Skok adrenaliny, jaki Ciepły poczuł w swoich kończynach, widząc już drugiego szczeniaka wychodzącego na jezioro, nie mógł się równać z żadnym innym w jego życiu. W jego głowie jak na zdartej płycie zapętliło się „By tylko lód się nie złamał”. Co więcej, wizja wejścia do tak zimnej wody, gdyby wypadek miał miejsce, wprawiała go w panikę. Wyhamował przed brzegiem, nie będąc pewnym, czy on też może bezpiecznie przebiec. W końcu był cięższy.
— Promyczku! — zawołał nieco podwyższonym głosem.
Szczeniak obejrzał się na niego, nie przerywając biegu.
— Nie słyszę cię — odkrzyknął.
Nie było czasu na dłuższe zwlekanie. Pierwsze niepewne kroki Łapy szybko zamieniły się w bieg prawie na oślep. Nie chciał, by Fenkułowa przeżyła to, co jego mama, tylko dlatego, że nie był w stanie dopilnować jej dzieci.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nic dziwnego, że gdy tylko dogonił uciekinierów, spłynęła na niego ulga. Obserwował chwilę powitanie rodzeństwa, a raczej radosne skoki Promyczka obok nieco naburmuszonej Piasek. Jej mina mówiła jasno „Wcale nie potrzebowałam pomocy”. Och, tak co do tego nie było wątpliwości. Problem pojawiłby się dopiero, gdyby niebezpieczeństwo wysunęło po nią swoje zimne szpony z zaskoczenia.
Ciepły wyłączył się na piski radosnego malucha, czując dziwny zapach. Nie potrafił go zdefiniować, ani tym bardziej powiedzieć, czym to mogło być. Dwunożni? Nie. Borsuk? Na pewno nie! W takim razie czym mogło być to dziwne zwierze, które na pewno kręciło się tutaj jakiś czas temu? Dlaczego kręciło się akurat w tej okolicy?
— Bardzo ci dziękuję! Jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem! — wyrwało go nagle z zamyślenia.
Uczeń zamrugał. Dopiero teraz, przypominając sobie, gdzie jest i co się właśnie dzieje. Zmieszał się lekko na słowa szczeniaka. Znali się od niedawna. W żaden specjalny sposób nie przyczynił się do znalezienia Piasek, a do tego prawie wcale nie rozmawiali. Słowa te wydały mu się jakby w roztargnieniu rzucone na wiatr.
— Nie ma sprawy — wydusił z siebie. — Powinniśmy już wracać.
— Ale ja wcale nie chcę wracać — zaczęła marudzić suczka.
Kiedy jednak starszy kolega posłał jej poważne spojrzenie, nie wydała z siebie żadnych więcej protestów. Możliwe, że chłód i nagromadzenie emocji aż tak zaostrzyło karcący wzrok ucznia, a może po prostu wyczuła swoją przegraną pozycję w tej sprawie.
Całą trójką zeszli z jeziora, co pozwoliło Ciepłemu niego się rozluźnić. W końcu z daleka od wody! Byli cali, bezpieczni, w drodze do domu i nic nie mogło ich za… Głośny szelest krzaków po ich lewej rozległ się niczym uderzenie błyskawicy. Szczeniaki odruchowo odskoczyły. Padł na nich spory cień. Syn Rzepakowej podniósł wzrok na jego właściciela. Ukazał mu się najprawdziwszy czarny niedźwiedź. Czy jak wolałby sam zainteresowany — raz od niego większe monstrum, z kłami wielkości młodych szyszek, pazurami niczym duże kamienie, czarniejszym od nocy futrem oraz obłędem w oczach. Możliwe, że opis ten byłby nieco naciągany. Zwierzak wcale na zainteresowanego psami nie wyglądał, bardziej ciekawiły go pozostawione kilka metrów dalej śmieci. Przebudzenie ze snu zimowego znacznie zaostrzyło jego apetyt, dlatego nie widział problemu, by zejść z górskich partii w stronę miasta. Biedak musiał przejść przez jego większą część, by dostać się aż na tereny Industrii. Czyżby po drodze nie natknął się na żadne śmieci, a może zwyczajnie te przy jeziorze były lepsze? A może odstraszyły go Potwory Dwunożnych, przez co zboczył z trasy?
— Promyczku, Piasek, powoli wycofajcie się w kierunku obozu — szepnął Ciepły.
Nie słyszał jednak nawet najcichszego kroku na śniegu. Obejrzał się krótko. Maluchy stały jak wmurowane w ziemię. Popchnął bliżej stojącego Promyczka nosem.
— Już — syknął, czując jak znów, wzbiera w nim energia.
W tym samym momencie czarny gigant stanął znów na czterech łapach. Brzdące Fenkułowej podskoczyły i ruszyły biegiem w kierunku obozu. Bestia podążyła za nimi wzrokiem, ale bardzo krótko, bo jej uwagę zwróciło warczenie ucznia. Pysk niedźwiedzia stracił do reszty spokój. Zamruczał groźnie, po czym machnął łapą w młodego członka Industrii. Wydał się zaskoczony, kiedy jego cel odskoczył, a zaraz po tym zaczął cofać się znów na jezioro.
Głośne burczenie w brzuchu poprzedziło kolejny atak zwierza. Zmusił tym samym syna Rzepakowej do ucieczki. Nie mógł jednak biec w stronę domu. Tam były uciekające młode, które nie miałyby szans mierzyć się z tą prędkością. Był prawie na środku zbiornika, kiedy mimo szaleńczego biegu usłyszał trzask. Nie pod sobą, a za plecami. Zrobił gwałtowny skręt, przez to nieco się poślizgnął. Udało mu się jednak dzięki temu minąć z cięższym napastnikiem. Przeskoczył umiejętnie nad każdym pęknięciem pod swoimi łapami, aż w końcu usłyszał, jak lód się zarwał. Był gotowy na kontakt z wodą, ale on nie nadszedł od razu. Łapa był już prawie na brzegu, kiedy zgubił powierzchnie pod nogami i wpadł do jeziora. W pierwszej chwili ogarnęła go pełnoprawna panika, ale jednak to adrenalina wzięła górę. Wypłynął na powierzchnię, po czym z trudem wspiął się na brzeg. Zerknął za siebie, monstrum było w połowie drogi do niego, było zaskakująco szybkie w wodzie. Ciepły był pewny, że jeśli nie zabił, to spowolnił bestię. Nic bardziej mylnego. Zdążył wziąć jedynie kilka łapczywych wdechów i otrzepać się częściowo już z drobnych, zamarzniętych kryształków przed podjęciem dalszej drogi. Nie odważył się dłużej pozostawać w okolicach zbiornika. Szybko jak nigdy pobiegł w kierunku obozu. Modlił się do Gwiezdnych, by kupił maluchom dostatecznie dużo czasu. Okazało się, że tak, bo dogonił ich dosłownie kilka długości ogona od domu.
— Nic ci nie jest? — zapytał go Promyczek, z trudem łapiąc powietrze.
— Nie — zaprzeczył szybko Ciepły, równie zdyszany.
Pozwolił sobie w końcu na chwilę odpoczynku. Musiał zebrać myśli. Co teraz? Co jeśli potwór szedł za nim? Ile mogli mieć czasu? Czym powinien zająć się w pierwszej kolejności?
— Muszę porozmawiać z Sowim Pazurem — wyrzucił swoją myśl na głos.
— A, a co z nami? — zapytała Piasek.
— Z wami? — teraz przypomniał sobie o szczeniakach — Z wami. Tak, racja. Odprowadzę was do rodziców.
Nadal nieco rozkojarzony poprowadził ich w głąb obozu, aż nie stanęli zaraz przy Pustynnym Wietrze.
— Lepiej tu zostańcie — polecił im.
Skupiony na swoim celu przebiegł przez obóz, aż dopadł zastępcę.
— Sowi Pazurze. Byłem nad jeziorem z młodymi Fenkułowej Plamki. Znaleźliśmy tam bestię — oznajmił śmiertelnie poważnym głosem.
Nawet nie zauważył, że cały drży. Rzadko kiedy bywał faktycznie przemarznięty, ale krótki, wymuszony jogging w chłodzie oraz zmęczenie dały mu nieźle w kość. Starszy pies wyglądał bardziej na zirytowanego niż zaniepokojonego.
— Bestię? — zakpił w odpowiedzi — Nie brałeś przypadkiem żadnych ziół od Szarej Skały? To naprawdę słaba wymówka na wpadnięcie do jeziora, Ciepła Łapo.
— Ale…
— Nie mam czasu słychać takich bzdur. Lepiej uważaj, bo się przeziębisz — na odchodne spojrzał na niego jeszcze z politowaniem.
Syn Rzepakowej stał jeszcze chwilę osłupiały przez tę ignorancję. Dopiero kichnięcie wyrwało go z letargu. Spojrzał niechętnie w kierunku jeziora, jakby miało się stamtąd wyłonić wcześniej wspomniane monstrum. Jak się można spodziewać, nic takiego nie miało miejsca, bo niedźwiedź już dawno wrócił do swojego posiłku, gdy jego konkurencja uciekła.
Ciepły skierował się wolno do Petera, od którego dostał kilka ziół rozgrzewających oraz, parafrazując, poradę, by lepiej przygotowywał się do morsowania.
Kiedy tak jadł wolno zielono-szarą masę, poczuł, że ktoś się do niego przysiadł. Podniósł łeb, a jego oczom ukazał się Promyczek. Uczeń od razu wytarł pysk, czując, że cały jest brudny.
<Promyczku?>
[1160 słów: Ciepła Łapa otrzymuje 11 punktów doświadczenia i 2 punkty treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz