Mleczne Oko warknęła na wiewiórkę, gdy ta podeszła za blisko. Aby ująć to delikatnie, nie miała zbyt dobrego humoru w ostatnich dniach. Szczeniaki Jasnego Serca irytowały ją, były głośne, piszczące i nieustannie się ruszały. Musiała ich pilnować, gdy ostatnio Jasny udał się do medyka z jakimiś problemami. To był jakiś nieśmieszny żart. Najpierw obiecuje jej, że nie będzie kłamać, by potem i tak to robić. Miała ochotę na niego warknąć, ale dźwięk zamierał w jej gardle, gdy na niego patrzyła.
Jeszcze na dodatek Potoczek skończył z podrażnionymi oczami. Nie wiedziała, czy to jej wina, czy nie, ale miała się nim opiekować, a zawiodła. To nie było nic poważnego podobno. Nie jej obowiązek, nie jej zmartwienie, ale i tak obserwowała malucha uważniej, czy zaczerwienienie zniknie.
Nie powiedziała nikomu o odejściu ze stanowiska. Nie siostrze, nie babce i zdecydowanie nie Jasnemu. Musiała poczekać na odpowiedni moment, gdy jej następca będzie już oficjalnie wybrany. Wtedy będzie musiała się mierzyć z tymi oceniającymi spojrzeniami i cichymi szeptami. I tak je słyszała, nawet jeśli wiedziała, że to nieprawda. Nie mogli wiedzieć, ale jak wytłumaczyć to głupiemu umysłowi, który nie chce słuchać.
Jej pysk palił bardziej niż zwykle. Minęła zima, więc tym razem zamiast zimnych wiatrów, przeszkadzały jej ciągłe mżawki. Miała wrażenie, że jej skóra gnije, ale prędzej odcięłaby sobie łeb, niż poszła do Liska. Potrzebowała znaleźć sobie zajęcie. Chciała udać się na spacer, nawet jeśli wiedziała, że to nic nie da. Niektórych uspokajała obecność natury, ale nie ją.
Jeszcze na dodatek musiała wpaść na szczeniaka Fiołka. Odrobinę zabolała ją jego reakcja, ale przecież powinna się przyzwyczaić. Wyglądał, jakby zobaczył potwora. Mleczna zagryzła swój język, żeby nic nie powiedzieć. Cholera, to tylko przestraszone dziecko, sama byłaby przestraszona w jego wieku.
— Nie powinieneś być z mamą? — zapytała.
— Co ci się stało w oko? — Mleczna zamarła, nie mogąc znaleźć odpowiedzi, która nie wywoła większej ilości pytań.
— Miałam wypadek.
— Jaki wypadek?
— Bolesny?
— A co się stało?
— Matka nie nauczyła cię, żeby nie zadawać bzdurnych pytań — syknęła.
Zaraz jednak poczuła się źle, widząc jak dzieciaczek się skulił. Nie bądź chujem, Mleczna, powiedziała samej sobie. Nie bądź chujem. Policzyła do dziesięciu, by trochę się uspokoić.
— Widziałeś kiedyś potwora dwunożnych? — Szczeniaczek pokręcił łbem. — Kiedyś zobaczysz. Musiałam pomóc jednemu psu i potwór wyrzucił na mnie… płynny ogień. On popatrzył mi pysk i zniszczył oko.
— Czyli nic nie widzisz? — samczyk spróbował podejść do niej z prawej strony. Mleczne odwróciła się automatycznie. O nie, nie byli jeszcze na tym etapie.
— Tak. Przestań… przestań, kurde skakać. — Złapała go za ogon i przycisnęła do ziemi.
— Dość tego dobrego. Jak ty się w ogóle nazywasz?
— Karmazynek. A ty? — zapytał, nadal pozostawał radosny, jak na dzieciaka bez żadnych problemów przystało.
— Mleczne Oko. Jesteś za młody na chodzenie samemu. Chodź, wracamy do… — przerwała w połowie zdania. Wiedziała, że o czymś zapomniała. — Masz jeszcze siostrę, prawda?
Cholera, ona też tu gdzieś się kręci? Czy wy nie możecie siedzieć na zadach i się nie ruszać?
Karmazynek, idziesz jej szukać ze mną.
Szczeniak nie próbował się kłócić. Wydawał się być bardzo zadowolony, że Mleczna każe mu ze sobą iść. Przypilnowała, żeby trzymał się jej lewej strony, tylko w taki sposób mogła mieć go na oku.
Cholerne dzieci i ich szalona dawka energii.
<Karmazynku?>
[529 słów, Mleczne Oko otrzymuje 5 punktów doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz