Akcja dzieje się niedługo po zostaniu przez Białą liderką, na początku epidemii. Czyli jest czasowo zaraz po poprzedniej części.
Nie zdziwiło go, kiedy uciekła. Furia pierwszy raz od dawna czuł, że mógł nie być wystarczająco delikatny. O Gwiezdni, od kiedy on w ogóle zastanawiał się nad tym, czy jest wystarczająco delikatny? Nie pobiegł za nią. Była nie tylko liderką, której zdanie musiał uszanować, ale też suką, która znała go jedynie z widzenia. Dlaczego miałaby mu zaufać? Wiele plotek krążyło o Furii. Część bardziej, a część mniej prawdziwych. Nieszczególnie dbał o to, aby naprostować przekształcone, zazwyczaj negatywne informacje, które krążyły o nim pośród klanu. Nigdy nie zależało mu na opinii. Teraz także nie przejął się zbytnio. Odprowadzał ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła. Dał jej przestrzeń. Długo jeszcze włóczył się bez celu bo zaśnieżonych terenach, nim zdecydował się powrócić, w środku nocy.
Miał wrażenie, że go unikała, chociaż on sam nie inicjował spotkań. Nie podążał za nią, nie starał się być w miejscach, w których wiedział, że ona będzie. Odkąd Mleczna wyruszyła po zioła, nie wiedział, co ze sobą zrobić, jakkolwiek by to nie brzmiało. Zazwyczaj jego dzień zaczynał się patrolem, do którego przydzielano ich razem. To także uległo zmianie, odkąd została zastępczynią. O ile szanował decyzję Białej Gwiazdy w tym zakresie, nie rozumiał, dlaczego Gwiezdni zdecydowali się wysłać ją na wyprawę. Jego żal do przodków jedynie nasilił się czując, że chcą sobie zakpić z częściowo ślepej samicy. Tak, jak kpili sobie z niego przez większość jego życia. Wierzył, że istnieją. I był prawie pewny, że mieli mało przyjemny żywot oraz ogromną potrzebę wyżycia się z tego powodu na innych psach. Takich, jak właśnie Nocna Furia albo Mleczne Oko. Biała Gwiazda także zaczynała się klasyfikować do grupy gnębionych, skoro liderką została w taki, a nie inny sposób.
Od czasów wojny, samiec miał niezwykle płytki sen. Sam nie nazywał tego snem, raczej czuwaniem. Spoczywał więc w tym stanie czuwania, mimowolnie nasłuchując potencjalnych zagrożeń. Jakiś pies się przemieszczał. Nic nowego. Jakiś pies przemieszczał się w jego stronę. To już nie było takie oczywiste. Otworzył oczy, spoglądając na Białą Gwiazdę, która szybko odwróciła wzrok.
— Mówiłeś... Mówiłeś, że możesz dotrzymać mi towarzystwa. Że mogę okazać przy tobie emocje — jej oczy zaszkliły się, kiedy szeptem zwracała się do samca.
Nie spodziewał się tego, że jeszcze do niego przyjdzie. Wiedział, ile odwagi wymaga przyznanie przed sobą, że nie wszystko jest w porządku. Nigdy nie miał tej odwagi i chyba nawet nie próbował jej szukać. Podniósł się bez słowa. Jego chłodne, surowe spojrzenie mimowolnie odrobinę złagodniało. Patrzył na nią wyczekująco czekając, aż zdecyduje się na kierunek, w którym mieliby się udać.
Wyprowadziła go z ruin, uparcie ignorując spojrzenia członków klanu, którzy nie spali, a spać powinni. On nic sobie z tych spojrzeń nie robił. W głębokim poważaniu miał wszelkie plotki. Prędzej zastanawiało by go, dlaczego liderka naraża się na nieprzyjemności związane z jego towarzystwem, ale z drugiej strony, była dorosłą samicą. Starszą od niego. Decydowała sama za siebie i skoro chciała teraz znaleźć się w jego towarzystwie, to nie wtrącał się, czy nie powinna przypadkiem sobie odpuścić. Chciałaby, to sama by sobie odpuściła.
Odeszli stosunkowo daleko, niemalże do granicy z Bezgwiezdnymi. Dopiero tam liderka zatrzymała się i przysiadła, a on obok niej. Nie stykali się bokami, zachował pewną odległość, którą nakazywał mu respekt do Białej Gwiazdy. Czekał, aż będzie gotowa, żeby sama zacząć temat.
< Biała Gwiazdo? Przepraszam, że tak długo. >
[536 słów, Nocna Furia otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz