13 września 2021

Od Jazgotu CD Lucerny

← Poprzednie opowiadanie
Jazgot patrzył na rzeźbę z szeroko otwartym pyskiem. Zamknął go parę razy, próbując znaleźć jakieś odpowiednie słowa, ale nic nie wyszło z jego gardła.
— Jazgot? — Chyba milczał zbyt długo. Lusia przestąpiła z nogi na nogę i spojrzała na niego niepewnie. — Podoba ci się? To…
— Ptaszek. — Oczywiście, że rozpoznawał. — Czy mi się podoba? Lusia, to jest najwspanialszy prezent jaki dostałem! — zawołał. Gdyby był jak Dwunożni i miał chwytne łapy, w ty momencie pewnie podrzuciłby ją do góry. Niestety los poskąpił mu ich budowy, więc jedynie merdał ogonem radośnie.
— Zrobiłaś to dla mnie?
— Oczywiście! W końcu chciałeś.
Myślał, że zapomniała o jego komentarzu. Sam nawet nie przykładał do tego wagi. Wziął figurę w pysk i delikatnie zaniósł w stronę domu.
Niektóre psy miały zwyczaj dekorowania legowisk różnymi przedmiotami, ale Jazgot do nich nie należał. Preferował trzymać tylko niezbędne koce, by było mu wygodnie i okazjonalnie przynieść jakiś ładnie pachnące kwiatki, które wytrzymywały jeden dzień.
Teraz dumnie postawił figurkę tak, by każdy przechodzący mógł ją zobaczyć. Co prawda dostał kilka dziwnych spojrzeń i komentarz od Cienia, ale nic strasznego.
Któregoś dnia wrócił późno, po treningu z Drzazgą. Polowali na szczury. To nie był najbardziej wymagający przeciwnik, ale były zwinne i drapieżne. Ominęli porę posiłku, ale mieli własne mięso. Samica złapała na tyle dużo trucheł, że mogła nawet zanieść część do domu. On wrócił wolniejszym tempem, zahaczając o sprawdzenie granicy z Tenebrisem.
— Moje to zrobiło? — zapytał Cykuta, trącając figurę. Zachwiała się, ale nie upadła. Miał przynajmniej na tyle szacunku, by nie stawać brudnymi łapami na kocach.
— Może, mógłbyś zostawić?
— Jest trochę nieudane. Nogi są krzywe.
— Cykuta — jego głos zabrzmiał jak warknięcie. Samiec patrzył na niego przez chwile, ale ostatecznie odsunął się o krok.
— Wyrażam jedynie moją opinie.
— Nie prosiłem cię o nią.
Od czasu powstani dzieci wzrosła jego niechęć do Cykuty. Wcześniej niespecjalnie mu przeszkadzał. Kręcił się gdzieś na krawędzi świadomości, nie robił nic wielce ciekawego albo zwracającego uwagę. Jego paskudna strona wychodziła jednak często przy potomkach. Historia jak u Ikry. Ba szczęście dla nich, ta nie kwapiła się do wizyty u Medyka, może sama się siebie pozbędzie.
Nie rozumiał, czemu Cykuta postanowił akurat go odwiedzić, ale nie przykładał do tego większej wagi. Minęły już czasy, gdy mógł się go obawiać. Jazgot znał swoją sile. Wiedział, że mógłby go pokonać i nie był na tyle głupi, by dać wie otruć. Z czasem stał się sprawniejszy niż większość innych psów.
Wciąż poświęcał, czasami nawet całe godziny, na ćwiczenia. To go rozluźniało. Bezsensowny ruch. Powtarzalne kroki. Niebudowlanym myśleć, gdy biegał albo wspinał się po śmieciach na wysypisku. Jego ciało wiedziało lepiej co robić.
Czasem, ale bardzo rzadko, żałował, że robi to sam. Jego mięśnie paliło do walki. Ćwiczenia z Drzazgą to jednak nie było to samo. Musiał się pilnować, sprawdzać każdy krok. Potrzebował się wyżyć. Potrzebował poczuć inne ciało pod łapami, wijące się i próbujące wyrwać. Ale ze wszystkimi już próbował. Wszystkich znał. Nie było niespodzianek.
Nie szukał kłopotów w mieście, po prostu nie miałby problemu, gdyby kłopoty znalazły jego. Jakieś małe, nieistotne, niegroźne. Kręcił się niedaleko głównej drogi, gdzie zaczynały się już domki dwunogów. Czasami dało się tu znaleźć jakieś truchła do zjedzenia.
W pewnym momencie zauważył właśnie takie resztki zająca. Rozwalone, ale wciąż świeże, a nad nimi siedział lis. Jazgot warknął. Zwierzę podniosło łeb i odpowiedziało tym samym. Uśmiechnął się lekko.
Ugiął łapy, zmrużył oczy, dźwięk klaksonu rozległ się za nimi i…
— Czy ty chcesz wyglądać jak potrącony!?
— Technicznie byłem…
— Przyjdź tu z rana.
Jazgot westchnął. Musiał odskoczyć na bok, żeby nie zaliczyć kolejnego spotkania z potworem. Przez to wpadł na krzak róż. Nie bolało szczególnie, ale wyglądało durnie. Chciał zająć się tym sam, ale dawno nie widział Kurki, to równie dobrze mógł wpaść. Wyciągnęła mu to z narzekaniem.
Poszedł z rana do medyka, jak mu kazano i został by posiedzieć z Szałwią. Leonis stawał się coraz starszy i Kurka przejmowała jego najprostsze obowiązki. Nie lubił tego. Nie chciał myśleć, że któregoś dnia zabraknie ich wrednego medyka.
Szara samica miała tylko wyrwany pazur, ale Leonis potrzebował chwili, by przygotować odpowiednie zioła. Nawet nie narzekał na obecność tu Jazgota. W pewnym momencie usłyszał płacz.
Wykręcił łeb i nastawił uszu. Nie był przyzwyczajony, że to dziecko umie płakać. Szybko wybiegł z pomieszczenia na korytarz.
— Lusia? Luśka? Co jest, coś się stało? Jesteś ranna? Skarbie, no chodź. Chodź, przejdziemy ze środka korytarza. Opowiedz mi tylko, czy coś się stało.
<Lucerna?>
[722 słowa: Jazgot otrzymuje 7 Punktów Doświadczenia, a Drzazga 2 Punkty Treningu, Szałwia zostaje wyleczona]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz