Zgromiłem czekoladową suczkę wzrokiem, na co ta rozchichotała się nerwowo, machając ogonem to na prawo, to na lewo. Nadstawiłem uszu, mając nadzieję, że ktoś zauważył, jak zostaję wraz ze Zroszoną uwięziony w potworze, a teraz za nami biegnie, jednak jedynym hałasem był warkot silnika.
— Um. — Suka przełknęła ślinę, po czym wydęła wargi. — To nic takiego! Tylko potwór dwunogów ruszył z miejsca, wiesz? Zaraz się wszystko uspokoi! Dwunożni są dziwni, ale nas wypuszczą, kiedy tylko się skapną, że jedziemy z nimi na gapę! Ej no, nie rób takiej miny — zganiła mnie, próbując ukryć panikę. — Wszystko będzie dobrze! I mnie nie obrażaj. Nie chciałam, tak? Tak, tak, nie chciałam i nie planowałam tego. Zrozum!
Zignorowałem ją, powarkując cicho za każdym razem, gdy potwór trząsł się na wyboistej drodze grzmotu. Położyłem uszy, z przerażeniem obserwując ciemne wnętrze samochodu; jedyne co byłem w stanie dostrzec do błyskające białka oczu Zroszonej Łapy.
Podszedłem parę kroków do przodu, węsząc. W powietrzu wisiała woń strachu Rosy albo i mojej, ale to nieważne. Oprócz tego jednak dało się wyczuć także zapach mięsa. Zaciekawiony, zmusiłem się do zamerdania ogonem, rozglądając się za jedzeniem.
— Czujesz? — szczeknąłem. — Zjemy coś, do-
Potwór znów się zatrząsnął, wyrzucając mnie na ścianę; uderzyłem w nią głucho, plącząc nogi. Zroszona zawyła, rozstawiając szeroko łapy i prostując ogon, by złapać równowagę. Po chwili zamilkła.
Odetchnąłem cicho, gdy turbulencje się skończyły, a potwór znów zachowywał się spokojnie. Niepewnie rozglądnąłem się za suczką, nie mogąc nigdzie dojrzeć jej oczu, bo o całym ciele nie było nawet mowy.
— Zroszona Łapo? — mój głos brzmiał dziwnie obco, jak gdyby jego naturalne brzmienie zostało zniekształcone przez ciemność, czy także przerażenie. W zasadzie ta druga opcja jest całkiem prawdopodobna.
Odpowiedziało mi stukanie pazurów oraz dziwne szuranie; po chwili także dostrzegłem fosforyzujące, bursztynowe oczy uczennicy.
Młoda suka podeszła do mnie, kładąc mi przed nosem kawałek szynki. Oblizała się, dokładnie wąchając mięso, po czym usiadła na ziemi, otwierając szczęki; z jej gardła wydobyło się drżące szczeknięcie.
— Widzisz? Znalazłam dla nas jedzenie! — oznajmiła z wymuszonym podekscytowaniem.
— Widzę — mruknąłem, pochylając się nad szynką. Zmarszczyłem brwi, gdy do mojego nosa doleciał zapach dwunożnych. Nie zdołałem ukryć obrzydzenia i ledwo powstrzymałem odruch wymiotny. — W życiu tego nie tknę.
Zroszona Łapa zamrugała, zbita z tropu, nerwowo chichocząc. Pochylając się nad mięsem, wzruszyła ramionami i kilkoma łapczywymi kęsami połknęła większą część jedzenia; mimo że skręcało mnie na sam zapach i wygląd pożywienia dwunożnych, musiałem odwrócić wzrok od zajadającej uczennicy. W brzuchu mi zaburczało.
Potwór znów zadygotał, posyłając resztki szynki w powietrze. Brązowa suczka wybiła się i wyciągnęła pysk, próbując złapać mięso, jednak w tej samej chwili auto zatrzęsło się wyjątkowo mocno, a Rosa, z głośnym jazgotem upadła na dziwną podłogę w potworze.
Jedzenie spadło natomiast wprost na moją łapę; usłyszałem ciche plaśnięcie. Oczywiście, skorzystałem z sytuacji, eleganckim chapnięciem zlizując mięso.
Rosa chyba nawet się nie zorientowała, biadoląc coś głośno.
— Wiesz, co? — zaczęła, kręcąc się w kółko. Oparła się o drzwi, którymi weszliśmy do tego potwora i zaczęła w nie skrobać pazurami. — To jest chyba bagażnik — tak to nazywają dwunożni. Gorąco tutaj, nie? Tak czy nie? Mam nadzieję, że niedługo stąd wyjdziemy, bo jak mam być szczera, to mam już tego dosyć. Było fajnie i w ogóle, ale nie pogardziłabym, gdyby już nas stąd ktoś wypuścił. Może nawet dałabym się pogłaskać. Z tego, co pamiętam, to było całkiem miłe, dopóki nie zaczęli cię kopać. Ach, ci dwunożni, są tak zmienni, brzydcy i głupi.
Zaczęła coraz bardziej rozpaczliwie drapać ściany oraz podnosić głos. Położyłem się na podłodze, oblizując pysk z resztek szynki, a także kładąc łapy na oczach i uszach, by jakoś stłumić jej pierdolenie.
— Czujesz to, nie? Gorąco jest, oj, gorąco. — Cofnęła się, biorąc rozbieg; uderzyła prawym bokiem w nietypowe drzwi, próbując się wydostać na zewnątrz. Auto się znowu zatrzęsło, jednak ona nie miała zamiaru się poddawać. Zaczęła walić w ścianę jak opętana. — Ja nie mogę, ten dwunożny jest głuchy, czy co?! Upieczemy się tutaj, zgubimy i zagłodzimy. Już nigdy nie zobaczę żadnych szczeniaczków, Muszelki, Podgrzybka i mojej rodziny, czyli Wodnych, oczywiście. To przecież jest straszne! Nie wejdę już do obozu, nie pomogę starszyźnie, nie zdobędę rangi wojownika! Mogłabym nawet zjeść pięćdziesiąt ryb, tylko żeby się stąd wydostać!!!
Uniosłem jedną łapę, odsłaniając sobie lewe oko. Westchnąłem przeciągle.
— SŁYSZYSZ, DURNY DUPKU?! — ryknęła Zroszona, tocząc pianę z pyska. — WYPUŚĆ NAS STĄD, BO INACZEJ-.
Potwór zwolnił, a po chwili się zatrzymał. Suczka ledwo to zauważyła, wykrzykując coraz to nowe wyzwiska. Dwunóg chyba wreszcie ją usłyszał, bo, mimo jazgotu Rosy, usłyszałem trzask drzwi od kabiny, w której siedział dwunożny, a po chwili także jego ciężkie kroki.
Drzwi otworzyły się, wpuszczając do mojego więzienia snop jasnego światła; uczennica zamilkła, wywalając oczy i, po krótkim paraliżu, wyskoczyła krzywym susem z bagażnika.
Biegłem tuż za nią i gdy już myślałem, że uda mi się zwiać, dwunożny wrzasnął, w akcie paniki zatrzaskując z powrotem drzwi. Tylna łapa, której nie zdążyłem zabrać, została zmiażdżona. Usłyszałem trzask łamanych kości, a moje oczy zaszły łzami od przeraźliwego bólu. Otoczenie raz za razem ciemniało i rozjaśniało się, zachodząc mgłą.
Pysk zaczął mi ciążyć, a łapy machać na wszystkie strony, szukając podłoża. Drzwi z powrotem rozchyliły się, wypuszczając ze swych szczęk moją kończynę. Upadłem na trawę, niezdolny wykonać jakikolwiek ruch.
Poczułem na sobie roztrzęsioną dłoń dwunożnego, która delikatnie dotknęła mojej łapy. Zaraz potem usłyszałem przeraźliwy warkot Zroszonej, a i przestałem czuć palce dwunoga, macające moją nogę.
Rosa, cały czas groźnie się szczerząc, podbiegła do mnie, bojaźliwie łypiąc kątem oka na łysego stwora. Syknęła coś do mojego ucha, jednak nie byłem w stanie rozpoznać słów. Na trzech drżących łapach uniosłem się, a czwarta wygięła się pod nienaturalnym kątem. Moje ciało przeszył piorun bólu, na który nie byłem w stanie się przygotować; gdyby nie Wodna, która podtrzymała mnie barkiem, byłbym z powrotem osunął się na trawę.
— Chodź, odprowadzę cię do medyka — szczeknęła, węsząc w powietrzu. Jej słowa dochodziły do mnie jak zza mgły. — Ej, poznaję tę okolicę! Nie jesteśmy jakoś bardzo daleko od naszych terenów!
Gdy przez przypadek szturchnęła moją złamaną nogę, usłyszałem ciche chrupnięcie.
— Ej, coś ci chrupie w tej łapie! — Zmarszczyła nos, ponownie ruszając moją kończynę; pod jej dotykiem znów dało się słyszeć cichy chrzęst.
Odwarknąłem cicho, oszołomiony opierając się na suczce całym moim ciężarem. W głowie mi się kręciło, a tylna łapa na przemian kłuła i pulsowała.
— Z-zostaw — syknąłem.
Zroszona Łapa jak oparzona odsunęła się, kończąc swoją zabawę moją chorą kończyną. Po chwili ruszyła przed siebie, cały czas pomagając mi chodzić; nieporadnie skakałem na trzech łapach, a chociaż byłem spragniony, przegrzany i głodny, największe cierpienie zapewniała mi łapa, tłumiąc wszystkie inne problemy.
— O tak, świetnie! Chodź, chodź, już jesteśmy niedaleko! Tak, tak, mało już drogi zostało, wiesz? — niemal pluła słowami, wypowiadając wszystko, co jej się nawinęło na język. — Nie mogę się doczekać, aż wrócę do obozu, ale, oczywiście, najpierw cię odprowadzę, bo widzę, że coś sam byś sobie nie poradził. Szkoda. Ale z drugiej strony fajnie, bo wreszcie pokażę, jak bardzo pomocna i wychowana jestem. To miłe. Znaczy-, przykry jest twój ból, ale miłe jest to, że zachowuje się dobrze. Bo tak zawsze trzeba robić! Zawsze! Mama mi tak mówiła. Chociaż ona mnie zostawiła, a to nie było fajne. Ale z drugiej strony, przez jej złą decyzję jestem teraz we Flumine! Poznałam szczeniaczki i ruuude psy. — Zrobiła rozmarzoną minę. — Rudy to najlepszy kolor. Cholera, szkoda, że nie jestem ruda. Ale może będę mieć rude dzieci! Byłoby super! Wiesz, Pszczela Łapo, ja-.
Oczy zaczynały mi się kleić, a otoczenie zamieniło się w kilka wielkich kolorowych plam. Zamrugałem szybko, próbując znów zobaczyć coś ostro; bez skutku. Przestałem rozróżniać tylne łapy od przednich i złamaną kończynę od tych zdrowych; przy tym miałem wrażenie, że Rosa się oddala, a jej głos cichł. Zachwiałem się.
— N-nie… Idź… — wycharczałem, z uczuciem suchości w gardle.
Nie słuchała mnie. Z paniką postawiłem parę kroków w stronę, w którą odeszła. To było prawo?... Nie, chyba lewo… Stanąłem na przedniej łapie, a świat spowiła ciemność, jak gdyby ktoś wyłączył światło. Nie, nie, to chyba była tylna łapa… Tylko prawa czy lewa? Och, sam już nie wiem…
***
Powoli otworzyłem oczy, oślepiony nagłą jasnością. Mrugnąłem przeciągle, a po krótkiej chwili dostrzegłem dwie sylwetki psów w rogu pomieszczenia.
— Wiesz, Manaciku, że raz o mało co nie połknęłam pszczoły? — Dosłyszałem skrzeczący głos należący do zgrabnej, mleczno-cynamonowej suczki. — To szczególnie zabawne, jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że nasz nowy pacjent jest Pszczelą Łapą!
— Tak, tak, Owsianko-
Kichnąłem głośno, nieprzyzwyczajony do intensywnego, czasami ostrego, a czasami słodkiego zapachu ziół. Medycy odwrócili się przodem do mnie; fafle na pysku Manaciego Olbrzyma ułożyły się w uśmieszek, a Cynamonowa Pestka wyszczerzyła się przyjaźnie.
— Gdzie ja jestem? — Mój mózg zaczął powoli przypominać sobie wydarzenia, a ja spróbowałem się odwrócić, by zobaczyć moją kończynę, z której wydzielał się wyjątkowo nieprzyjemny zapach. Przeszkodziła mi w tym młoda medyczka.
— Spokojnie! Leż, leż, wszystko będzie dobrze!
Zamarłem, przygryzając wargę; zastanawiałem się, ile treningów mnie ominie i czy Bryzowa Gwiazda, tfu, Szept, bo nie zasługuje na swą rangę, nie postanowi mi zmienić imienia na Złamana Stopa, czy coś takiego. Wlepiłem spojrzenie w sufit.
— Przyprowadziła cię tutaj taka młodziutka suczka z Flumine — wytłumaczył mi Manaci Olbrzym, wracając do sortowania ziół. — Ot, taka rudawa, wyglądała jak malutka wiewióreczka.
Uśmiechnąłem się pod nosem; gdyby Zroszona Łapa usłyszała, jak ktoś nazywa ją „rudawą”, chyba by się posikała ze szczęścia!
< Zroszona Łapo? >
[1529 słów; Pszczela Łapa otrzymuje 15 Punktów Doświadczenia i 2 punkty treningu, zostaje wyleczony ze złamanej nóżki]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz