4 września 2021

Od Płomiennego Krzewu CD Jasnego Serca


Zrobiłaby jeszcze jeden krok w stronę Jasnego i gorzko by tego pożałowała. Prychnąłem ze złości, jak można ot, tak atakować czyjąś rodzinę? Z jednej strony było mi to obojętne, ale z drugiej trochę mnie to przejęło, jeśli to tak można nazwać. Oszroniony Pysk podjęła dobrą decyzję o oddaleniu się, nie chce jej widzieć w pobliżu szczeniaków. No właśnie, szczeniaki. One mnie ciekawiły, nigdy nie widziałem ich z tak bliska i to tyle na raz. Wcześniej tylko migały mi gdzieś w oddali, więc nie przywiązywałem większej uwagi, ale teraz, to mam obiekty do obserwacji.
— Naprawdę mnie chciałeś obronić? — spytał Jasny.
Wyrwałem się z przemyśleń o maluchach.
— Jest głupia… i chciała was skrzywdzić…
Gdybym tak umiał normalnie rozmawiać z kimś tak, jak ze sobą w myślach. Arghhh czasem mnie to denerwowało, używałem pojedynczych słów i dużych przerw. Muszę się przełamać. Czas zmienić sposób wypowiadania się, szczególnie gdy ktoś mnie rozumie.
— Muszę chwilę odpocząć — powiedział i na chwilę się zatrzymał.
Cały kark miał we krwi, stale się sączyła, ale nie w dużych ilościach. Miewałem gorsze rany i wychodziłem z tego cało, dlatego nie poruszyło mnie to ani trochę. To nie byłem jednak ja, tylko ktoś mi bliższy i potrzebował czyjejś pomocy. Przestań myśleć o sobie, pomyślałem, Jasny cię akceptuje, więc nie zepsuj tego, głupku. Przypomniało mi się, jak pobiłem się z Krwawym Zewem i wylądowałem u medyka, Ciemny Kieł dała mi na rany jakieś jasnożółte zioła. Zacząłem gorączkowo myśleć, gdzie je widziałem, przechadzałem się po terenach starego blokowiska… i kiedyś znalazłem kawałek drucianego płotu…a za nim ziele. Muszę po nie iść. Jak ja mam tylko mu powiedzieć, że wybieram się po coś, co mu pomoże? Nikomu nigdy nie podałem pomocnej łapy.
— Czekaj tu — powiedziałem to w jak najmniej chamski sposób i po chwili znikłem za krzakami.
Polubiłem Jasne Serce, mimo wszystko mnie akceptuje i nawet pokazał mi swoje szczeniaki. Wciąż to sobie powtarzam, jeden jedyny nie chce mnie wyzywać na pojedynek, a tylko o to chodziło każdemu, kogo spotykałem na drodze. Jeszcze to szkło z pleców… potrząsnąłem łbem, gdzie są te zielska? Mój cel znajdował się niedaleko, blokowisko miałem po mojej prawej stronie, natomiast druciany płot powinien być gdzieś w pobliżu. I był. Od razu dojrzałem poszukiwane rośliny, a obok ktoś zostawił wygryzioną dziurę, perfekcyjnie. Zabrałem, co trzeba i wróciłem do Jasnego.
Stanąłem nad moim towarzyszem, musiało mu się niedawno kimnąć. Na pewno wyglądałem jak jakiś psi duch śmierci, który czeka, aż ofiara się przebudzi, pomyślałem. No dobra, zioła, trzeba je jakoś położyć na ranę. Szukałem wzrokiem nie wiedzieć czego po bokach, wiedziałem, co trzeba zrobić, tylko że to oznaczało dotyk… Weź się w garść, warknąłem do siebie. Zabrałem jeden liść i upuściłem nad Jasnym, wylądowało posłusznie na ranie. Drugi i trzeci również, doskonale. Przylegały do ciała, więc na pewno zadziałają, byłem z siebie trochę dumny, o ile to można tak nazwać.
Uniosłem głowę nad krzakami, szczeniaki bawiły się ze sobą, poczułem się teraz odpowiedzialny za nie… zaraz co? Nie należały do mnie, to nie moja sprawa. Im dłużej im się przeglądałem, to bardziej je lubiłem. Chyba nauczyłem się czegoś nowego. Ciche warknięcie zwróciło moją uwagę, dwa malce skoczyły na siebie i… one walczyły? To tylko dziecięce zabawy, powtarzałem sobie w głowie, one się bawią. Wyglądały dosłownie jak ja kiedyś, zapomnij o tym, zapomnij, zapomnij. Po chwili rozległy się odgłosy zwycięstwa, któryś wygrał i chciał to pokazać pozostałym. Z tych dwóch będą dobrzy wojownicy. Przedarłem się przez krzaki, niech Jasny odpocznie, a ja ich poobserwuje.
Zwróciłem uwagę na zgniecioną puszkę od Iskierki, to miał być prezent dla mnie.
— Podoba ci się Wujku? — spytała mała suczka, zamerdała ogonem, gdy na nią spojrzałem.
— Tak… ładna jest — przysunąłem prezent do siebie.
— Wybrałam najładniejszą. — Wypięła pierś do przodu.
— Kolejna bitwa! — krzyknął któryś z dwóch wojowników.
Znów jeden skoczył na drugiego, przygnietli się do ziemi i co chwila skubali zębami. Serce mi przyśpieszyło, ale po chwili poczułem coś na łapie. Iskierka położyła swoją małą łapkę na mojej, chyba wyczuła, że coś jest nie tak i chciała mnie… pocieszyć. Nawet mi nie przeszkadzało, że siedzi tak blisko i mnie dotknęła, nie przeszkadzało mi to, niesamowite. Suczka ziewnęła szeroko, dołączyła po chwili do swojego brata, który spał w niewielkim zagłębieniu. Obserwowałem, jak zakręciła się w kółko i później zwinęła w kłębek. Nie myślałem, że te małe istoty są takie ciekawe.
Dwójka wojowników wciąż nie dawała za wygraną, tracą tyle energii, że nie starczy im na przyszłość. Nagle jeden rzucił się na brata i zbili się ze mną, zapiszczeli ze zdziwienia, ale zaraz cieszyli z atrakcji.
— Przepraszamy — odezwał się chyba Pajączek, nie rozróżniałem ich jeszcze.
— W porządku — powiedziałem.
Nastawili uszu, kilka sekund później pozaczepiali się wzajemnie, ale w końcu odpuścili i położyli w cieniu. Głęboko dyszeli, jednak mieli ten błysk w oku i pewnie jakby któryś się ruszył, to na nowo powstałaby bójka. Dziś było wyjątkowo duszno. Pomyślałem o tym, ile by walczyli ze sobą w zimniejsze dni. Czy oni kiedykolwiek się męczą?

<Mężu Jasne Serce?>
[813 słów: Płomienny Krzew otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz