26 sierpnia 2021

Od Szarej Skały CD Kolorowego Wiatru — „To też moja bawialnia!" [przygoda#29]


Wiedziałem, że przeszłość kiedyś mnie dogoni, ale nie sadziłem, że będzie to tak miła niespodzianka. Z Autumn nie widziałem się szmat czasu. Cholera, wtedy nawet prawie głosu nie słyszałem.
— O jesteś! — zawołałem radośnie. — Gdzie ty się zgubiłaś?
— Miałeś na mnie poczekać — skarciła mnie, ale uśmiech trochę psuł przekaz.
— Czekałem! A teraz zobacz, nagrzaniem ci miejsce.
Samica zaśmiala się. Ta, dobrze było mieć znajomy pysk przy sobie. Wyprowadziłem ją w okolice kempingu, bo tam zawsze było trochę mniej psów i więcej ludzi, którzy mogli zrzucić trochę mięsa. Vergil był zadowolony, czułem to w kościach.
— Jesteś tu popularny? — zapytała, wskazując łbem na Wilczego, który obserwował mnie z pewnej odległości.
— Tak i nie. Czasem ciężko powiedzieć. Część mnie lubi, a część rzuca kurwami na mój widok. Ale póki Rzepakowa jest u władzy, nie mam o co się martwić. Nie mogą się mnie pozbyć.
— A czym tak sobie nagrabiłeś?
— Odmawiam reagowania na Szarą Skałę.
— Peter… — westchnienie usłyszałem podwójnie, naprawdę i we własnej głowie.
— Zamknij się Verg i przywitaj ładnie.
— Jak mam zrobić oba na raz…
— Vergil mówi ładne cześć. Wracając. Zacznę reagować na Szarą Skałę, jak Sowi powie do mnie Peter. To uparty dziad, prawie tak uparty, jak ja. Jeśli podda się pierwszy, to mogę reagować nawet na Błękitną Skałkę.
— Tworzysz niepotrzebne problemy.
— Inaczej byłoby nudno, stara.
Dałem jej kilka dni na przyzwyczajenie się. Nie miałem zresztą zbyt wiele czasu. Maczek przyszedł do mnie z kolejnym ze swoich problemów. Czasami wydawało mi się, że robi to, ponieważ jest mu mnie żal. Rzeczywiście sala medyczna bywała nudna, ale zawsze coś sobie znajdowałem do roboty. Teraz na przykład smarowałam Fenkułową jakimiś maziami na zadrapania. Miła samica, mówi do mnie medyku. Sporo psów zaczęło to robić, wtedy nie muszą czuć się specjalnie niekomfortowo.
W końcu jednak miałem wolne i mogłem na spokojnie pokazać przyjaciółce jakieś ciekawsze miejsca. Miałem parę takich. Sypiałem mało, to łaziłem, mówiąc do siebie. Kolorowy Wiatr znalazła sobie dziecko do opieki.
Lubiłem szczeniaki, nawet te, które nie lubiły mnie (jak Mech), ale na odległość. Nawet jeśli ciągnęło mnie do tego, by otoczyć kolejnego malucha opieką i znów być nazywanym ojcem, powstrzymywałem się. Czy też Vergil mnie powstrzymywał. Nie wiedziałem, jak długo tu zostanę, a nie ma co krzywdzić kogoś odejściem ojca. Wujkowanie mi starczyło.
— Z kim jest kurdupelek? — zapytałem, widząc, że samica jest sama.
— Z Iskrzącą. — Pokiwałem łbem. Iskrząca lubiła Maka, Mak lubił ją, ja lubiłem Maka, więc spróbowałem wybór opiekunki.
— Chodź babuleńko, pokaże ci kryjówkę.
Kryjówka to było trochę zbyt łaskawe określenie. Niedaleko płazy znalazłem nieużywany skrawek kempingu. Ławka była połamana, ale nikt jej nie zmienił. Użyłem kilku starych kartonów i kreatywności, by zasłonić przestrzeń pod stołem od widoku. Mogłem się tam wylegiwać i obserwować jak ludzie marnują jedzenie albo bawią się na plaży. Moja mała samotnia, ale nie jedyna, więc mogłem się nią podzielić.
— Czemu czuje Flumine? — zapytałem, zatrzymując się w pół kroku. Samica spojrzała na mnie zaskoczona, ale przystanęła obok.
Nie brałem udziału w tej, jak oni to nazwali, wojnie, ale musiałem leczyć mojego Maka i resztę. To nie był dobry znak. Podszedłem bliżej na ugiętych łapach, gotowy skoczyć lub odskoczyć. Odsłoniłem kartony i…
— Dzieciaki? Co wy tu wyprawiacie? — zapytałem. Czwórka maluchów kręciła się po mojej kryjówce, nawet przyniosły kasztany. Kolorowy Wiatr podeszła bliżej.
— Bawimy się — odpowiedziało jedno z nich.
— To nie są wasze tereny — powiedziała spokojnie samica. — Niebezpiecznie jest przekraczać granice.
— Chmurka! Mówiłam, że to już nie nasze ziemie — powiedziało jedno od drugiego.
— Dobra, Słoneczka. Wio. — Pomachałem łapą. Niechętnie, bo niechętnie, ale wyszły stamtąd. Stanęły w ładnym rządku nawet.
— Dobra Skarby, Czy wiecie, jak dojść do domu? — odpowiedzią było to, na co nie liczyłem, czyli że nie. Westchnąłem i pokręciłem łbem. — I co my mamy z wami zrobić. Jak wejdziemy, to jeszcze wasz klan nas spróbuje zatłuc. Znowu. Nie wiem, czy mój magiczny status medyka mi pomoże.

<Kolorowy Wiatr?>
[627 słów: Szara Skała otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia + 10 za przygodę, Fenkułowa Plamka zostaje wyleczona]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz