15 września 2021

Od Cynamonowej Pestki CD Manaciego Olbrzyma

— Ale posłuchaj, co z tymi imionami dla kociaków? O, wiem! Jednego nazwijmy Wodorost, jednego Jabłuszko, na moją i twoją cześć. A jednego nie wiem, może ty coś wymyślisz?
Cynamonka kochała Manaciego, to był fakt. Kolejnym faktem było też to, że uważała Manaciego za kogoś naprawdę genialnego, kogoś, kto przekazał jej całą wiedzę, jaką otrzymała. Czasami jednak musiała się z nim nie zgodzić, nie mogła go przecież okłamywać!
Owsianka pokręciła głową i go uciszyła.
— Nie, nie, nie — zamruczała, kręcąc głową. — Na pewno nie Manaciku! Te kociaki zasługują na ładniejsze imiona, a nie jakieś kurcze... No, no!
— Na pewno malutka? Te imiona są dość ładne i są po nas, no pomyśl, te kociaki zawsze by coś miały po nas, nieważne gdzie by poszły coś, by im o nas przypominało. No pomyśl o tym! Przecież to jest genialne. 
— To trochę samolubne — zmarszczyła delikatnie brwi. — Imię powinno reprezentować właściciela... No wiesz! Tak jak Płomienny Zachód miał sen z tym psem, od którego dostałeś imię — uśmiechnęła się. — Pasuje ci. A jeśli wybierzemy je, patrząc na nas to no, może nie pasować, a tego nie chce.
Manacik przez chwilę się zastanawiał.
— To jakie masz pomysły Malutka? Wiesz, no skoro chcesz je nazwać, to trzeba się zastanowić, tego bym może nazwał Sianko, no tylko go powąchaj! Pachnie jak takie świeżutkie sianko, zaraz po tym jak je się wymieni z posłania i wtedy jest tak milutko spać. 
Cynamonowa Pestka lekko uniosła brew do góry i pochyliła się, wtulając nos w futro jasnego kociaka. Zapiszczał cichutko, jednak szybko zaczął mruczeć. Rzeczywiście pachniał jak świeże siano. Kurcze.
Odsunęła się od malucha po chwili, upewniając się, że nic mu nie jest. Wyciągnął za nią swoje łapki, znowu się jednak układając w małą kulkę.
— No patrz no, jest nawet trochę podobny do ciebie, jak się urodziłaś! Też byłaś taka bialutka, jak się urodziłaś — Manat lekko się rozmarzył, już miał otworzyć pysk po kolejne tysiąc anegdot na temat dzieciństwa Cynamonowej, jednak ta go uprzedziła.
— No dobrze, dobrze — mruknęła. — I tak, pachnie jak sianko... A co z drugim?
Jej wzrok spotkał się z oczami drugiego kociaka, które świeciły się jak dwie małe iskierki. Przysunęła się lekko do malucha, a ten polizał ją w nos swoim okropnie mokrym językiem. Ślinił się strasznie, jednak Owsianka się tym teraz nie przejmowała. Uśmiechnęła się delikatnie i zerknęła na Manata. 
— No dobra, ten może być Wodorost.
Cynamonka naprawdę nie wiedziała, w co się pakuje. Myślała, że to będzie coś uroczego, małego, no przecież zajmie się maluchami i pomoże im dorosnąć, tak jak Manat pomógł kiedyś dla niej, opiekując się nią gdy czasami nie wiedziała co ze sobą zrobić w żałobie. Nie przewidziała tak wielu rzeczy, nie przewidziała wielkiej miłości, którą skieruje w stronę tych kociaków. Czuła się taka dumna gdy te przełamywały się, w końcu z nią rozmawiając. Z szerokim uśmiechem opowiadała dla każdego swojego pacjenta o swoich małych kotkach. Nie mogła się zamknąć, trajkotała o nich bez przerwy, opowiadając to jakich nowych rzeczy się nauczyły. To postęp w polowaniu, to w ich zręczności i tym jak potrafią skakać z jednej rzeczy na drugą, to czymś jeszcze.
Nic ją nie przygotowało na moment wtulenia się w nią dwóch już nie tak małych kulek futra, mruczących "Do zobaczenia".

***

— Miętowa Łapo, musisz bardziej uważać, naprawdę — mruknęła, nakładając skrzyp na ranę postrzałową na nodze młodego ucznia. — Postrzelenie to naprawdę poważna sprawa, wyciąganie tego metalowego pypcia nigdy nie jest przyjemne. Dla nikogo!
Miętowa Łapa już próbował coś powiedzieć, jednak mniszek lekarski w jego pysku zmienił każde słowo w papkę. Ślina nakapała mu między łapy.
Cynamonka wepchnęła mu w pysk te zioła nie tylko, by uśmierzyć ból ucznia, lecz by przestał marudzić. Robił to od moment gdy tylko przyprowadzono go tutaj. To, że tutaj śmierdzi zielskiem, że kotami, że to i tamto...
— Nie mów z pełną buzią! Zrobisz coś sobie — skarciła go, marszcząc brwi. 
"Może jak się zadławi, to czegoś się nauczy."
"Przestań, raz w życiu przestań, to, że ty musiałeś spalić sobie łapę w jakimś śmierdzącym kwasie, by nauczyć się, że nie wkłada się części ciała w dziwne substancje jak debil, nie znaczy, że każdy taki jest."
"Nie marudź panie wszystko wiedzący, wiem, jak widzę kogoś o charakterze młodego mnie debila. Spójrz tylko na jego wkurwioną minę gdy ta daje mu kazanie! Przecież to mały diabeł."
— Cicho — mrunęła, marszcząc brwi.
"Niemiłe."
Miętowa Łapa spojrzał się na nią z dziwną miną, ciągle żując w pysku ziółka. Stawał się coraz bardziej zirytowany. Cynamonka zerknęła na niego, przekręcając głowę na bok. Coś robiła źle? Kurcze, ona naprawdę się stara...
"Nie martw się, to maruda. Niech się kładzie i śpi, przynajmniej przestanie "
Lekko podskoczyła i chwyciła pajęczynę, by zabezpieczyć nią mech, którym jeszcze chwilę nakładała leki. Zrobiła to w ułamek sekundy, chcąc jak najszybciej skończyć zajmować się nim. Jak Cynamonka była zwykle serio szczęśliwa z towarzystwa innych psów, Miętowa Łapa jednak ją... Męczył.
— Połóż się, okay? Poczujesz się trochę lepiej mały.
Ten sapnął i padł na jego z posłań przygotowanych dla chorych. Owsianka w tym czasie zajęła się sprzątaniem. Nie minęła chwila gdy do legowiska medyka przyszedł Manaci Olbrzym, trzymając w pysku garstkę ziół. Odłożył je na miejsce i przytulił swoją uczennicę, liżąc ją po głowie.
— Jak tam malutka? Dużo miałaś do roboty? O widzę, że Miętowa Łapa przyszedł — ziewnął, siadając na podłodze. — Bardzo ładnie się nim zajęłaś, jestem z ciebie taki dumny Cynamonko.
Uśmiechnęła się lekko pod nosem.
— I co, może jeszcze zaraz stanę się lepsza od ciebie? 
— Może, może — pokiwał powoli głową. — Ale to znaczy, że cię dobrze nauczyłem.
— No jasne — zachichotała.  
"Cykuta."
Spięła się lekko, wzdychając.
— Manacie, możemy porozmawiać o czymś?
— Oczywiście malutka, o czym chcesz pogadać? Może chcesz radę, które owocki najlepiej zjeść? O! Może chcesz posłuchać o tym co udało mi się ostatnio odkryć o wodorostach?
— Nie, nie dzisiaj — mruknęła. — Może się przejdziemy do sadu. Chce... Być, żebyśmy byli sami. 
— Cynamonko wszystko okay? 
Ruszyła już do wyjścia, oglądając się na niego. Jej wzrok wręcz błagał.
— Chodźmy, proszę.
Manat spojrzał na nią i podsniósł się powoli z podłogi. 
Jesienne liście szeleściły pod ich łapami, gdy powoli szli w stronę sadu. Widziała kątem oka, jak medyk próbował parę razy zacząć rozmowę, uciszając się za każdym razem, widząc, jak Owsianka na to reagowała. Naprawdę chciała mieć to z głowy, w której od dłuższego czasu miała kompletny mętlik. Nie wiedziała, jak do końca powinna się zabrać do tego tematu.
W końcu usiedli razem pod jednym z drzew.
— O co chodzi malutka? — spytał zmartwiony Manat. — Potrzebujesz jabłuszka na poprawę humoru? 
— Manacie — mruknęła, spuszczając głowę. Przez chwilę milczała. — Wiesz, ja słyszę głosy i na początku się tym stresowałam, ale teraz myślę, że to Gwiezdni, bo na dodatek czasem też ich widzę i wygląda jak Gwiezdni, więc to muszą być Gwiezdni prawda? — powiedziała na jednym wdechu.
Skrzyżowała wzrok z Manatem.
— To są Gwiezdni, prawda?

<Manacie?>
[1164 słów: Cynamonowa Pestka otrzymuje 11 Punktów Doświadczenia + Miętowa Łapa wyleczony]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz