— Borsuk — syknąłem cicho, czując nieprzyjemny zapach. — Nie ma co, trzeba go przepędzić. Szczerze liczyłem, że to będzie spokojne polowanie, ale trudno. Za mną.
Pobiegłem przez krzaki, nie patrząc nawet, czy Borsuczy Upadek jest rzeczywiście za mną. Nie słyszałem tupotu jego łap, ale miałem ważniejsze sprawy na głowie. Muszę obronić klan. Nie mogę przejmować się swoim towarzyszem, który nie jest w stanie dotrzymać mi kroku.
Gdy wybiegłem zza zakrętu, zobaczyłem jego. Borsuka. Dokładnie takiego, jakiego się spodziewałem. Wielka, ciężka kupa futra z pazurami jak gałęzie i przekrwionymi oczami. Nastroszyłem sierść, gotowy do ataku.
Borsuk zobaczył mnie i odwrócił w moją stronę. Nie czekając na jego pierwszy ruch, skoczyłem mu na grzbiet i wgryzłem w kark.
Jakież było moja zaskoczenie, gdy borsuk po moim ataku ledwie parsknął, i pojedynczym ruchem wielkiej łapy, zrzucił mnie ze swojego grzbietu. Poczułem się jak szczeniak, próbujący zaimponować wojownikowi swoimi "wspaniałymi" ruchami bitewnymi.
Niemniej jednak, nie poddałem się. Ponowiłem atak. Pobiegłem w stronę borsuka, zamierzając wgryźć mu się w szyję, ale zwierzę znowu odrzuciło mnie łapą.
Tym razem, upadłem dość blisko od napastnika. Zamierzałem się podnieść, ale wróg znów zaatakował, przejeżdżając mi pazurami po łapie. Zawyłem z bólu i spróbowałem wstać, ale wróg stanął mi na boku, nie pozwalając mi się ruszyć.
— Hej, ty! — Usłyszałem głośny, acz lekko niepewny krzyk. — Odsuń się od niego!
Przechyliłem głowę i zobaczyłem Borsuczy Upadek. Sam borsuk, również zaciekawił się młodym psem, bo na chwilę się ode mnie odsunął. Skorzystałem z okazji i podniosłem się na łapy, lekko przy tym utykając.
Borsuczy Upadek skoczył na borsuka. Lepiej ode mnie wymierzył cios, jednak, chwilę przed atakiem, zawahał się, pozwalając nieprzyjacielowi go uderzyć. Wycofał się, strosząc sierść, ale bardziej ze strachu, niż ze złości.
Borsuk stanął na dwóch łapach i zaczął boksować w kierunku mojego towarzysza, który coraz bardziej cofał się wgłąb naszego terytorium.
Wmawiam sobie, że nie mogłem pozwolić Borsuczemu Upadkowi zaprowadzić wroga bliżej do obozu, ale prawda jest taka, że o samego psa również się trochę bałem. Przecież widziałem, jak walczył z włóczęgami. Dlaczego nie mógł zaatakować borsuka raz, a dobrze?
Zebrałem w sobie wszystkie pozostałe we mnie siły i pokuśtykałem do borsuka, gryząc go w łapę.
Borsuk znów skupił się do mnie. Borsuczy Upadek skorzystał z okazji i odbiegł jak się dało najdalej. Nie mogłem uwierzyć. Dlaczego tchórzy? Dlaczego się poddaje?
— Walcz! — Krzyknąłem w jego kierunku, robiąc niezdarne uniki przed ciosami borsuka.
— Przepraszam, Jaszczurczy Ogonie — zawołał. — Nie mogę znów zabić istoty żywej. Nie po tym, co stało się z przyjacielem Łaty.
— Co?! — Nie rozumiałem. — Tyle czasu minęło, od tego wydarzenia. Przecież w międzyczasie już walczyłeś i polowałeś.
— Ale nigdy jeszcze nie walczyłem z kimś w twojej obecności — prawie zawył. — Za każdym razem, gdy widzę, jak atakuje cię borsuk, widzę, jak w twoim kierunku biegnie tamten pies. I... Nie mogę się ruszyć.
— Więc to moja wina — warknąłem sarkastycznie, po raz kolejny dostając po pysku pazurami borsuka. — Bardzo przepraszam, postaram się konać cisz...
Nie zdołałem dokończyć, bo kolejne uderzenie borsuka posłało mnie wysoko przez polanę, aż do krzaka, za którym schował się Borsuczy Upadek. Spojrzałem na niego z wyrzutem, po czym spróbowałem ponownie wstać. Nie dałem jednak rady. Byłem zbyt słaby. Za mocno oberwałem. Jakkolwiek nienawidziłbym tej myśli, moja jedyna nadzieja była w Borsuczym Upadku.
Spojrzałem na nadchodzącego borsuka. Nie śpieszył się. Obaj dobrze wiedzieliśmy, że jego następny cios, będzie moim ostatnim i nie jestem w stanie tego zmienić.
Przynajmniej odejdę do Gwiezdnych jako wojownik. Chociaż...
Przypomniało mi się, jak Ciemny Kieł wspominała o Zgaszonych. Były to dusze psów, które nie odznaczyły się zbyt dużą szlachetnością za życia i zostały potępione przez swoich gwiezdnych przodków. Dusze, które kłamały, oszukiwały i manipulowały swoimi pobratymcami.
Czy ja, Jaszczurczy Ogon, Władca Podstępu, zasłużyłem na swoje miejsce wśród psów Coelum?
Moje ciało przeszedł strach. Szarpnąłem się jeszcze raz, próbując zmusić je do wstania, ale nic z tego. Siły starczyło mi już tylko tyle, aby odwrócić głowę i spojrzeć w oczy Borsuczemu Upadkowi. Miałem wrażenie, że nie widzi w nich strachu, tylko spokojne pogodzenie się z losem, chodź nie miałem nad tym kontroli.
— Nie... khe khe. Nie chcesz... khe, nie walcz — powiedziałem, plując krwią. — Jednak będziesz musiał patrzeć, jak umiera twój pobratymiec.
Borsuk stał już przy mnie, podnosząc mi nad głową ciężką łapę. Wziąłem głęboki oddech, świadom, że będzie on moim ostatnim, po czym zamknąłem oczy i położyłem głowę na ziemi.
Zaraz potem, usłyszałem ryk. Nie był to jednak ryk triumfu, a cierpienia. W jego łapę, właśnie tą łapę, którą miał ukrócić moje cierpienia, wgryzał się Borsuczy Upadek.
Podniosłem głowę, czując napływ nadziei. Więc jednak mi pomoże. Młody, wbrew moim lękom, włączył się w walkę z borsukiem.
Napastnik próbował go strącić, ale Borsuczy Upadek przeskoczył mu na grzbiet i wgryzł się w kark. Zwierzę upadło, wciąż jedna żywe. Jeszcze raz spróbowało zamachnąć się w moim kierunku, ale Borsuczy Upadek ugryzł go w tylną łapę.
Borsuk ledwie dyszał. Spojrzałem najpierw na niego, później na Borsuczy Upadek. Wygraliśmy. Pytanie teraz, co teraz zrobić z borsukiem. Nie zdoła uciec z naszego terytorium.
Spojrzałem mu w oczy. Ledwie przed chwilą, sam żegnałem się z życiem. Fakt, teraz jestem uratowany. Wróg umiera, a mnie wyleczy Lisi Wrzask — cokolwiek by o nim nie mówić, jest dobrym medykiem, acz trochę zrzędliwym. Z kolei borsuka, nikt nie będzie przecież leczył, aby go zaraz potem wygnać.
Jakie są inne opcje? Zabić go, albo pozwolić mu powoli konać. Wiem, co sam bym wybrał. Za nic nie chciałbym umierać wolno, myśląc ciągle o własnej bezsilności. W takim przypadku, śmierć byłaby dla mnie wybawieniem.
Borsuczy Upadek go nie zabije, a ja nie mogłem go o to prosić. Musiałem sam wyświadczyć ostatnią przysługę mojemu prześladowcy.
Borsuk, jakby rozumiejąc, co zamierzam zrobić, zamknął oczy i podniósł głowę, odsłaniając gardło. Wgryzłem się w nie całą pozostałą we mnie siłą, wysysając z niego życie. Czułem przy tym pewną satysfakcję. To on miał mnie dobić, tymczasem to ja dobiję jego.
Rozległ się pełen trwogi jęk Borsuczego Upadku, który skończył się dopiero wtedy, gdy wyjąłem zęby z truchła borsuka.
— Nie musiałeś tego robić — szepnął z wyrzutem.
— To był akt łaski — stwierdziłem, po czym czując, że mogę wreszcie odpocząć, opadłem twardo na ziemię. — Biegnij, po Lisi Wrzask. Niech tu przyjdzie. Nie zdołam się doczołgać do legowiska medyka. Ja tymczasem — ziewnąłem, czując silne zmęczenie — zdrzemnę się.
<Borsuczy Upadku?>
[1028 słowa: Jaszczurczy Ogon otrzymuje 10 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz