Uciekłam.
Kiedy wyobrażałam sobie siebie mianowaną na wojowniczkę, wyglądało to zupełnie inaczej. Widziałam silną, odważną, Nieuchwytną Pieśń. Pierwszą Wietrzną, która zdobyła uznanie Złotej Gwiazdy. Nieustraszoną, znaną w całym klanie i kochaną przez wszystkich Wojowniczkę, która była najlepszą tropicielką i równie doskonałą myśliwą. Obok mnie był Jazgot — mój najlepszy przyjaciel i obiekt westchnień. Pierwszy pies, z którym przeżyłam niesamowitą przygodę poza granicami klanu.
Coś jednak poszło nie tak. Byłam Żałobną Pieśnią. Tchórzliwą, niestabilną emocjonalnie wojowniczką, z której obecna liderka zrobiła pośmiewisko w całym klanie. Złota Gwiazda była martwa i nigdy jej nie zaimponowałam. Nigdy nie sprawiłam, że była ze mnie dumna. Gdyby chociaż trochę padało, w kałuży widziałabym odbicie siedmiu nieszczęść. Wszystkimi byłam ja. Niestety lub stety deszcz nie zaszczycał swoją obecnością, więc nie widziałam swojego żałosnego pyska w odbiciu. Ale nie musiałam. I bez tego wiedziałam, co sobą reprezentuję. Chociażby teraz, kiedy przez łzy miałam rozmyty obraz. Potykałam się o własne łapy i walczyłam o każdy oddech, uciekając jak tchórz od samca, który złamał mi serduszko na tysiąc małych kawałeczków.
Kiedy dotarłam do znanych mi granic klanu Wietrznych, zaszyłam się w swoim legowisku i próbowałam udawać, że wcale się nie urodziłam. Nie wyszło mi. Bryzowa wysłała mnie na patrol.
~***~
Zgromadzenie otworzyło mój umysł i o dziwo tym razem nie sprawiło, że wylądowałam zziębnięta i chora w innym klanie. Być może dlatego, że nie działo się podczas Pory Nagich Drzew. Nikt też nie umarł w trakcie, nie dostałam napadu paniki, a nawet zyskałam odrobinę pewności siebie. Nadało ono mojemu życiu zupełnie inny sens. Wiedziałam już, do jak wielu zmian należy dążyć. Wiedziałam też, że aby zostać wysłuchaną, muszę zajmować pozycję liderki. W tej chwili nie było na to szans. Panowała nad nami Bryzowa Gwiazda. Mogłam natomiast po cichu się przygotowywać.
Chciałam dążyć do lepszego zjednoczenia wszystkich klanów. Wiedziałam, że aby to osiągnąć, potrzebni mi będą sprzymierzeńcy w każdym z nich. Łapy same kierowały mnie tam, gdzie pragnęło być moje serce. Zatrzymałam się w miejscu, w którym wyraźnie czuć było zapach klanu Bezgwiezdnych i czekałam cierpliwie, aż ostatni patrol ruszy w obieg. Był późny wieczór, nieznośny gorąc stopniowo ustępował. Przysiadłam w bezpiecznej odległości, nienaruszającej czujności niewierzących braci i sióstr. Nie wiem, jak długo czekałam. Ze stoickim, niepodobnym do mnie, spokojem czekałam, aż cztery sylwetki będą na wystarczającej odległości, aby mnie słyszeli.
— Nazywam się Żałobna Pieśń, wojowniczka Wietrznych — zaczęłam, nim wojownicy (o ile niewierzących można nazwać wojownikami) zdążyli się odezwać. — Chciałabym pomówić z Jazgotem. Czy któreś z was mogłoby mu przekazać, że będę tu na niego czekać?
Psy spojrzały po sobie niepewnie.
— Nie mam złych zamiarów. Nie przekroczę granicy — dodałam.
Naradzili się szeptem, aż w końcu jeden z nich skinął głową i odbiegł, podczas gdy pozostała trójka ruszyła dalej. Tak, jak obiecałam, nie wstąpiłam na ich tereny.
— Nieuchwytka — stwierdził, nie mając chyba lepszego pomysłu na to, co powiedzieć.
— Odejdźmy kawałek. Proszę. — Podniosłam się.
— Mówiłem ci, że… — zaczął.
— Powiedziałeś, że mi pomożesz, jeśli czegoś potrzebuję. Że tyle możesz obiecać — przerwałam mu, spoglądając na niego błagalnym wzrokiem.
Gdzieś w moim głosie zbłądziło odrobinę żalu i tęsknoty za samcem, ale to nie one były moim głównym motywem. Nie dziś. Musiałam odłożyć je na bok. Wiedziałam, jak kluczowa jest ta rozmowa.
— Chodź.
Ruszyłam więc, a na moim pyszczku mimowolnie wystąpił cień uśmiechu. Samiec prowadził mnie gdzieś i dlatego nie zaczynałam jeszcze rozmowy. Ciemność stopniowo zaczynała dominować, a wielkie, stare budynki oddalały się za naszymi grzbietami, kiedy odchodziliśmy od terenów, które zamieszkiwał Jazgot. W oddali widziałam taflę wody, którą dysponowali Płomienni i liczne domki, między którymi ziemię przywłaszczyli sobie Cieniści. W pewnym momencie dostrzegałam także pojedynczy, stary budynek daleko od ścieżki, którą podążaliśmy. Już stąd jednak byłam w stanie wyczuć zapach Wodnych.
Zatrzymaliśmy się dopiero na piasku. Coraz głośniejszy szum wreszcie ukazał swoje źródło, którym był bezkresny, słony zbiornik. Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. Słyszałam o plaży i wielkiej, niezdatnej do picia wodzie, ale nigdy nie widziałam jej na własne oczy. Nie byłam tu wcześniej i moje oczy nie mogły nacieszyć się tym niesamowitym, ale też przerażającym widokiem bezkresnej, coraz ciemniejszej toni. Odbijało się w niej niezliczenie wiele maleńkich, jasnych punkcików, a także jeden, większy. Gwiazdy, nasi przodkowie oraz księżyc. Na niebie nie widziałam ani jednej chmurki.
— Nieuchwytko? — Delikatnie zniecierpliwiony głos dawnego przyjaciela wyrwał mnie z zamyślenia.
Nie poprawiałam już go, kiedy nazywał mnie szczenięcym imieniem. Lubiłam je bardziej, niż swoje nowe, wojownicze miano. I chociaż minęło już trochę czasu, odkąd je dostałam, wciąż nie mogłam przywyknąć do członu „Żałobna”.
— Widziałeś, co się działo na Zgromadzeniu. Byłeś tam i wiesz, jak źle to wszystko wygląda. Zaczynając od mojej szalonej liderki, kończąc na niewyjaśnianych sprawach morderstw, wojnach między klanami i zamykaniu pysków wszystkich, którzy wnoszą tam cokolwiek wartościowego. To nie może tak wyglądać, jeśli wszystkie pięć klanów mają żyć obok siebie w pokoju. Wiem, że nie wierzysz w Gwiezdnych, ale mi oni są bliscy i nie wierzę, żeby podobał im się taki stan rzeczy. Chcę, żeby to się zmieniło. Chcę to wszystko zmienić. Ale do tego długa droga. Potrzebuję sojuszników z różnych klanów. Wiem, co powiesz. Klan jest najważniejszy. To jest twoja rodzina, a ja… Nie jestem już dla ciebie nikim ważnym. Jeśli kiedykolwiek byłam. Ale mój klan jest równie ważny dla mnie i to jest coś, co nas łączy. Troska o swoich bliskich. Nie oczekuję, że nagle rzucisz wszystko i znów zaczniesz mnie lubić. Nie sądzę, żebyś mnie dłużej potrzebował. Ale wierzę, że jeżeli chcę zadbać o dobre stosunki między klanami i włączenie Bezgwiezdnych w sprawiedliwe traktowanie, muszę sama je zyskać. Chcę naprawić relację z tobą. Albo zacząć ją od nowa. Potrzebuję cię, Jazgot. Nasze cele przecież poniekąd się łączą… To… to jest moja prośba. — Spojrzałam na rozległe wody, obawiając się jego odpowiedzi.
<Jazgot? Nie pozbędziesz się jej tak łatwo>
[936 słów: Żałobna Pieśń otrzymuje 9 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz