Z mojego życia nie zostało już nic.
Patrząc tępo w pustą przestrzeń, widziałam dumny pysk Złotej Gwiazdy. Poważnej, surowej, stanowczej mentorki, której chciałam udowodnić, że jestem warta jej nauk. Sprawić, aby spojrzała na mnie przychylniej, niż na upierdliwe, nadmiernie ruchliwe dziecko. Jej dziecko. Wtedy tak myślałam. Teraz wiem, że wcale jej dzieckiem nie byłam. Ale nie mogłam jej już nawet zapytać, czy mnie za takie uważała. Nie zdążyłam sprawić, by na jej pysku ukazał się cień dumy zamiast grymasu niezadowolenia.
Odwracając się na drugi bok, nękał mnie troskliwy wzrok Białej Zamieci. Pełne zmartwienia spojrzenie, którego mój umysł nie miał zamiaru wyprzeć. Krzywdził mnie tym widokiem niemal codziennie. Prosiła mnie, abym coś zjadła. Przyłożyła się do treningów, które szły mi jak krew z nosa. Ale udawałam, że nie słyszę. Przełykałam łzy, którymi dławiłam się dzień w dzień. Zmieniałam pozycję leżenia kolejny raz.
I wtedy czekało mnie najgorsze. Wspomnienie Migoczącego Światła, które przelało szalę goryczy. Czułam się fatalnie, odkąd samice, które nazywałam matkami, zostały zabrane przez Gwiezdnych. Migoczący zajmował się mną. Wspierał. Dzięki niemu nie pogrążyłam się w rozpaczy, trzymałam się resztek chęci do życia, które miałam.
Potem po klanie rozniosła się wieść o jego śmierci. Grunt osunął mi się spod łap. Już wcześniej Aksamitna Chmurka stała się dla mnie kimś… obcym. Znaczy, odkąd dowiedziałam się, że była, ale nie była moją mamą. Bo dla mnie nigdy nie była mamą. Była bliską ciocią. A potem one odeszły. I ona okazała się być ma… Nie. Nigdy jej tak nie nazwę. Nawet w myślach. Stawiałam się na treningach z nią, moją nową mentorką, z mieszanymi uczuciami. Mój zapał do zostania wojowniczką osłabł. Straciłam motywację. Ale przychodziłam. Udawałam, że słucham. Od biedy wykonałam polecenia. Przestałam, kiedy Migoczące Światło zginął. Zgubiło mnie to. Oddaliłam się od klanu. Całe dnie spędzałam na leżeniu. Czasem uciekałam, kiedy klan zdawał się niezadowolony moim brakiem produktywności. Bo po co komu taki pasożyt. Włóczyłam się, póki starczało mi sił. Nie dbałam o to, na jakich terenach ostatecznie się znajdę. Nie wnikałam, czy ktokolwiek się martwi. Czy kogokolwiek mój stan obchodzi. Ignorowałam Cynamonową Pestkę, która starała się utrzymać mnie w jakimkolwiek, względnie sensownym stanie.
Którejś nocy przyszedł do mnie. Nie dosłownie. Przecież nie żył. Pojawił się we śnie. Akurat wtedy, kiedy istnienie Gwiezdnych stawiałam pod znakiem zapytania. Jestem pewna, że dlatego mi go przysłali. Dlatego pozwolili mu na chwilę zstąpić z Coelum. Albo nawet tam, daleko, daleko w odległym Coelum, starał się być moim stróżem? Zawsze był moim najukochańszym bratem. Stanął nade mną i uśmiechnął się ciepło. Mnie jednak przeszedł lodowaty dreszcz.
— Migoczące Światło? — chciałam spytać, lecz głos ugrzązł mi w gardle.
On jednak usłyszał mnie. Miał najwyraźniej wgląd w moje myśli.
— Nieuchwytna… Dlaczego wciąż jesteś Łapą? Tak ci było spieszno do wojowniczki — zapytał.
Jego wypowiedź, mimo swojego rodzaju reprymendy, wypowiedziana była ciepłym, łagodnym głosem. Przełknęłam ślinę.
— Ja… — spuściłam głowę — Ja nie nadaję się na wojowniczkę. — Wbiłam wzrok w ziemię, starając się za wszelką cenę nie rozpłakać.
— Co ty wygadujesz? — przysiadł koło mnie. Czułam jego obecność.
— Migoczący ja… Ja nie mam siły. Nigdy nie miałam. Złota Gwiazda nigdy nie była ze mnie dumna. Teraz, kiedy Jej nie ma, kiedy nie ma Białej Zamieci, kiedy nie ma ciebie… Dla kogo ja mam być silna? — zacisnęłam powieki, ale łzy mimowolnie przeciskały się przez nie.
— Czy siła jest twoim zdaniem jedynym atutem wojownika?
Przyznam, że nie spodziewałam się z jego strony takiej odpowiedzi. Myślałam, że zacznie zaprzeczać. Powie coś o tym, że powinnam się przyłożyć, albo za mało się staram, albo trening czyni mistrza czy inne pierdoły, w które od dawien dawna nie wierzyłam.
— Co masz na myśli? — odważyłam się na niego spojrzeć.
Wciąż się uśmiechał.
— Zawsze byłaś najszybszą z rodzeństwa. Miałaś tyle zapału, tyle energii. Nie pozwól temu zgasnąć, Nieuchwytna.
— Przecież to się nigdy nikomu nie przyda — jęknęłam.
— Jesteś pewna? A gdyby, przykładowo, należało natychmiast dostarczyć innemu klanu wiadomość? Chociażby o ataku na nas? Gdyby gonili cię wrodzy wojownicy? Co im pozostanie z siły, jeśli nigdy nie będą w stanie cię dogonić, Nieuchwytna?
Milczałam. Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Zrobiło mi się głupio.
— Nigdy nie wątp w siebie, Nieuchwytna. Masz jeszcze tak wiele życia przed sobą. Tak wiele do zrobienia. Kto wie, może kiedyś, dzięki temu, że się nie poddasz, ocalisz klan? Może zostaniesz liderką, może zmienisz świat na lepsze? Może będziesz miała rodzinę, może zostaniesz wspaniałą mentorką niesamowicie zdolnych uczniów, może uratujesz komuś życie? Umierając z głodu nigdy się nie przekonasz. Chciałabyś zaprzepaścić te wszystkie możliwości? Żadnej z nich nie sprawdzić? Zabić swoje wszystkie plany, nadzieje, marzenia?
— Ty byłeś moją rodziną, Migoczący. Ty, Biała, Zło-
— Dlaczego skazujesz się na samotność, Nieuchwytna? — przerwał mi.
Uśmiech znikł z jego pyska. Skuliłam się mimowolnie.
— Migoczący, ja…
— Myślisz, że po takim zaniedbaniu znajdziesz się w Coelum?
Nie odpowiadałam. Nie byłam w stanie. Zatkało mnie.
— Myślisz, że wątpiąc w Gwiezdnych, znajdziesz się tu ze mną?
Pokręciłam powoli głową.
— Czy rozumiesz już, dlaczego musisz się podnieść?
Mój oddech znów stał się niespokojny. Załkałam i wtuliłam głowę w bok Migoczącego. Spodziewałam się, że znów poczuję rozdzierający duszę chłód i upadnę, nie mogąc się przecież oprzeć o kogoś, kto nie żyje. Jednak Gwiezdni zlitowali się nade mną we śnie. Jego ciepło. Jego miękka sierść. Jego łagodny głos i ciepły uśmiech. To wszystko było takie prawdziwe. Takie… rzeczywiste. To za tym wszystkim tak bardzo tęskniłam. Nie chciałam się budzić, ale wiedziałam już, że musiałam.
— Zostanę tu, ale obiecaj mi podnieść się, kiedy tylko będziesz gotowa, Nieuchwytna.
— Jeszcze chwilka — poprosiłam, ciesząc się jego obecnością.
Mój brat. Mój najlepszy przyjaciel. Moje oparcie. Przymknęłam oczy. Wiedziałam, że już czas. Nie chciałam. Ale musiałam. To był ten moment. Ta chwila, która wymagała ode mnie odwagi. Odwagi, która była we mnie głęboko uśpiona. Którą to on obudził.
Przed oczami przelatywały mi nasze wszystkie, dobre wspomnienia. Wspólne zabawy. Patrol, na który mieliśmy okazję wybrać się razem. Wszystkie chwile, kiedy wiedziałam, że zwierzyć się mogę tylko jemu. Zawsze był dobrym słuchaczem. Nigdy nie oceniał. Zawsze rozumiał. Zawsze doradzał, pocieszał. Nabrałam powietrza.
— Spoczywaj w pokoju, Migoczące Światło.
Znikał. Znikał przed moimi oczami. Uśmiechał się.
— Żałuj żywych, nie umarłych, Nieuchwytna Łapo.
<Koniec wątku Nieuchwytnej Łapy i Migoczącego Światła>
[1000 słów, Nieuchwytna Łapa otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia i 3 Punkty Treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz