20 sierpnia 2021

Od Aroniowej Łapy — ,,Polowanie na cytrynę" cz. 2

Część opowiadania dzieje się przed śmiercią Skalnego Potoku
Akcja miała odbyć się jutro, ale tak się nie stało. Generalnie nasz ojciec wpierdzielił się w moje plany i je popsuł nawet po śmierci, gdyż odbyliśmy wszyscy nocne czuwanie przy Skalnym Potoku, marnując piękny wieczór. Cytrynek uciekłby z miejsca zdarzenia, gdyby Konwalia podrywała go na tle trupa swojego ojca, i wcale bym mu się nie dziwiła. Skalny Potok na każdym etapie swojego życia, w tym śmierci, wyglądał niesmacznie. Próbowałam zmusić siostrę, aby rozpłakała się czy pokazała, że jest jej smutno, ale nie wyszło. Szkoda, bo to byłoby wzruszające patrzeć, jak połączyło ją z Cytrynkiem nieszczęście. Łezka się w oku kręci. Chociaż w zasadzie się kręciłaby.
— To było do przewidzenia — powiedziała przy wszystkich, w tym przy swoim wybranku. — Susza dopiero zaczyna zbierać swoje żniwa.
Jak susza ma zbierać żniwa? Pytajcie się jej, bo ja w ogóle nie ogarniam, co ją napadło, żeby niszczyć sobie reputację i mówić takie głupoty. Ale w sumie i tak nic by ją już nie uratowało.
Nie, żebym ją w tym wszystkim nie rozumiałam (przynajmniej rozumiałam ją w sprawie śmierci ojca). Mnie samej nie zbierało się na płacz, gdy uświadomiłam sobie, że Potok zmarł. Nigdy go jakoś nie kochałam, a teraz jest jedno posłanie mniej do wyczyszczenia. (Obiecuję, Konwa, że pośpieszę się z treningiem i gdy ty będziesz próbowała zdobyć serce Cytrynowego, to ja zostanę wojownikiem! I nie, nie zamierzam pomagać ci z wymianą mchu!)
Trochę czułam wyrzuty sumienia, przypominając sobie moją ostatnią rozmowę z ojcem.
— Siema — powiedziałam do starszego. — Mówili, że chcesz coś zeżreć.
— Wody — odezwał się cicho.
Oblizałam swój mokry pysk, udając, że wcale nie wyżebrałam mineralnej od dwunożnego. Uśmiechnęłam się przymilnie, klepiąc go łapą po barku.
— Słuchaj — zniżyłam głos, rozglądając się na boki. — Może pobiegniemy maratonik, co? Wydaje mi się, że wyszedłeś z formy.
Nie odezwał się, jedynie spiorunował słabym spojrzeniem.
— Wody. Daj mi … wody.
— No już, już — westchnęłam, przybliżając swój pysk do niego. — Rozumiesz, że nie ma wody? Nie ma? Muszę gadać z tobą jak ze szczeniaczkiem? — pokręciłam głową w geście „Nie! Skądże. Przecież my się dobrze rozumiemy”. — Teraz każdy dba o siebie, stara szmato. Nikogo nie obchodzą spragnieni członkowie klanu, którzy nie dość, że nie pomagają nam w niczym, to jeszcze utrudniają życie. Jeżeli ktoś znalazłby wodę, wziąłby ją dla siebie. W obliczu zagrożenia nas wszystkich łączy to, że stajemy się egoistami.
Posłał mi wściekłe i niedowierzające spojrzenie, widząc wodę kapiącą z mojego pyska. Nie móc wyrzucić z siebie ani jednego słowa, próbował pokazać mi niewerbalne „pożałujesz tego, suko!”. Rozwierał psyk, jakby liczył, że pochłonie wilgoć z powietrza lub skapnie mu do paszczy co niecoś z mojej śliny. Na moim pysku zakwitł okrutny uśmiech.
— Widzisz, nigdy nie wiedziałeś, kiedy dzielić się wodą — westchnęłam, ale przysięgam, że gdybym wiedziała, że on umrze, to poszukałabym dla niego wody. Naprawdę! Nie gadałabym głupot, tylko skróciłam mu cierpienie. Dając wodę, oczywiście. — Utopiłeś mnie prawie za szczeniaka, zamiast zachować sobie wodę na zapas. Może to cię czegoś nauczy.
Na tym się skończyło. Odeszłam, zostawiając go samego. Muszę przyznać, że mam wyrzuty sumienia. Takie denerwujące, kłucie w bok-, a, czekaj-
To był jednak rzep.
W każdym bądź razie szkoda, że umarł. Serio. Teraz mam dwóch rodziców w Infernum, a ta wiadomość jest przykra. Wszyscy spodziewają się, że pójdę w ich ślady, ale jeszcze ich zdziwię. Nie zamierzam zostać mordercą.
Swoją drogą, ciekawe, co takiego zrobił Skalny Potok. Wiecie, niby wrzucił mnie do wody, ale nie zamierzał mnie utopić. Niby był agresywnie nastawiony do Cytrynka i docisnął go do ściany, ale w sumie nie chciał go zabić. Jakby tak o tym pomyśleć to nie był taki zły, co nie?
Czasem zastanawiałam się, czy nie powinnam zacząć kierować się mózgiem, zamiast dawać ponosić się emocjom. Cóż, czuję się nieprzyjemnie. Takie poczucie, że robisz coś źle. Że inni cierpią. Że być może to ty doprowadziłaś do śmierci ojca, co jest nawet bardziej niż prawdopodobne niż nieprawdopodobne. Jednocześnie nie chcesz się zgodzić z tym, że robisz coś źle, przez co jeszcze bardziej pogrążasz się w swoich zachowaniu. Zaczynasz czuć irytację na cały świat i otaczające cię psy. I odczuwają to, och, odczuwają. Skalny Potok odczuł to bardzo mocno. Zbyt mocno. Bo nie zasłużył.
Powinnam skupić się na celach. Moim obecnym celem jest pomoc swojej siostrze.
Dlatego tym się teraz zajmę. To pomoże mi odciągnąć myśli od nieprzyjemnych spraw.
Muszę pozbyć się tego dziwnego uczucia.

***

— Teraz ty — szepnęłam do Konwaliowej Łapy. — Szybko!
— Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. — Moja siostra stwierdziła spokojnie. — Gwiezdni nie zesłali mi żadnego znaku w tej sprawie.
Ugryzłam się w język i nie skomentowałam tego w ani jeden sposób. Oprócz popchnięcia jej, oczywiście, przez co wpadła na Cytrynowego Liścia. Cicho wycofałam się do zarośli, rozglądając bojaźliwie na boki. Nikt nie widzi? Stokrotkowy Płatek poszła?
— Potrzebuję cię jak nasz klan wody — spokojnie powiedziała Konwalia, przez co żołądek skręcił mi się z cringu. Naprawdę, co innego, kiedy mówisz to flirciarskim głosem i posyłasz zalotne spojrzenie, a co innego, kiedy odwalasz takie gówno!
Cytrynowemu zrzedła mina. Wykrzywiłam pysk w grymasie. Nie, nie, nie. To nie tak miało być.
— Posłuchaj — cicho powiedziała, co zdecydowanie nie było mojego autorstwa. Ani Sikorkowej. — Czy słyszysz, jak śpiewają ptaki? Widzisz, jak chmury przesuwają się powoli po niebie? Powinniśmy odciągnąć nasze umysły od potrzeby pragnienia, a zamiast tego-
Pozwólcie, że przerwę. Wam pewnie też się to przyda, bo tego nie da się przeczytać na jednym wydechu. Liczymy do dziesięciu i lecimy dalej.
— …spojrzeć sobie w oczy, i poczuć, co do siebie czujemy. Ja do ciebie czuję Cytrynowy Liściu coś więcej, niż przyjaźń, i mogę pomóc ci przejść przez twą stratę. Bolesny to był też mój przyjaciel, i jestem pewna, że cieszyłby się z naszego szczęścia. Uśmiecha się do nas, czujesz to?
— Cieszyłby się też z mojego szczęścia — Cytrynowy powiedział, jakby niepewien, czy aby na pewno robi wszystko dobrze — a ja cię nie kocham, Konwaliowa Łapo. Zrozum mnie, proszę.
Kiedy prosił ją, głos mu się załamać. Uczennica westchnęła, wpatrując się w jego oczy.
— Powiedz mi to, patrząc na mnie. Podnieś wzrok.  
Chciało mi się wymiotować. Wydawało mi się, że jestem przygotowana na takie romantyczne steny, ale to było po prostu żałosne. Szkoda mi siostry.
— Nie kocham cię — powoli powiedział, nieśmiało patrząc się w jej oczy. — Przepraszam.
W jej oczach zamigotały łzy. Nie wierzyła własnych uszom. Cofnęła się w popłochu i odbiegła, nie czekając na mnie.
Przeklęłam Cytrynka pod nosem i jego głupotę. Teraz będę musiała pocieszać Konwaliową. A, co gorsze, szukać jej.
Gwiezdni, serio? Nie mogłam mieć inteligentniejszego rodzeństwa? Konwa nie umie podrywać, a Fiołek rodzi szczeniaki w wieku dwunastu księżyców. 
 
[1112 słów: Aroniowa Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 1 Punkt Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz