TW; krew, opisy zwłok
Szloch uciekał. Biegł zdecydowanie za szybko jak na szczeniaka w jego wieku, a co gorsza nie w kierunku klanu.
Larwa zawsze łatwo się gubiła i podejrzewała, że nie jest jedyna w rodzinie. Suczka nie znała drogi, którą zmierzał jej brat — chyba wylądują gdzieś na polanie. Miała nadzieję, że nie będzie to zbyt daleko. Starała się dogonić Szlocha, ale jego sylwetka zaczęła znikać powoli w oddali.
I nagle szczeniak rozpłynął się w powietrzu.
Przyspieszyła, chociaż płuca powoli odmawiały jej posłuszeństwa.
Larwa zdawała się zapomnieć, że może brata po prostu wywąchać. Znała jego zapach i gdyby tylko spróbowała, poszukiwania skończyłaby w kilka minut. Niestety, zamiast tego biegała rozpaczliwie wokół miejsca, w którym wydawało jej się, że widziała brata po raz ostatni.
W końcu jednak usłyszała cichy jęk gdzieś na dole. Podeszła kilka kroków i zastygła.
„Odezwij się jeszcze raz, proszę” pomyślała. „Szloch, ty zawsze płaczesz, a teraz nie dasz rady?”. Odczekała jeszcze kilka chwil, tak na wszelki wypadek, a potem zaczęła krążyć. W końcu zauważyła, że kilkanaście metrów dalej ziemia się zapada. Serce stanęło jej na moment, ale zmusiła się, by podejść do rowu.
I znalazła go. Leżał nieprzytomny, z głową odchyloną do tyłu. Szloch najwyraźniej miał pecha — jedno jego ramię zdobiła teraz czerwona plama, w dodatku taka, która nie chciała się przestać powiększać.
„Zabiłam go” pomyślała. Wzrok utkwił jej gdzieś w oddali. Gdyby ktoś spojrzał na nią teraz, mógłby uznać, że zastygła w tej pozie, umierając na zawał, tylko drżenie zdradzało, że jest w niej jeszcze jakieś życie.
Chciała sprowadzić pomoc, ale jej obawy okazały się prawdą — nie wiedziała, jak dotrzeć do domu. Poza tym wolała nie zostawiać Szlocha samego, wiele zwierząt w okolicy nie poluje, za to ma dziwne upodobanie do mięsa.
Suczka chciała wyrzucić tę myśl z głowy, ale brzydkie myśli nie lubią znikać za szybko.
Zawyła. Jakby wyrwana ze snu zaczęła kopać i kopała, aż zdarła sobie poduszki przednich łapek. Jeśli wykopie dół na dwa metry, Szloch wyzdrowieje, powtarzała sobie. Kopała więc mocniej, kopała, żeby ustało dziwne kłucie w klatce piersiowej i żeby świat przestał wirować. Żeby powietrze przestało rozcinać jej gardło i w końcu, żeby brat wstał. I może Gwiezdni zobaczyli suczkę na granicy obłędu i postanowili się nad nią zlitować. A może nie.
W każdym razie usłyszała pojękiwania. Z początku były ciche, ale wszystko wskazywało na to, że Szloch odzyskuje przytomność.
— Żyjesz! — pisnęła. Jednocześnie zauważyła, że czerwona plama na jego ramieniu rozmiarem przypomina już większe szyszki.
Larwa oczywiście nie wiedziała nic o zarazkach. Dlatego nawet nie wytarła pyszczka z ziemi przed przyłożeniem go do rany brata — nie miała ku temu powodu. Chciała, żeby krew przestała lecieć, więc zrobiła, co wydawało się wtedy słuszne. Gdyby ktoś jej o nich opowiedział, poszukałaby innego rozwiązania tego problemu. Zarazki dla odmiany nie musiały wiedzieć co się z nimi dzieje — trafiły do zdrowego organizmu i szybko zabrały się do pracy. Ale o tym szczeniaki miały się przekonać dużo później.
— To trochę boli…
Odskoczyła od niego niemal natychmiast. Pamiętała, że do rannych powinno się mówić — nie wiedziała, jak to miało pomóc, ale nie zamierzała się nad tym teraz rozwodzić — dlatego streściła mu, co się stało. Pominęła te koszmarne pół godziny, kiedy myślała, że umarł i potem spytała, czemu biegł. Prawdę mówiąc, nie obchodziło jej to ani trochę, bo niezależnie od odpowiedzi cała ta sytuacja to jej wina. Jednak słuchała go z uwagą; mówił trochę niewyraźnie, ale nie bełkotał, co uznała za dobry znak.
Chmury już dawno zasłoniły słońce, ale dopiero teraz zrobiło się naprawdę ciemno.
— Będzie padać — jęknął Szloch, próbując wstać.
Larwa patrzyła wprost na czerwoną plamę. Brat chyba jeszcze jej nie zauważył, chociaż rana wydawała się rozległa. Suczka chwyciła zębami jakąś szmatę — ostatnio często spotykała ślady dwunożnych i nauczyła się już nazywać niektóre z nich — a następnie przymocowała do rany tak ciasno jak potrafiła. Szloch zadrżał (zadrżały również kolejne zarazki zachwycone wizją spotkania ze wciąż otwartą raną), ale zniósł to dzielnie. Potem Larwa pomogła mu wstać i razem wygrzebali się z wnętrza rowu. Szloch trochę kulał. „Teraz mogę za nim nadążyć” przemknęło Larwie przez myśl, a jej oczy zasłoniła mgła.
Suczka rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę miejsca wypadku i nieco dalej zauważyła martwego królika, któremu robaki zdążyły już wyjeść oczy. Jego bok również pokrywała czerwona plama, ledwie widoczna pod owłosionymi nóżkami setek much, rozpoczynających swoją ucztę. W kilku miejscach skóra stworzenia otwarła się, odsłaniając larwy wijące się w strzępkach mięśni. Zaczynała rozumieć, skąd taka niechęć innych psów do robactwa. Wtedy szczęka królika poruszyła się, odsłaniając białe zęby, potem jeszcze bardziej, ale suczka nie chciała wiedzieć, co wyjdzie ze środka. Pobiegłaby przed siebie, ale w tamtej chwili nie była pewna czy to ona podtrzymuje Szlocha, czy Szloch ją.
Wkrótce spadły pierwsze krople. Były zimne, ciężkie i zdecydowanie ograniczały szczeniakom widoczność. Jeśli wcześniej szli powoli, teraz ledwie włóczyli łapami, targani przez wiatr i kuląc się gdy kolejne grzmoty rozcinały monotonny szum wody.
W końcu ukazał się im dwunożny. Widzieli go coraz lepiej — jego ściągnięte brwi i dłoń dzierżącą wielki miecz. Miał szarą twarz i rozwiane włosy, a kiedy podeszli jeszcze bliżej, zauważyli, że stoi na dwóch skrzyżowanych belkach, do których przybito innego dwunożnego. Oczywiście ani Larwa ani Szloch nie mogli wiedzieć, że rzeźba przed nimi przedstawia anioła żądnego zemsty za śmierć Chrystusa, ale rozumieli, co posąg ten oznacza dla nich — znaleźli się na cmentarzu.
< Szloch, postaraj się nie umrzeć, co? >
[ 871 słów, Larwa otrzymuje 8 punktów doświadczenia i 1 punkt treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz