28 sierpnia 2021

Od Lucerny CD Jazgotu

Akcja dzieje się jesienią, zanim corgi zostały uczniami.
Mała suczka radośnie wybiegła z opiekunem na zewnątrz. Widziała jego zmęczenie, ale winę zrzuciła na wczesne wstawanie. W końcu mało kto o tej godzinie wydawał się w pełni przytomny. Corgisia, zamiast przejmować się swoim błędem, obiecała sobie, że następnej nocy da się Jazgotowi wyspać do woli. Może nawet przypilnuje, by nikt go nie budził poza nagłymi wypadkami. Nie miała wątpliwości, że tego dnia sobie na to zasłuży. Tyle godzin spędzonych na poszukiwaniu przygód, nawet w wyborowym towarzystwie, wydawało się męczącym zajęciem. Nie ważne jak silny i mądry był Jazgot w oczach Lucerny. Nadal był tylko psem, a to oznaczało, że potrzebował odpoczynku. W tamtym momencie jednak ważniejsza była decyzja na temat ich dalszych losów.
— Chciałabym zobaczyć plaże. Z daleka wydawała się bardzo ładna i słyszałam o niej kilka historii — zadecydował szczeniak.
Starszy pies nie wydał się tym zbyt zaskoczony. Najwidoczniej sam rozumiał pociąg malucha do tego miejsca. Ciepły piasek, głośny szum morza oraz różne ciekawe zapachy, pochodzące od jedzenia dwunożnych. Chociaż może nie koniecznie był to ich sezon, nadal można było natrafić na jakieś interesujące znalezisko, wyplute przez ciemną toń.
— Pamiętaj, że musimy uważać, nie wiadomo, kogo tam spotkamy. Bądź ostrożna i pamiętaj, żeby słuchać, gdy coś ci polecę, dobrze? — powiedział do niej Jazgot, kiedy jeszcze miał szanse złapać choć odrobinę jej uwagi.
— Dobrze! Będę bardzo, bardzo ostrożna! — zapewniła go mała.
Przeszli przez teren jakby polny, rozciągający się przed podejściem do plaży. Wysoka trawa była już położona, jakby czekała na spadniecie śniegu. Flora nie była w swojej szczytowej formie, podobnie wyglądała fauna. Dwójka wędrowców miała jednak spore szczęście, bo natrafiła na małe stadko bażantów. Prawdopodobnie zostałyby szybko wystraszone zbliżającym się zagrożeniem, gdyby Jazgot nie zatrzymał, myślącej o puchatych chmurkach córki Cykuty w miejscu. Młoda od razu rozejrzała się z zaciekawieniem. A gdy dostrzegła kolorowego ptaka, prawie zapiszczała z zachwytu.
— Jaki on kolorowy — westchnęła na tyle cicho, na ile potrafiła.
— Poczekaj tutaj, spróbuję któregoś z nich złapać — polecił jej opiekun.
Corgisia nie zamierzała protestować, przycupnęła sobie w kępie trawy, z której miała dobry widok i obserwowała polowanie ze skupieniem. Po długim skradaniu oraz krótkiej szamotaninie mogli się posilić. Ich jedzenie nie było barwnym osobnikiem, który przykuł uwagę szczeniaka, a szarym, niepozornym ptakiem. Aczkolwiek nie zraziło to w żadnym topniu Lucerny.
— Jejku, świetnie ci poszło! — pochwaliła opiekuna.
— To nic takiego — odparł starszy pies, zaszczycając ją uśmiechem.
Gdy śniadanie mieli za sobą i ruszyli w dalszą drogę, nagle kulka pozytywnej energii wykrzyknęła:
— Stop! Poczekaj!
Zaalarmowany Jazgot rozejrzał się w popłochu za ewentualnym zagrożeniem. Jakim cudem je przeoczył? Otóż żadnym, bo nie było niczego takiego wokoło. Suczka odbiegła od niego na kilka sekund, po czym wróciła z kolorowym piórem w zębach.
— Zobach jachie ślichne! — wymamrotała.
Faktycznie prezentowało się pięknie.
— Na pewno chcesz z nim chodzić przez całą wycieczkę?
O tym nie pomyślała! Jej móżdżek zaczął pracować na pełnych obrotach, by rozwiązać ten problem, aż w końcu ujrzała sporej, w porównaniu do małego corgaska, wielkości kamień. Podeszła do niego, odłożyła piórko i przytrzasnęła je ciężarkiem.
— Chyba nie powinno uciec — stwierdziła, przyglądając się temu krytycznie.
Plaża tego dnia prezentowała się wietrznie, a pogodę ciężko było zaliczyć do sprzyjających. Wbrew pozorom działało to na korzyść Bezgwiezdnych. Mogli delektować się tym miejscem w samotności. Piasek zaskoczył szczeniaka. Lusia nie miała pojęcia, że chodzenie po nim będzie tak niecodzienne, dlatego początkowo uraczyła Jazgota zabawnymi skokami z łapki na łapkę. Dużo bardziej spodobała jej się wilgotna część, chociaż fale także nie zaliczyły się do jej ulubionych. Wiązało się to głównie z faktem jej maleńkich rozmiarów. Miała wrażenie, że woda może ją porwać.
Podczas tego spaceru znaleźli kilka pięknych muszli, które Lucerna długo przeglądała.
— Ale wszystkie są takie ładne — jęknęła po dobrych kilku minutach podejmowania decyzji.
— Ale nie damy rady wziąć wszystkich — próbował wyjaśnić jej pies, sam zastanawiając się, co z tym zrobić.
W pewnym momencie starszemu wpadła w oko jedna z foliowych siatek pozostawionych przez Dwunożnych.
— Poczekaj tutaj — poprosił, mimo że szczeniak ledwo to zarejestrował, zajęty prawdopodobnie najcięższą zagwozdką swojego całego życia.
Oddalił się, tylko na ułamki sekund spuszczając córkę Cykuty z oczu. A gdy wrócił, musiał przytrzymać reklamówkę łapą, by nie uciekła.
— Zobacz, Dwunożni noszą w tym rzeczy, możemy też spróbować — zaproponował.
Małej aż zaświeciły się oczy. Szybko wrzuciła wszystkie muszle oraz kamyki, które upatrzyła sobie już jakiś czas temu. Pakunek okazał się dość ciężki, ale na szczęście Jazgot był w stanie go unieść.
— W takim razie lepiej wracajmy, chciałabym jeszcze odnieść to do mojej kryjówki — zarządziła Lusia.
— Masz na myśli to miejsce na wysypisku, gdzie byliśmy wczoraj? — wolał upewnić się jej opiekun.
— Tak, myślę, że to dobre miejsce. Jest tam już teraz dużo przydatnych rzeczy, ale mogę przynieść ich więcej — wyjaśniła.
Droga powrotna minęła im zadziwiająco szybko. Corgisia prawie zapomniała o piórku, które jeszcze niedawno traktowała jako swój największy skarb, ale na szczęście starszy pies miał głowę na karku. Inaczej prawdopodobnie nadłożyliby sporo drogi. Kiedy w końcu złożyli wszystko pod sztucznie stworzonym ze śmieci zadaszeniem, mogli wracać do domu. W samą porę, bo powoli zaczynało padać.
***
Minęło kilka księżyców. W ich czasie Lusia nauczyła się coraz lepiej radzić sobie w tworzeniu nowych, dziwnych kształtów z odpadków. Każdy twór coraz bardziej przypominał to, czym miał być, dlatego pilnujący jej w wolnych chwilach Jazgot nie był zmuszony do opierania się tylko o domysły i zgadywanie.
Niestety produkcja musiała nieco zwolnić. Odkąd szczeniaki Cykuty zostały mianowane na uczniów, ilość wolnego czasu suczki spadła prawie o sto procent. Pracowała głównie wieczorami. Nie mogła sobie całkiem odpuścić, głównie ze względu na jej projekt specjalny.
Siedziała nad nim długo, by dobrze podoginać każdą część drutu, zaczynała od nowa dwa razy, aż w końcu jej dzieło było gotowe. Na koniec wplątała w niego znalezione pióro, po czym położyła na całości blaszkę i mocno przycisnęła. Nie chciała pokaleczyć sobie poduszek. Podniosła małą rzeźbę, chwilę machała nią w pysku, by sprawdzić, czy aby na pewno się nie rozpadnie. Ostatecznie tym razem twór dostał certyfikat dumnego szczeniaka. Następnego dnia po treningu Lucernie udało się dopaść Jazgota.
— Poczekaj! — pisnęła, chcąc zwrócić jego uwagę.
Na szczęście tyle wystarczyło, by go zatrzymać. Mała złapała kilka łapczywych oddechów, zanim zaczęła mówić.
— Jazgot, chodź ze mną do kryjówki, to bardzo ważne — wyjaśniła ze śmiertelną powagą.
Pies zgodził się po chwili wahania, co spotkało się z radosnym podskokiem małej. Prawie biegiem dotarli na wysypisko. Starszy, coraz bardziej zaniepokojony, próbujący dopisać sobie sam, o co może chodzić. Corgi z każdą chwilą ciężej było powstrzymać się przed rozemocjonowanym machaniem ogonem. Przeszli przez dziurę w płocie, a suczka z prędkością światła wyciągnęła swój upominek, po czym usiadła już w pełni szczęścia przed wojownikiem.
— Zobacz, ho dla ciebie zrobiłam — wymamrotała z trudem.
Trzymała metalowego, niedużego ptaka ze śmiesznie odstającym piórkiem. 
< Jazgot? >
[1092 słów, Lucerna otrzymuje 10 punktów doświadczenia i 2 punkty treningu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz