Było ciemno, zimno i zaczynało się robić wilgotno. Przyznam, że bardzo się bałam, byłam wręcz przerażona. Nie wiedziałam, jak to wszystko się dalej potoczy. Nie myślałam już nawet o konsekwencjach naszego bezmyślnego zachowania, chciałam się już tylko stąd wydostać, wrócić do obozu i przytulić się do mamy. Jeżeli jakimś cudem wydostanę się z tej brudnej nory, to będę grzeczna. Obiecuję, że będę wzorem do naśladowania, najgrzeczniejszym szczeniakiem w Ventus, tylko niech uda nam się wyjść z tego „labiryntu”. Dzięki mojemu pomysłowi bez problemu trafiliśmy na początek jaskini.
— Jesteśmy przy wejściu lub wyjściu... już sam nie wiem jak mam to nazwać. — Wskazał na średniej wielkości otwór znajdujący się poza naszym zasięgiem.
— Nie wydostaniemy się stąd. Jesteśmy zbyt niscy, wydaje mi się, że nawet gdybyśmy podskoczyli to i tak nasz wysiłek pójdzie na marne — stwierdziłam, wykluczając pomysł, na który Miętek by pewnie wpadł w najbliższym czasie.
— Damy radę wyskoczyć, jesteś po prostu pesymistką i z góry stawiasz, że nawet najgłupszy plan może okazać się skuteczny — zgasił mnie brat i podszedł do wyjścia z jaskini, próbując do niego podskoczyć.
— Mówiłam Ci, że to na nic, trzeba znaleźć jakiś bardziej sensowny sposób, który zadziała — stwierdziłam i od razu zaczęłam obmyślać nam jakikolwiek plan działania, który może wypalić. Spoglądałam na ciemne ściany w jaskini z nadzieją, że coś przyjdzie mi do głowy, jednak cały czas miałam w niej zupełną pustkę.
— Mam złe wieści, chyba zaczyna padać i to tak porządnie — uprzedził Miętek.
Miał rację, było słychać głośne grzmoty, a krople wody wpadały jedna po drugiej przez otwór do jaskini. Może to się wydać dziwne, ale miałam wrażenie, że jeśli zostaniemy tu do rana, możemy nie przeżyć z przyczyny utopienia się wodą deszczową. Może brzmieć naprawdę śmiesznie i zupełnie niepoważnie, ale było takie ryzyko, przynajmniej według mnie było prawdopodobne.
— Nie mamy wyboru, musimy spróbować jednak skoczyć — powiedziałam z niepewnością w głosie.
— Teraz mi to mówisz? Czyli burza musiała się rozpętać, abyś mnie posłuchała. — Przekręcił oczami.
— Nie będziemy tego wykonywać w taki sposób, jak ty to robiłeś parę minut temu, bo nigdy stąd nie wyjdziemy. Widzisz te kamienie? Możemy na nie wejść i wyskoczyć na zewnątrz. Jest o wiele więcej procent szans, że wydostaniemy się w ten sposób niż w jakikolwiek inny dotychczas nam znany. — Wskazałam na głazy leżące kawałek dalej.
— Ehhh... dlaczego ty musisz o tym decydować? Wyznaczasz mi wiecznie co mam robić i krytykujesz moje pomysły. — powiedział to z oburzeniem i niechęcią do współpracy.
— Jasne, możesz robić, co chcesz, jednak ja wolę zrealizować swój pomysł, bo jest według mnie najlepszy i może się udać, a z tego, co wiem, to ty nie masz żadnego — próbowałam go podstępnie przekonać z nadzieją, że to mi wyjdzie.
Niech się rządzi, mi to za bardzo nie przeszkadza, ale niech to robi po tym, jak się stąd wydostaniemy, bo gdy dostanie napadu złości lub histerii to pójdzie sobie w głąb jaskini, a ja nie mam zamiaru go szukać i znów plątać się w te sieci.
— Posłucham się ciebie tylko dlatego, że nie widzę żadnego innego racjonalnego rozwiązania, ale nie myśl, że jesteś mądrzejsza ode mnie — powiedział, zadzierając nos.
Przekręciłam oczami, nie kontynuując tej rozmowy, jeszcze byłaby z tego jakaś afera, a to nie byłoby nam raczej do szczęścia potrzebne w zaistniałej sytuacji. Wzięłam się za wykonanie mojego planu, podeszłam do kamieni, o których mówiłam przed chwilą. Wchodziłam ostrożnie na skały, uważałam na każdy stawiany przeze mnie krok. Bałam się, że się poślizgnę, albo coś pójdzie nie tak i nie dość, że będziemy tu gnić, to jeszcze Miętek będzie się ze mnie śmiać i mówić, że jestem do niczego. Muszę się ogarnąć. Doszłam w zaplanowane mi miejsce. Odsunęłam się kawałek, aby móc skoczyć i nagle dotknęłam czegoś miękkiego zadem. Nim się obejrzałam, tego czegoś już nie było.
— Ała, kuźwa! Kiełbaso! Mogłabyś trochę uważać!? Przez ciebie spadłem na sam dół i wszystko mnie boli — krzyczał na mnie wściekły brat.
Naprawdę zawaliłam w akcji, ale czy to moja wina, że on za mną szedł? Czy kazał mu ktoś? Mógł pomyśleć i zaczekać na dole.
— Mogłeś za mną nie iść, tylko zostać i nic by się nie stało — powiedziałam, nie spuszczając z niego wzroku. Czułam się trochę winna, ale czy powinnam mu współczuć?
— Nie gap się tak na mnie tylko rusz dupę i skacz, a ja sobie poradzę, nie jestem ciamajdą! — Nadal nie spuszczał z tonu. Zastanawiałam się, czy jego wypowiedź miała jakiś głębszy przekaz, ale w sumie czy jakiekolwiek słowa, które wyszły z jego ust, mają jakiś sens?
Postanowiłam mu nie odpowiadać i wykonać swój plan. Cofnęłam się jeszcze bardziej, zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę wyjścia. Odbiłam się od kamieni i wyskoczyłam, przynajmniej tak myślałam. Sprawa wyglądała tak, że moja głowa i przednie łapy były na zewnątrz, a druga część mojego ciała zwisała sobie. Ciekawe co ja teraz zrobię.
— Pokrako! Wciągnij się na górę! — radził mi brat. Cały czas tylko mnie wyzywał, no ale cóż taka jego natura. Jak się zdenerwuję, to pójdę i go zostawię, niech sobie tutaj gnije.
— Możesz mnie wiecznie nie wyzywać!? — krzyknęłam tak, aby nie usłyszał i próbowałam wyjść. Starałam się znaleźć jakikolwiek grunt tylnymi łapami, ale mój wysiłek szedł na nic, musiałam się w takim wypadku podciągnąć. — Mam przeczucie, że to się bardzo źle skończy — szeptałam sama do siebie. Zaraz się popłaczę, tak strasznie się boję i jestem taka brudna. Naprawdę już nigdy nie posłucham tego szarego kretyna. Mam wrażenie, że zaraz spadnę. Musiałam się ogarnąć. Spróbowałam się podciągnąć, wiedziałam, że mój wysiłek pójdzie na marne, ale warto podjąć próbę. Zaparłam się pazurami i z całą siłę, jaką tylko w sobie miałam, włożyłam w moje łapki. Niespodziewanie mi się udało. — Dałam radę! — krzyknęłam podekscytowana.
— Widzę. — Przekręcił oczami. — Mi to pójdzie z łatwością — dodał pewnie po chwili.
Nim się obejrzałam, znalazł się obok mnie. Naprawdę udało mu się za pierwszym razem, mi też się udało za pierwszym podejściem, ale jemu to nie sprawiło żadnego trudu.
— Wow, gratulację. — Spojrzałam się na niego z podziwem, gratulując mu tego co przed chwilą dokonał.
— Mówiłem, że mi się uda. — Uśmiechnął się egoistycznie, pokazując zęby.
— Nie dziękuj. — Przekręciłam oczami i nie miałam zamiaru kontynuować tej dyskusji. On i tak zawsze będzie taki narcystyczny, wątpię, aby się zmienił, chyba że jego mentor będzie jeszcze gorszy niż on, chociaż to praktycznie niemożliwe.
<Miętowa Łapo?>
[1031 słów: Polarna Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 2 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz