14 września 2021

Od Kolorowego Wiatru CD Szarej Skały

 Dlaczego zawsze, kiedy coś się działo, musiało dziać się wokół nas? Od kiedy właściwie byłam magicznym zapalnikiem na kłopoty? Czy wszechświat postanowił ukarać mnie za wszystkie przewinienia właśnie teraz, kiedy na głowie miałam bezpieczeństwo kolejnego potomka? Koniczynka nie była moim biologicznym dzieckiem, jednak zaczynałam traktować ją jak córkę. Na nic zdały się początkowe próby zdystansowania. Maleństwo sprawiało, że złagodniałam. Nie, żebym i bez niej była jakaś szczególnie surowa.
— Nie musimy odprowadzać ich do samego obozu. Wystarczy, że podejdziemy pod granicę, nakarmimy po drodze i poczekamy, aż zjawi się ich patrol. Wyjaśnimy wtedy sytuację na terenach neutralnych i będzie po kłopocie. — Powiedziałam spokojnie.
Peter pokiwał głową.
— Ty to jednak masz łeb.
— Jestem tą odpowiedzialną połową naszego duetu — zaśmiałam się pogodnie. — No, Kruszynki, chodźcie z nami. Nie powinniście wychodzić bez nadzoru dorosłego wojownika, jeszcze stałaby się wam jakaś krzywda. Jesteście głodne?
Wszystkie małe łebki zgodnie, wręcz synchronicznie pokręciły przecząco.
— Na pewno? Coś chudziutko wyglądacie, Słoneczka…
— Wyglądają dobrze. Proporcjonalnie — wtrącił sznaucer. — Ruszajmy, zanim zostaną uznane za uprowadzone.
Miał rację. Popchnęłam delikatnie dzieciaki nosem w odpowiednim kierunku i wesołą zgrają ruszyliśmy w stronę granicy z Wodnymi, która (na szczęście) daleko nie była. Teraz wystarczyło jedynie usiąść i poczekać cierpliwie na najbliższy patrol, co okazało się zadaniem trudniejszym, niż mogłoby się wydawać.
Kruszynkom bowiem prędko zaczęło nudzić się siedzenie w jednym miejscu i oczekiwanie. Nie broniliśmy im zabawy, pod warunkiem, że nie oddalały się od nas za bardzo. Gorsze było to, że chciały do zabawy nas włączyć, a ja pamiętałam, co stało się w trakcie zabawy z Koniczynką. Spojrzałam na Petera z nadzieją, że coś wymyśli.
— Założę się, że nie uda wam się wygrać ze mną w króla ciszy — powiedział, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
— Co to? — zapytało jedno z nich, przechylając łebek.
— Wygrywa ten, kto dłużej wytrzyma milcząc — wyjawił medyk.
— Brzmi nudno — skwitował któryś młody.
— Czyli boisz się podjąć wyzwania? No, wiedziałem, że nikt mnie nigdy nie pokona — roześmiał się złowieszczo.
Siłą woli powstrzymałam się, żeby nie parsknąć.
— Nigdy nie udało mi się go pokonać. Jest niepodważalnym mistrzem. — Włączyłam się w intrygę.
— Ja go pokonam!
— Nie, ja!
— A właśnie, że ja!
— To co, zaczynamy? — zapytałam, a cała gromadka pokiwała energicznie główkami. — Start!
Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że ten plan zadziała. Ale zadziałał. Rodzeństwo było cicho aż do przybycia wojowników z ich klanu. Wyjaśniliśmy im sytuację, a oni (chociaż odrobinę nieufnie) podziękowali za zaopiekowanie się szczeniakami.

~***~

— Dzień dobry, Staruszku — odparłam radośnie, wchodząc do legowiska medyków.
No, medyka. Peter obecnie był jedynym medykiem.
— Dobry, Staruszko — odpowiedział znacznie mniej entuzjastycznie.
Stał do mnie tyłem, zajmował się właśnie młodym uczniem, który przez swoją nieostrożność padł ofiarą myśliwych i utknął w ich pułapce. Zerknęłam przez ramię i skrzywiłam się mimowolnie. Łapa tego psa nie wyglądała najlepiej.
— Jesień zbiera swoje żniwa — stwierdził samiec.
— Co? — spytał uczeń.
— To takie powiedzenie. Chodzi o porę opadających liści — wtrąciłam szybko, zanim mój przyjaciel zdążył odpowiedzieć.
Uczący się, przyszły wojownik wzruszył barkami, wciąż patrząc na Petera trochę dziwnie.
— Dobra młody, gotowe. Postaraj się nie zniszczyć opatrunku, dzisiaj odpuść sobie trening.
— Dziękuję, Szara Skało — powiedział i wyszedł.
Wyglądał na całkiem zadowolonego takim zwolnieniem.
— Peter, uważaj trochę z nazewnictwem. I tak jesteś u Sowiego na celowniku — powiedziałam, kiedy tylko dzieciak zniknął nam z pola widzenia.

<Szara Skało?>
[529 słów: Kolorowy Wiatr otrzymuje 5 Punktów Doświadczenia, Krucza Łapa wyleczony przez Szarą Skałę]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz