Nie spodziewał się, że zaśnie. Może robił się stary, a może zmęczenie sprzed lat nareszcie zaczęło do niego dochodzić. W końcu słońce zaświeciło w odpowiedni sposób, że padało prosto na jego oczy.
— Cholera — warknął, wstając na równe łapy. Ile czasu minęło?
Miał coś przyklejone do karku. Odwrócił się, na ile mógł, by to sprawdzić. Roślinki? No rzeczywiście, krwawienie było zatamowane przez nie. Czy Lisi to zrobił? Nie, on nigdy nie zająłby się psem, bez wcześniejszego warknięcia piętnaście razy i doprowadzenia go do legowiska Medyka. Postanowił zastanowić się nad tym za chwile.
Dzieciaki. Musiał sprawdzić, czy znowu gdzieś nie pobiegły. Cholera. One miały tyle energii, ciężko było za nimi nadążyć. Na szczęście ich zapach był już wbity w jego umysł, nie mógłby pomylić go z niczym innym.
Szaleńczym tempem udał się na poszukiwanie, nerwowo rozglądając się aż… oh. Jasne Serce miał głupie serce, które głupio zaczęło bić mocniej na ten widok. Iskierka tuż przy Płomyku, który zdawał się tym nie przejmować. Chłopaki spokojnie leżący kawałek dalej. Czy aby na pewno sobie tego nie wyobrażał?
— Już się zmęczyliście? — zapytał, podchodząc do synów. Po drodze dotknął Powoja w główkę nosem, ot tak z miłości.
— Nie! — krzyknął Pajączek, ale dyszał ciężko.
— Nigdy się nie męczymy! — odpowiedział Potoczek.
— Tak? Ale wujek na pewno ma dość pilnowania, żebyście nic sobie nie zrobili.
— Nie przeszkadzają — odparł. Jasny uśmiechnął się szerzej.
— Zapamiętam, że mogę wynajmować się na niańkę.
Niestety spokojne życie szybko mu się skończyło. Biała Gwiazda wybrała go na zastępcę. Oczywiście, że się zgodził. Mógł mieć wątpliwości, ale nigdy by nie odmówił takiego zaszczytu.
Zanim się obejrzał, został liderem. Nie mógł się przyzwyczaić do tych wszystkich psów, które nazywały go Jasną Gwiazdą. To brzmiało tak… źle. Wraz z nowymi obowiązkami zmniejszył mu się czas wolny, który mógł spędzać ze swoim ulubionym psychopatą. Wpadł na niego, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności.
— Płomyk! — zawołał, gdy udało mu się spotkać psa przy ruinach.
— Jasny — odpowiedział mu spokojnie, ze skinieniem głowy.
— Ale ja za tobą tęskniłem!
— Widziałeś mnie.
Ah no tak. Na oficjalnym przedstawieniu klanowi nowego lidera.
— To się nie liczy. Nie rozmawialiśmy tak długo. Może zdążyłeś przerzucić się na trawę — zaśmiał się. — Robisz coś ciekawego? Chodź, spędź ze mną czas. I tak nie masz innych przyjaciół.
Wyglądało, jakby Płomienny chciał przewrócić oczami, ale się powstrzymał. Nie powiedział nie, więc Jasny mógł uznać to za tak. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie mu brakować czyjegoś milczenia. Wtedy sobie przypomniał.
— Ah zapomniałem, miałem się dziś spotkać z bratem. Może pójdziesz ze mną co? Na granice z Flumine? A potem możemy ukraść jedzenie ze śmietników, czy co tam robią młode psy, którymi nie jesteśmy. Hm? Co ty na to?
Trzeba mu to przyznać, Wilczy Wicher wytrzymał całkiem długo bez kwestionowania obecności trzeciego psa na ich zwyczajowo dwuosobowym spotkaniu.
— Emm… Jasny?
— Tak?
— Kto to? — Jasna Gwiazda zmrużył oczy w niezrozumieniu i odwrócił się do tyłu. — A, to Płomienny! Mój przyjaciel. Płomyk przywitaj się.
Płomyk warknął.
— Eeee, miło poznać — odpowiedział Wilczy niepewnie. Bardzo starał się nie gapić, nawet jeśli jego oczy co chwila wracały do Płomiennego.
— To co tam u was? Też dwunogi rozstawiły pułapki wszędzie.
— Tak, niestety — westchnął. — Jakoś w tej porze trafiło nam się dużo chorych. Medyk nie nadąża z leczeniem. — Chyba zorientował się, że powiedział za dużo. — Ale na pewno nie chcesz o tym słuchać.
— U nas też mamy kilku pechowców. Jeziorny Kwiat miała pecha na polowaniu i teraz ma paskudną infekcję. Nasz medyk się namęczył, żeby wszystko wymyć i odpowiednio obłożyć ziołami — powiedział. Informacja za informacje. Nie powinien dzielić się takimi rzeczami, nawet z bratem, ale z drugiej strony… był liderem, kto mu zabroni?
— Dobrze, że wszystko już z nią w porządku.
— Jestem Jasną Gwiazdą — wypalił.
— Ty… co? O Gwiezdni. — I nagle dwie silne łapy go obejmowały. Usłyszał za sobą jakiś dźwięk pochodzący od Płomiennego, ale nie umiał powiedzieć, co on oznaczał. Wilczy odsunął się od niego niemal tak szybko, jak się przysunął. — Bracie, jestem taki szczęśliwy!
— Naprawdę?
— Oczywiście! Mój brat jest liderem! Muszę powiedzieć Bursztynowej. Nawet nie masz pojęcia, jak dumny z ciebie jestem.
— Dziękuje.
Ciężko było prowadzić dalej rozmowę o czymkolwiek innym. Na pożegnanie Wilczy jeszcze raz go przytulił, ale tym razem Jasny miał na tyle przytomności umysłu, by też go objąć. Płomienny gdzieś zniknął, ale jak tylko Jasna Gwiazda zaczął oddalać się od granicy, pojawił się u jego boku.
— Jest dziwny — powiedział Płomyk.
— Sam jesteś dziwny — parsknął śmiechem. — Ale dzięki, że poszedłeś ze mną. Od razu mi raźniej, jak jesteś obok — powiedział i odważył się nawet tracić Płomiennego barkiem.
— Dlaczego? — Pytanie padło po tak długiej chwili ciszy, że Jasny przez moment nie mógł zrozumieć, do czego się odnosi.
— Hm?
— Dlaczego ci raźniej? — Te słowa tak nie pasowały do jego zwyczajowego słownika, że niemal się zaśmiał.
— Lubię cię Płomienny. — Czemu do cholery nie mógł spojrzeć mu w pysk? — Nawet bardzo. I zakładam, że ty też mnie lubisz, chociaż trochę. Nie? Więc dlaczego miałbym nie lubić spędzać z tobą czasu
<Mężu Płomienny Krzewie?>
[808 słów: Jasna Gwiazda otrzymuje 8 PD, Jeziorna wyleczona przez Lisi Wrzask]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz