24 sierpnia 2021

Od Konwaliowego Szronu (Konwaliowej Łapy) CD Jeziornego Kwiatu

Początkowo akcja dzieje się w zimie, potem jest time skip

Zamrugałam, ze spokojem przyjmując słowa mojej mentorki. Czy przypadkiem nie wolno było przeganiać szczeniąt? Zastanowiłam się przez chwilę. Jednak one chcą nam zabrać jedzenie. Nie możemy na to pozwolić.
Czekaj.
Przecież możemy.
Nie odezwałam się, podchodząc do obcych mi szczeniąt. Pochyliłam się nad nimi, wypinając pierś i ze spokojem lustrując ich wzrokiem.
— Jesteście szczeniętami włóczęgów? — zadałam pytanie. Dzieciaki spoglądnęły na siebie, napinając mięśnie.
— Phi — mruknął jeden z nich, szczerząc kły. — A po co ci to wiedzieć?
— To ważne. — Początkowo nie miałam zamiaru odpuścić, jednak, po krótkich przemyśleniach, zmieniłam zdanie. — Wiecie, co? Nie musicie mówić, skoro nie chcecie. Nie ufacie mi? Boicie się mnie? Uważacie się za lepszych ode mnie? Ja wam powiem: świetnie. Każdy ma jakieś odczucia.
Kaszojady wytrzeszczyły oczy, a Jeziorny Kwiat przywaliła sobie łapą w czoło, aż plasnęło.
— Konwalio, słyszałaś mnie w ogóle? — widać było, że nie jest zachwycona. Jej ton głosu był pełen zimnego zdziwienia, a wzrok spod przymkniętych powiek nieprzychylny.
— Tak — potaknęłam, biorąc w zęby gołębia, który znajdował się obok niej. Strząsnęłam z niego śnieg, by jego szare pióra były czyste.
Położyłam go przed małymi włóczęgami, uśmiechając się do nich łagodnie i kojąco.
— Jesteście głodne, czyż nie? — Szturchnęłam łapą truchło zwierzyny. — A przynajmniej mi na takich wyglądacie. Tak jak mówiła moja mentorka, Jeziorny Kwiat, Tenebris to silny klan. Mamy dużo zwierzyny, której wam brak.
Szczeniaki chyba domyśliły się, do czego zmierzam, i, susząc ząbki, czekały, aż skończę mówić. Jeden z nich, mniejszy samczyk oblizał się, szaleńczo merdając ogonem.
— Jesteście młodzi i już próbujecie polować; gdy będziecie to robić następnym razem, podziękujcie za zwierzynę Gwiezdnym, dobrze? — W jednej chwili uśmiech znikł z małych mordek, zastąpiony przez niezbyt inteligentny wyraz. — To są nasi przodkowie, którzy nad nami czuwają.
Zapadła cisza, przerwana przez niedowierzające chrząknięcie Jeziornej.
— Ależ Konwalio-
Odwróciłam się do niej tyłem, dobitnie ukazując moje zdanie na jej temat.
— Powtórzcie za mną — poleciłam szczeniętom, kładąc dwie łapy na piersi ptaka. — Gwiezdni, dziękujemy wam za tą zwierzynę; upolowaliśmy ją pod waszym czujnym okiem, a teraz ugasi nam ona nasz głód i doda energii, której jesteśmy tak spragnieni.
Psiaki niepewnie powtórzyły tę modlitwę. Schwytały zwierzynę w szczęki i odbiegły w euforii, zapadając się w zaspach śniegu. Odprowadziłam ich spokojnym spojrzeniem brązowo-niebieskich oczu.
Jeziorna stała w ciszy, wbijając pazury w ziemię. Niemal poczułam, jak bardzo straciłam w jej oczach, kwestionując jej polecenia.
Jednak wiedziałam, że postąpiłam słusznie.

***

Właśnie zaczynała się moja ocena — trening, który ostatecznie zadecyduje o tym, czy zostanę mianowana na wojowniczkę.
To wszystko się tak opóźniło. Pomiędzy mną a mentorką było wyczuwalne dziwne napięcie, ilekroć ignorowałam ją czy zbywałam jakąś filozoficzną, niezbyt zachęcającą gadką. Czułam, że byłyśmy do siebie nawet podobne, ale… Może aż za bardzo?
W każdym razie, przede mną była moja ocena, chwila, w której prawdopodobnie zostawię legowisko uczniów i oddam Aronii czyszczenie wszystkich posłań samej. Ciekawe, jak sobie poradzi.
— Konwaliowa Łapo, teraz upolujesz tyle zwierzyny, ile tylko zdołasz — zaczęła Jeziorna, bacznie mnie obserwując i co chwila, upewniając się, czy aby na pewno jej słucham. — Gdy zakończysz łowy, wrócisz do obozu i pokażesz mi swe zdobycze. Potem poćwiczymy walkę.
Kiwnęłam ze spokojem głową, wymijając moją wilczą mentorkę i kierując się w stronę ogrodów. Tam, ze względu na cień, powinno być dużo gryzoni, mimo panującej wszędzie suszy. W serce zakłuło mnie wspomnienie o Skalnym Potoku. Chociaż mój ojciec umarł, nie popadłam w żałobę, nie darłam się histerycznie oraz nie płakałam. Dzień jego sądu już się odbył; mój także kiedyś nadejdzie. To zupełnie normalne.
Poczułam zapach myszy. Przyjęłam pozycję łowiecką i czekając na ruch w zaroślach, kalkulowałam w myślach odległość dzielącą mnie od potencjalnej ofiary.
Skoczyłam, miażdżąc do ziemi łysy ogon gryzonia, który przez uderzenie serca pokazał mi się zza zwiędłych, różanych krzewów. Machnęłam drugą łapą, wbijając ostre pazury w kręgosłup zwierzyny. Skrzywiłam się, gdy do moich uszu doleciał odgłos rozwalanych kości.
Wymruczałam krótkie podziękowania do Gwiezdnych, łapiąc w pysk ciepłe, ale i kościste ciało myszy. Potruchtałam dalej, buszując w ogrodach dwunożnych, trawionych przez suszę. Jak na tak trudne warunki do polowania, poszło mi świetnie, a mój pysk po chwili okazał się za mały, by pomieścić w sobie dwie bure myszy, młodego drozda i niezbyt dobrego, acz napychającego kreta.
Po niedługim czasie wróciłam do obozu, pokazując Jeziorce moje ofiary. Ta, z niemym podziwem, uważnie je oglądała, obmacując łapą.
— Gratuluje — szczeknęła. Od dawna nie słyszałam w jej głosie takiego ciepła. — Drozda od razu możesz zanieść starszyźnie, a kreta i gryzonie daj na stos zwierzyny.
Zrobiłam to, o co mnie prosiła, a potem spotkałyśmy się na zewnątrz ruin, by poćwiczyć elementy walki. W atakach i obronie nigdy nie miałam talentu, tak więc zaliczyłam tę część, ale nie było zachwytu; ot tak, zwykła, przeciętna wojowniczka.
Jeziorny Kwiat po skończonej ocenie w praktyce zadała mi parę oczywistych pytań z kodeksu wojownika.
— Ile księżyców musi osiągnąć szczenię, by zostać uczniem? A ile uczeń, by zostać wojownikiem?
Zamrugałam, ze stoickim spokojem odpowiadając.
— Uczniem zostaje szczenię, które ukończyło pół roku. By otrzymać imię wojownika, pies musi zdobyć wymaganą od niego wiedzę i umiejętności, a także przeżyć dwanaście księżyców.
Jeziorny Kwiat pokiwała głową z aprobatą, biorąc wdech. Po chwili w powietrzu zawisły kolejne polecenia.
— Dokończ. Słowo lidera klanu…, oraz Każdy klan jest wolny i…
— Słowo lidera klanu stanowi prawo — wyrecytowałam z pamięci. — Każdy klan jest wolny i niezależny, ale w razie kłopotów powinny się zjednoczyć w walce ze wspólnym problemem, aby zachować w istnieniu wszystkie cztery klany.
Po błyszczących z dumy oczach wojowniczki wiedziałam, że oto nadeszła moja chwila. Nigdy jej jakoś szczególnie nie oczekiwałam; to nie były moje ambicje. Mimo to byłam zadowolona, wiedząc, że wchodzę w zupełności dorosłe życie, otrzymując moje ostateczne imię.
Wróciłyśmy do ruin, a po krótkiej wymianie zdań między Gwiazdą a Jeziorną przywódczyni zarządziła zgromadzenie Ciemnych. Zachowałam spokój, tak jak zwykle, gdy poczułam na sobie spojrzenie wszystkich psów w klanie.
— Ja, Biała Gwiazda, liderka klanu Tenebris, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tę uczennicę. Ciężko pracowała, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam ją wam jako wojowniczkę. Konwaliowa Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia?
Wiedziałam, co muszę odpowiedzieć, ale się z tym nie zgadzałam. Nie mogę nic obiecać. Milczałam.
— Tak — wykrztusiłam z siebie po dłuższej chwili, szukając wzrokiem spojrzenia liderki.
— A zatem mocą Coelum nadaję ci imię wojownika. Konwaliowa Łapo, od dziś będziesz znana jako Konwaliowy Szron. Gwiezdni honorują twój spokój i zdecydowanie, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Tenebris.
Poczułam na sobie sierść Białej Gwiazdy, a po chwili liznęłam ją w bark długim pociągnięciem języka. Wszyscy wojownicy, uczniowie, szczenięta i starsi wykrzykiwali moje nowe imię. To jest — Konwaliowy Szron.

Koniec wątku Konwaliowego Szronu i Jeziornego Kwiatu.
[1079 słów: Konwaliowy Szron otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia oraz 3 Punkty Treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz