Susza odbiła się na nas wszystkich. O ile sama woda nie była największym problemem, bowiem mieszkając w stadninie, udało nam się znaleźć dostęp do ludzkich źródeł, o tyle zwierzyna przemieściła się na trudno dostępne lokalizacje. Głód powoli zaglądał nam w oczy i jakkolwiek bym się nie starała, zmienianie tego było niezwykle trudne i żmudne. Więcej jedzenia ubywało, niż przybywało. Kilka szczurzych tyłków z dworca nie zmieniło tego tak łatwo. Może właśnie z tego powodu niemalże popłakałam się ze szczęścia, kiedy dorodny, tłusty królik zaprzestał ruchu pod moimi szczękami?
— Zobacz, Aksamitkowa Chmuro! — wykrzyknęłam radośnie, jakby ta zwierzyna miała być zbawieniem całego klanu.
Podzieleni byliśmy na trzyosobowe zespoły, aby lepiej przeszukać teren i zdobyć potencjalnie więcej zdobyczy. Pomysł rzecz jasna był Brązowej Blizny. Bryzowa Gwiazda nie robiła niczego dobrego dla tego klanu. Mi, mojej byłej mentorce i jeszcze jednemu wojownikowi przypadła spora część pól. Niestety “jeszcze jednym wojownikiem” był Kaczy Plusk, który nieszczególnie spieszył się do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Gdyby nie to, że sama ledwo ukończyłam trening, pewnie zastanawiałabym się jakim cudem został wojownikiem. Potężny, ofutrzony samiec wlókł leniwie łapami, dysząc przy tym ciężko.
— Wspaniale, Żałobna Pieśni! — pochwaliła mnie była mentorka. — To może ja go zaniosę, a ty zajmiesz się łapaniem kolejnych?
No tak. Czego samica nie zrobi dla dobrej sławy. Nawet przed kimś takim, jak Bryzowa.
— To może ja go zaniosę, a wy będziecie tropić dalej. Wrócę, nim się obejrzycie — odparłam, chwyciłam zdobycz w pysk i pognałam, zanim w ogóle zdążyła zastanowić się nad tym, co mi odpowiedzieć.
Byłam już przy torach, kiedy gwałtownie się zatrzymałam. Dotarł do mnie zapach obcego psa. Na naszych terenach. Przypomniałam sobie, że Jazgot mówił coś o włóczęgach na zgromadzeniu, ale przecież wspomniał, że od jakiegoś czasu przestali się pojawiać. Co, jeśli problem znów zacznie się u nas? Wzdrygnęłam się, usiłując nie myśleć o ciele Płomiennego Zachodu. Nie potrzebowałam wiele czasu, aby namierzyć intruza. Był to starszy, wychudzony pies o zapadniętych bokach.
— Naruszyłeś granicę klanu Wietrznych, nieznajomy. Wycofaj się, a zapomnimy o zdarzeniu. — Powiedziałam ostrożnie, puszczając zajęcze truchło.
Samiec przez chwilę się nie odzywał. Nie patrzył na mnie, lecz na zdobycz, którą targałam ze sobą.
— Pozwól mi się pożywić, nie mam już sił na dalszą wędrówkę. Wycofam się i więcej mnie tu nie zobaczysz. — Usłyszałam ochrypły, słaby głos.
Zerknęłam na królika. Na psa. Królika. Psa. Królika. Psa.
Zerknęłam na królika. Na psa. Królika. Psa. Królika. Psa.
— To… to zdobycz dla mojego klanu. Wszyscy mierzymy się z okrutną suszą… — rzekłam z widocznym zawahaniem.
— W tej chwili nie jestem zdolny zdobyć nic samotnie. Nie jadłem od… — zawiesił głos.
W głowie dudniły mi własne słowa. O tym, aby pomagać sobie nawzajem. Ale on nie należał do żadnego z klanów. Zlustrowałam go wzrokiem.
— Pośród mojego klanu są szczenięta, które potrzebują jeść. Nie mogę oddać ci mojej zwierzyny. Jeśli udasz się wzdłuż torów, a następnie tam, gdzie miesza się wiele, dziwnych zapachów, natrafisz na dwunożnych. Jestem pewna, że u nich znajdziesz trochę jedzenia. Targ pełen jest smakowitych zapachów. Nie wyglądasz najlepiej, a nad takimi czasem się litują. — Zdecydowałam po dłuższym milczeniu. — A teraz odejdź i nie naruszaj więcej naszych granic. Nie wszyscy są skłonni do negocjacji.
Wpierw obrzucił mnie niezbyt sympatycznym spojrzeniem. Ocenił wzrokiem moją sylwetkę. Musiał dojść do wniosku, że nie opłaca mu się spór z młodą, pełną sił wojowniczką, bowiem odwrócił się i bez słowa odszedł w przeciwnym, wskazanym przeze mnie wcześniej kierunku. Odetchnęłam z ulgą. Cała ta sytuacja była dla mnie stresująca. Złapałam zwierzynę i pognałam do Stadniny, gdzie odłożyłam ją na stosie.
Minąwszy po drodze Brązową Bliznę, zdałam zastępcy raport z sytuacji, opisując dokładnie wygląd spotkanego włóczęgi.
— Starszy, swoim wyglądem przypominający mieszankę wilka i Kaczego Plusku samiec o siwym pysku i zapadniętych bokach. Dużych rozmiarów, wyższy ode mnie, ale znacznie chudszy. Miał charakterystyczne, naderwane lewe ucho.
— Dziękuję, Żałobna Pieśni. Mam nadzieję, że więcej nie zakłóci naszych granic. Dobrze zrobiłaś, przepędzając go. Nieznane były jego zamiary.
Chciałam wrócić do Aksamitkowej Chmury i Kaczego Plusku, ale zdążyli wrócić do stadniny, gdy akurat przymierzałam się do ponownego wyjścia. Najwyraźniej nie mieli zamiaru dłużej polować, kiedy mnie przy tym nie było. Westchnęłam tylko, ale nie powiedziałam nic. Miałam dość wrażeń.
— Dzień dobry! — dotarł do mnie głos małej kopii Pręgowanej Skóry.
— Dzień dobry — odpowiedziałam Sarence, uśmiechając się delikatnie do szczeniaka.
— Czy może mi pani powiedzieć, czy ma pani partnera? — spytała, a jej ogon poszedł w ruch.
— Nie mam. — Przyznałam lekko zaskoczona takim pytaniem.
— A chciałaby pani? — jej źrenice poszerzyły się, kiedy patrzyła na mnie podekscytowana.
— Ja… Tak. Myślę, że tak — powiedziałam po krótkim zastanowieniu.
Przed oczami stanął mi obraz Jazgota.
— A poznała już pani kogoś… No wie pani… specjalnego?
— Tak, ale… — zawahałam się. Czy powinnam rozmawiać o tym ze szczeniakiem? Z drugiej strony, przecież to niedługo będzie młoda wojowniczka, która sama zacznie borykać się z problemami okrutnego świata… — On chyba nie jest mną zainteresowany. — Dodałam, tracąc resztki dobrego humoru.
— Niemożliwe! Jest pani bardzo ładna i miła, na pewno prędzej czy później to dostrzeże! Muszę już iść, dziękuję za rozmowę, do widzenia! — zaszczebiotała wesoło i zniknęła mi z pola widzenia, lecąc do swojej mamy.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
<Sarenko?>
[863 słów: Żałobna Pieśń otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia + 10 Punktów Doświadczenia za przygodę]
[863 słów: Żałobna Pieśń otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia + 10 Punktów Doświadczenia za przygodę]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz