szybko. Nie podchodziłem, ale obserwowałem, jak samica powoli się zatraca. Nie czułem, by było to na miejscu, by porozmawiać. Mogło to być uznane za próby podlizania się liderce. Nie potrzebowałem, by takie opinii o mnie krążyły. Już przyzwyczaili się do mnie, większość przestała już nawet warczeć na widok mojej obroży. Nie chciałem załamywać tego delikatnego spokoju. Ciekawość wciąż kierowała moje oczy w stronę liderki, ale się nie ruszyłem. Na szczęście ona przyszła do niego sama.
— Mógłbyś nie dręczyć jej w takim momencie? — zapytał Vergil.
— Pierdol się — odpowiedziałem. Ucho Rzepakowej poruszyło się, ale nie podniosła nawet na mnie wzroku. Ciągle zdarzało mi się zapominać, że nie mogę prowadzić dyskusji na głos, ale coraz mniej.
Podszedłem do swoich szafek i zaczął szukać odpowiednich ziół. Nie lubiłem posiadać od razu zrobionych lekarstw. To było zwykle marnowanie ziół, bo jeszcze nie wiadomo, czy będą komukolwiek potrzebne. Znałem przepisy, więc to i tak nie był problem.
Zdjąłem wszystko, czego potrzebowałem i zacząłem mieszać. Spoglądałem jednym okiem na samice. Nie odezwałem się. Czekała cierpliwie. To do niej nie pasowało.
— Słyszałem o Żabce — powiedziałem znad miski. Rzepakowa spojrzała na mnie. — Bardzo mi przykro z jej powodu.
— Dziękuje — odpowiedziała, gdy zdawało mi się już, że będę musiał pogodzić się z milczeniem.
— Też miałem dzieci — mruknąłem. To zwróciło jej uwagę.
— Co się z nimi stało?
— Część dorosła — odpowiedziałem, machając łapą. — Mają dobre życia. Spełnione. Osiągnęli tyle, ile mogli, mają dzieci. Inni nie wiem, gdzie są, zniknęli z horyzontu, ale chce wierzyć, że wszystko z nimi w porządku. A część nie żyje.
— Czemu nie jesteś teraz z nimi? — zapytała. Jej głos ciut głośniejszy, ciut bardziej żywy.
— Nie czułem już, że to moje miejsce. Mam… — zawahałem się. — odpowiednie towarzystwo w mojej głowie. Kocham ich, bardziej niż kogokolwiek, ale nie potrzebowałem ich już. Co ważniejsze, oni nie potrzebowali mnie. Mieli własne życia, własne historie. Wychowałem ich tak, by umieli sobie poradzić bez ojca u boku.
Milczała. Nie wymagałem od niej odpowiedzi. Nie byłem pewny, czy istniała jakaś dobra. Dołożyłem jeszcze odrobinę ziół, by substancja była trochę mocniejsza. Nie spieszyłem się, bo ona mnie nie popędziła. Chyba nie chciało jej się aż tak odejść do krainy snu.
— Nigdy nie miałam wcześniej dzieci — powiedziała. Jedną łapą przetrwała sobie pysk. Udawałem, że wcale nie ma tam łez.
— Moje pierwsze były adoptowane, niebiologiczne. Kiedy miałem potomstwo z krwi, jedna z naszych córek umarła. Nie upilnowaliśmy jej. Powinniśmy być może bardziej uważni, ale przecież nie przewidzieliśmy tego, nie mieliśmy możliwości przewidzieć. Była maluszkiem, uroczym naprawdę. Minęły już lata, a ja ciągle pamiętam jej pyszczek. Ty też nie zapomnisz Żabki. — Sunia patrzyła na mnie, oczy szeroko otwarte, a księżyc w nich błyszczał. — Może trochę ci się zamaże. Może w niektóre dni będziesz budzić się przerażona, bo rozmaże się trochę bardziej. Ale będziesz o niej pamiętać, każdego dnia aż do końca twoich dni.
Milczała. Vergil cicho mruczał z tyłu mojej głowy. Odłożyłem na bok miksturę i czekałem.
— Jak mam bez niej żyć? — zapytała, jej głos zduszony. Chciałem móc tak łatwo jej odpowiedzieć, ale wiedziałem, że nie ma tak łatwo.
— Dzień po dniu. Krok za krokiem. Na początku każdy twój oddech będzie bolał. Wszystko będzie ci o niej przypominać. Każdy promień słońca, każdy kwiat i każde szczenię. Potem się to zmieni. Nie na raz. Powoli. Będziesz uśmiechać się trochę więcej i śnić trochę lżej. Poradzisz sobie. — Dotknąłem ją w łapę. — Uwierzysz mi, Słońce? Poradzisz sobie. Będzie to trudne i męczące, ale przetrwasz.
Miałem wrażenie, że widzę łzy w jej oczach. Uśmiechnąłem się lekko i odsunąłem. Sięgnąłem po miksturę.
— To jest na ból głowy, weź od razu. A to na sen, jeżeli będziesz potrzebować więcej, przyjdź do mnie.
— Dziękuje ci Peter — powiedziała i wiedziałem, że nie chodziło tylko o mikstury.
— Do usług. Jeśli będziesz mnie potrzebować, to wiesz gdzie szukać.
<Rzepakowa Gwiazdo?>
[627 słów, 6 PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz