Pierwsza lekcja przebiegła dobrze, ponieważ dziecko nie umarło. Wydawało się nawet zadowolone, chociaż sztuka bycia cicho była dla niej trudna. Zanim odbył się następny, miał parę rzeczy do nadrobienia.
Z Cierniem spotkał się, gdy ten siedział u Medyka. Leonis krzyczał na Kurkę, Kurka krzyczała na Leonisa, a Cierń wypluwał wodę.
— Jak to jest być mentorem.
— Nie ma, że dobrze czy niedobrze. Jeśli pytasz mnie, co najbardziej cenię w byciu mentorem…
Cichociemny przestał go słuchać i zdecydował, że przydałoby się zapytać kogoś innego. Ostrokrzew był równie nieprzydatny, Cykutę uznawał za szalonego, Kasztan nie mówił, Pył pogrążony był wciąż w samonienawiści i żalu, a Wianek wychował jego brata, więc to nie był najlepszy wynik. Cichociemny w końcu zdecydował się zrobić to, czego robić bardzo nie chciał i poszedł do Jazgota.
— Jesteś już mentorem Drzazgi jakiś czas, prawda? — zapytał mimochodem, niby od niechcenia.
— Co to ma znaczyć? Uważasz, że Drzazga za długo jest uczniem?
Czyli to jednak był zły początek.
— Nie, nie, wcale. Aczkolwiek ma już 25 księżyców i nie jest podobno nawet w połowie treningów.
— Jest chorowita, miewała nieprzyjemne wypadki. Zresztą ja też byłem niesprawny przez jakiś czas. Drzazga robi wszystko w swoim tempie i jest to tempo jak najbardziej odpowiednie.
Z Jazgota byłaby idealna matka niedźwiedzica, już tak jej broni, a nawet nie zdążyłem o nic oskarżyć.
— A co takiego robicie na tym swoim treningu? Przykładowo. — Jazgot spojrzał na niego zaskoczony, ale zaraz emocja na jego pysku się zmieniła.
— Szukasz inspiracji? — zapytał rozbawiony. Cichociemnemu nie spodobał się ten ton wypowiedzi.
— Jedynie chce sprawdzić twoje kompetencje — prychnął. Ta rozmowa również mu się nie spodobała, więc odwrócił się ogonem i zaczął odchodzić. Wtedy usłyszał zawołanie.
— Musisz być kreatywny. Zacznij może od małych rzeczy, jak tropienie czy ukrywania się. Muszą nauczyć się, jak być bezpieczne to najważniejsze.
— Dziękuję — odpowiedział uprzejmie.
— Proszę. A i uważaj z nią, dobra? Lusia to mój dzieciak.
— A ja myślałem, że jest potomkinią Cykuty, a nie mojego kuzyneczka.
Jazgot nie raczył już odpowiedzieć, jedynie przewrócił oczami i zaśmiał się. Nie pomógł szczególnie, ale dał jakąś inspiracje. Było to sensowne. Małe dzieciaki nie mogły walczyć na razie, więc musiały przynajmniej umieć ukryć lub uciec przed zagrożeniem.
Cichociemny postanowił wspaniałomyślnie, że posłucha się jego rady i wyprowadził swoją małą uczennicę na cmentarz. Postawił ją przed bramą i poprawił szaliczek.
— Zagramy w chowanego. Ja liczę, ty się chowasz. Masz czas póki nie krzyknę, zwiewaj.
Był jeszcze bardziej wspaniałomyślny i dał jej kilka sekund więcej. Rozejrzał się wpierw za brązowym tyłkiem, ale nic nie było. O tyle dobrze. Następnie wziął głęboki wdech.
— Jak mnie tak szybko znalazłeś? — zapytała, gdy wyciągnął ją delikatnie z kupy liści.
— Miałaś doskonałą ideę, jednak słabe wykonanie. Pobiegłaś wprost do swojej kryjówki, zero zastanowienia. Wystarczyło, że użyłem swoich nozdrzy i cię wyczułem. Jeszcze raz, teraz chociaż postaraj się biec zygzakiem.
<Lucerna?>
[460 słów: Cichociemny otrzymuje 4 Punkty Doświadczenia, a Lucerna 2 punkty treningu, Cierń zostaje wyleczony]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz