Durne, brzydkie babiszcze, to właśnie najchętniej powiedziałby dalmatyńczyk liderce swojego klanu, gdyby tylko już teraz nie miał przerąbane i gdyby znał słowo „babiszcze”. Czekał z Bryzową głuchy na jej komentarze aż do pojawienia się Pestki. Dopiero wtedy jakkolwiek pożałował swoich akcji. Nie chciał, by jego opiekunka musiała użerać się z tą głupią suką.
— Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego do cholery ta przybłęda śpi razem z tobą i Manacim Olbrzymem w legowisku medyka? Nie widzę, żeby był chory, chyba że na głowę — rzuciła Gwiazda, ledwo dając Owsiance dojść do słowa.
Biały był w stanie przemilczeć wiele słów padających z jej pyska, ale nie te, które raniły Cynamonkę. Widział, jak zaniemówiła i sam aż nie mógł się powstrzymać przez rzuceniem:
— Tak, jestem chory na głowę, zamkniesz już pizdę? — warknął nieco zbyt odważnie w stronę starszej.
Obie suczki spojrzały na niego z szokiem. W oczach jego przybranej mamy tlił się jawny szok, natomiast liderka wyglądała raczej na wściekłą. Uczeń nie zdążył nawet zareagować, bo jej łapa blisko spotkała się z jego pyskiem. Bolało, ale pozwoliło mu to z satysfakcją wypluć nieco krwi. Teraz był ranny, a to oznaczało ni mniej, ni więcej tyle, że musiał zająć się nim medyk.
— Biały! — pisnęła Owsianka, pojawiając się przy nim w ułamku sekundy.
Młody wiedział dobrze, że tą prowokacją udało mu się postawić na swoim. Pulsujący ból nie był w tym momencie ważny. Liczyła się jedynie satysfakcja. Liderka chyba zrozumiała, co właśnie miało miejsce, bo parsknęła z irytacji i odeszła od nich dumnym krokiem, który miał mówić „skończyłam z tobą”, ale dla dalmatyńczyka był jedynie przyznaniem się do porażki.
***
Minęło kilka długich miesięcy, w których czasie Biały mieszkał w Ventusie. Zdążył zaprzyjaźnić się w wątpliwy sposób z Omszoną Krtanią oraz nabić kilku wrogów wśród wietrznych. Z Bananową Skórką po kilku tygodniach batalii nauczył się koegzystować. Ona nie wymagała od niego aż tyle, ile na początku była skora, a on zaczął uczęszczać na treningi, gdy akurat był trzeźwy, a nawet osiągał widoczne postępy. Nigdy jednak nie przypuszczał, że Bryzowa wpadnie na absurdalny pomysł wzięcia go na zgromadzenie klanów. Rav nie miał wątpliwości co do niechęci obcych psów względem siebie, jak również przewidywał wszechobecną na takich uroczystościach nudę. Jego głowę nurtowało jednak bardziej pytanie dlaczego. Po co on miał tam iść?
Na Gwiezdny Szczyt wszedł blisko Pestki, nie odstępując jej nawet na krok. Nie lubił nowych miejsc, a duża ilość zapachów i psów, z którymi nie miał styczności, ani trochę mu nie pomagała.
Dlatego właśnie poczuł sporą ulgę, widząc znajomy, niezbyt trzeźwo wyglądający pysk wśród obecnych.
— Hej Biały! — zawołał Mech z szerokim uśmiechem.
Uczeń trochę mu zazdrościł takiej swobody i pewnego stanu upojenia. On nie mógł czuć się w pełni luźno. Przyszedł z rodziną, nie chciał przynosić jej wstydu. A przede wszystkim przykrości swojej przybranej mamie. Krtań nie wyglądał jednak najlepiej. Jego łapa była opatrzona przez medyka, ale nadal przypominał Białemu jakiegoś kalekę.
— He-ej — odpowiedział z pewną dozą niepewności młodszy.
Nie do końca wiedział, jak powinien się zachować, kiedy milczeć, a w którym momencie dozwolona jest cicha rozmowa. Tym bardziej zmieszał go fakt, że Omszony ze śmiechem na pysku i machającym ogonem przysiadł się do niego. Biały nie musiał się nawet odwracać, by poczuć na sobie mordercze spojrzenie swojej Gwiazdy. Gdzieś w środku odrobinę nurtowało go pytanie, czy przez myśl przemknęło jej „No tak, kurwa, oczywiście, że te dwa gnojki się znają”. Z tego, co pamiętał dalmatyńczyk, Bryzowa nie wiedziała wcześniej o tym, że się przyjaźnią. To dotarło chyba jedynie do Cymanonki i Bananki, które miały nieprzyjemność widzieć ich po nadużyciu maku już kilka razy. Owsianka jedynie cicho westchnęła, natomiast Skórka starała się usilnie ignorować obecność degenerata Industrii.
— I co, zaciągnęli cię na ten kabaret? — zagadnął syn Rzepakowej. Jego głos obniżył się nieco, przez co uczeń miał wrażenie, jakby mówiący wręcz mruczał.
Młodszy cicho przytaknął. Nigdy na trzeźwo nie był specjalnie rozmowny. Teraz dodatkowo krępował się swoją opiekunką, siedzącą tuż przy jego boku oraz mentorką obserwującą go bacznie z lekkiej odległości.
— Proponowałbym już zacząć. Lepiej szybciej zacząć i szybciej skończyć — rzucił groźnie wyglądający pies z klanu Krtani.
— Zgadzam się — przytaknął mu inny, siedzący przy Tenebrisie.
W tym momencie bliżej środka zgromadzenia wyskoczyła jakaś suczka ognistych. Białemu wystarczyła szybka porozumiewawcza wymiana spojrzeń z Mchem, by załapać, że była to jego matka, liderka.
— Sowi Pazurze, mogę się znowu pierwsza odezwać? Muszę się im przecież pochwalić, na pewno się ucieszą!
Sowi Pazur nie podzielał aż tak jej entuzjazmu, ale Gwiazda nie wydała się tym zrażona.
— Mów.
— No właśnie zaczynam, nie ciskaj się tak! — Przysiadła na chwilę. — Słuchajcie wszyscy, mam świetnie wieści! Niedługo przyjedzie nowa dostawa mini Rzepakowych Gwiazdek!
Z pysków różnych psów zaczęły napływać pomruki gratulacji. Czarno-biała wymamrotała coś jeszcze, do ewidentnie zniesmaczonego Sowiego. Dalmatyńczyk zanotował sobie, by zapytać przyjaciela na osobności, czy to właśnie ten zgred był jego mentorem. Biały szczerze wątpił, by Omszony cokolwiek z tych wydarzeń pamiętał, ale nie zaszkodziło spróbować. Sielankę tę przerwał dopiero nieprzyjemny dla uszu ucznia głos Bryzowej.
— Rzepakowa, to na pewno dobry pomysł byś miała więcej dzieci, skoro już nad tymi, które masz, nie panujesz? — mruknęła wrednie, zerkając przy tym na Mcha.
Towarzyszący wojownikowi Łapa odruchowo obnażył na nią zęby. Gdyby nie okoliczności, chętnie broniłby kompana także werbalnie. Nie wątpił jednak, że ten sobie poradzi sam, co udowodnił sekundę później, rzucając:
— Gwiezdni, spierdalaj, gadam z przyjacielem. — Po czym wywrócił oczami.
Uczeń przeczuwał, że dalsza kłótnia może źle się skończyć. Zdecydował się zaryzykować i uspokoić Omszonego kosztem podpadnięcia Owsiance i Skórce.
— Olej tę starą prukwę — mruknął.
Najwyraźniej udało się, bo wyrwało to z Mcha cichy śmiech. Za to medyczka Ventusu po raz kolejny westchnęła ciężko. Dalmatyńczyk został polizany przez nią po głowie i był to najwyższy wymiar kary, na jaką było ją stać.
— Skarbie, cichutko, już się zaczyna — upomniała go.
Faktycznie sekundę później głos zabrała Rzepakowa Gwiazda.
— Jazgocie, jakieś nowe wieści? Czy sprawa została rozwiązana?
Bezgwiezdny wyprostował się jak na komendę, słysząc swoje imię.
— Owszem, nowy lider dostarczył nam sprawiedliwości — oznajmił — Sprawczyni jest zabita. Czego świadkiem byłem ja, nasza liderka i trzy inne psy z naszego klanu, oraz z ich. Wziąłem ze sobą również towarzyszy z obozu. Uznałem, że warto by Bezgwiezdni mieli trochę większą reprezentację niż ja sam.
Brzmiało to o wiele ciekawiej, niż Biały mógł się spodziewać. Spojrzał na Pestkę, która zadrżała z emocji, po czym wstała.
— Za... Zabiliście ją?! — wybuchnęła — Ale przecież... Czy ona kogoś wtedy zaatakowała? Groziła wam? Dostaliście znak od Gwiezdnych? Przecież to przeciwko kodeksowi wojownika!
Młody nigdy nie rozumiał, co miała na myśli, mówiąc o tych całych Gwiezdnych. Ogarnął mniej więcej, w jaki sposób działali, w końcu słyszał o nich całkiem sporo. Nie pojętym było dla niego natomiast, czemu ktoś w ogóle bierze ich na poważnie. Chyba Bezgwiezdny podzielał to zdanie.
— A jaka jest twoja propozycja? Wygnać ją? Puścić wolno? Zatrzymać w klatce? — zapytał, przy czym udało mu się powiedzieć to bez cienia kpiny, a z realną ciekawością — Co zrobiłabyś z suką, która zarżnęła nasze dziecko?
— Na pewno nie to! — odparła Owsianka.
— Nie popieram tego do końca, ale... była zagrożeniem. — poparł Jazgota inny pies, siedzący przy jego boku z krzywym uśmiechem na pysku.
Do wyjaśnień dołączyła się druga z zainteresowanych stron, lider ciemnych.
— Uznaliśmy to za odpowiednią opcję — powiedział. — Taką, która pozwoli na usatysfakcjonowanie Bezgwiezdnych, jak również wyzbycie się zagrożenia. Ta samica zaatakowała również mnie jak i moje dzieci. Kodeks nie mówi nic o tym, jak zachowywać się z mordercą szczeniąt. Ja również go znam.
— Nie różnicie się od niej niczym, zabiliście kogoś, bo taki był wasz osąd. Nie wiecie nawet, jaka była wola Gwiezdnych — nie zgadzała się z nimi Cynamonka.
Biały nie widział w tym sensu. Było już po sprawie, jego mama nie znała nawet tego psa, dlaczego w ogóle ją to obchodziło? Oczywiście, stanąłby w tym konflikcie po jej stronie, ale na pewno nie dzięki argumentom, a niechęci do pozostałych. Obserwował ich uważnie, gdyby któryś z nich zaczął zachowywać się agresywniej w stosunku do Owsianki.
— Śmierć była honorowa i szybka — próbował już delikatniej tłumaczyć Jazgot — Nie darzyłem jej nienawiścią, nie po takim czasie. Jednak była niebezpieczna. Co dałoby jej przegonienie? Kto by pilnował, że nie wróci? Włóczęgi również były przegonione i nic to nie dało.
W tym momencie odezwał się mały pies, siedzący przy wodnych, którzy wcześniej nie wyglądali na zainteresowanych tematem.
— Pozostało nam mieć nadzieję, że nawet bez pomocy Gwiezdnych wytypowaliście dobrą osobę — z jego tonu słychać było, że przekonaniami stał przy Cynamonce, jednak chciał ją nieco uspokoić.
Dalmatyńczyk podniósł wzrok na swojego przyjaciela, wyglądającego na jeszcze mniej zainteresowanego tematem niż on sam. Młodszy nachylił się nieco, korzystając z faktu, że jego opiekunka była zajęta, po czym szepnął.
— Jutro w południe koło Dworca widzimy się z Chmurną? — Chciał nieco odbiec myślami od zgromadzenia.
Mech zdawał się zadowolony z takiego obrotu sprawy. Skinął głową z uśmiechem.
— Czemu nie. — rzucił.
Młodszy spiął się lekko, kiedy jego plecy uderzył przyjacielski ogon. Przeważnie nie miał nic przeciwko tego typu gestom, przy innych stawał się jednak bardzo niechętny do jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, przez co wzdrygał się raz po raz.
Uwagę Białego zwróciła jego ciotka, nie miał okazji zamienić z nią jeszcze wielu słów, ale był w pełni świadomy, kim ona jest.
— Na pewno przyłożyli się należycie do rozwiązania sprawy. Oszroniona jednak nie była jedynym, czyhającym zagrożeniem. Ja... Czy mogę prosić o uwagę? — i w tym momencie straciła przynajmniej tę należącą do ucznia.
Odkąd tylko ją poznał, miał wrażenie, że jest strasznie sztywna, nudna. Ciężko będzie mu z nią się w jakikolwiek sposób porozumieć. Dalsza rozmowa o Quintusie także nie była warta jego atencji. Biały znał pobieżnie tę historię, nie była przyjemna, a ominęła go tylko dzięki treningowi. Dużo bardziej w tym momencie obchodziło go obserwowanie przyjaciela, który ewidentnie odleciał gdzieś w krainę kolorowych grzybów. Młody zakodował sobie, by zapytać go później, jakim cudownym specyfikiem tym razem się uraczył.
— Podstępem. — Doleciał do jego uszu śmiech Bryzowej — To ty go do nas wpuściłaś.
Dalmatyńczyk oprzytomniał tak naprawdę, dopiero gdy Pestka go przytuliła. Było to dla niego bardzo niespodziewane, aczkolwiek zmieszaną miną także oparł się o jej bok, nie będąc pewnym, co tak właściwie ją do tego skłoniło.
— Może gdybyś się tym zainteresowała i zostawiła przy nim jakąś wartę, nic by się nie stało. — Mimo wszystko żywił do wszystkich z tym związanych nieco żalu, jak śmieli stresować jego mamę?
Mógł wyjść w tym momencie na kretyna, ale każda chwila była dobra, by naskoczyć na ich „wspaniałą” Gwiazdę. Szybko zorientował się, że wyjątkowo obrał sobie zły cel.
— Gdyby siostrzyczka twojej ukochanej opiekunki mi cokolwiek powiedziała, wywaliłabym tego przybłędę na zbity pysk — warknęła w odpowiedzi, dzięki czemu zwróciła wzrok zebranych w kierunku Żałobnej.
— Nie wiem, czy wyjawił swoje imię. Prawdę mówiąc, nie pomyślałam o zapytaniu — Skuliła się suczka. — Był średnich rozmiarów, wyższy ode mnie. Jego sierść była głównie brązowa, ale gdzieniegdzie wpadała w czerń. Sylwetką odrobinę przypominał zastępcę Ognistych, ale miał krótsze futro. Nie miałam wstępu na przesłuchanie, które przeprowadziła liderka, może ona wie coś o imieniu — powiedziała, starając się przypomnieć każdy szczegół wyglądu napastnika.
Cynamonka odchrząknęła, wychodząc trochę do przodu.
— Myślę... Że to dobry pomysł, by powiedzieć wam wszystkim o przepowiedni od Gwiezdnych — mruknęła, patrząc na resztę medyków. Była lekko spięta. — Widzieliśmy gwiazdy. Pięć gwiazd i... Dwie z nich spadły. Boję się, że może być to związane z tym atakiem.
Biały miał ochotę parsknąć, widząc, jak wielkie poruszenie to wywołało. On osobiście nie miałby problemu, gdyby coś się stało Bryzowej. Chyba nie tylko w jego głowie zrodziła się taka myśl, bo Ventus zachował najwięcej spokoju. Może poza jego ciotką, która na wszelkie zmiany reagowała prawie paniką.
— Ale jak to... spadły? — jęknęła.
Zastępca wietrznych, z którym dalmatyńczyk nie miał zbyt wiele styczności, dodał:
— Bardzo możliwe.
— A może jedną z owych Gwiazd była Biała? — zasugerował lider Tenebris — Przestała być Gwiazdą, stała się na powrót Tęczą.
Zgromadzone psy zaczęły rozwodzić się na temat przepowiedni. Prawdopodobnie uczeń całkiem by się z tego wyłączył, gdyby nie ewidentnie zestresowana Owsianka. Suczka spuściła głowę.
— Reszta widziała to samo — mruknęła, jakby chcąc się usprawiedliwić — Myślimy, że może chodzić o liderów i ich odejście z pozycji, w jeden czy inny sposób.
Dalmatyńczyk bardzo chciał jakoś ją pocieszyć, dlatego rzucił:
— Spokojnie, jeśli to wola Gwiezdnych to sobie poradzimy. — Nie miał pojęcia, czy w ogóle dobrze to powiedział.
Po tych słowach dopiero jakby analizując tę całą sytuację, odpalił się Omszony.
— Jak ktoś moją matkę dotknie, to odgryzę wam wszystkim głowy — warknął pod nosem.
— Możemy ją w razie czego wymienić na naszą Gwiazdę? — Biały nie mógł powstrzymać się przed żartem.
Znów słyszał, jak Żałobna zabrała głos, na jego gust mówiła zdecydowanie za dużo.
— … Posłańcy są dobrym pomysłem. Takie osoby, które mogłyby przekraczać granicę w celu przekazywania wiadomości, nie będąc posądzonym o naruszenie kodeksu.
Oczywiście jedna z obecnych nie mogła zgodzić się z nią w żadnym calu.
— Odbiło ci? — Wybuchła śmiechem Bryzowa. — Mamy się zjednoczyć z tymi moczonymi szczurami? — Uniosła brew do góry, mając na myśli Flumine. — Nie wiem, czemu cię tutaj zabrałam.
— Którzy to moczone szczury? — zainteresował się szary pies z Industrii.
Sytuację próbował podratować zastępca wietrznych.
— Nie ma zakazu odwiedzania innych klanów, jeśli ma to być tylko przekazanie informacji. — powiedział do Żałobnej, po czym rzucił liderce ostre spojrzenie.
— Moczonymi szczurami?! — zapowietrzyła się Pieśń — Jakim cudem Gwiezdni zgodzili się na to, żebyś kiedykolwiek pełniła władzę nad kimkolwiek! — Wybuchła.
— Nikt nie jest moczonym szczurem. — zawtórował jej Brązowy — Tak samo, jak sądzę, że to nie jest zły pomysł na tę chwilę.
Biały nie mógł się powstrzymać przez cichym chichotem.
— Uuu, dymy, stawiam dwie myszy na Żałobną — rzucił do Mcha, widząc, że wojownicy Ventusu nie zwracają na nich uwagi.
— Pfft! Wziąłeś se najlepszą — Wyszczerzył się jego przyjaciel. — Kogo mam niby brać?
— Przecież nie będę Bryzowej kibicował — zaprotestował Biały.
— A ja to co? Mam jej lizać dupę?
Chyba w tym momencie trochę przesadzili, bo aż sam lider Tenebris podniósł na nich wzrok.
— Możecie przestać mówić o lizaniu dup? Róbcie to prywatnie — rzucił z naganą w głosie.
Obaj zganieni jak na komendę wywrócili razem oczami, ale ściszyli nieco swoje dywagacje na temat tego, kto wygra.
— Myślę, że najszybsze psy powinny zostać posłańcami, żeby usprawnić przepływ informacji — powiedziała głośno Żałobna, przez co Biały zaczął się zastanawiać na ile ten pomysł miał dać jej jakieś przywileje, a na ile faktycznie był potrzebny.
Podłapał to natomiast od razu zgred, który przed chwilą ich upomniał.
— Zaproponowałbym ze swoich Wojowniczy Mróz. Jest znany klanowi wodnych, mogą o nim poświadczyć. Nie będzie sprawiał wam problemów.
Niestety Bryzowa naturalnie nie podzielała jego entuzjazmu, a nawet przeszła w końcu do rozwiązania siłowego. Doskoczyła do Żałobnej, przyciskając ją do ziemi.
— Stul swój głupi pysk, jesteś tylko kolejnym wojownikiem — warknęła w swojej furii — Zostałam liderką, bo walczyłam o tą pozycję kłami i pazurami, nie dam komuś takiemu jak ty tego zniszczyć.
— Kły i pazury to trochę za mało, żeby rozsądnie rozporządzać żywymi istotami! Kły i pazury mamy wszyscy! — krzyknęła zaatakowana.
Do oglądania tego pięknego pokazu brakowało jedynie jakieś przegryzki. Na przykład owoców, których niestety tym razem nie rozdawał Manaci Olbrzym. Nadałyby się idealnie! Niestety zamiast tego dostał jedynie Owsiankę, odsłaniającą go przed tym widokiem. Nie szło jej za dobrze, dlatego uczeń podejrzewał, że tak naprawdę chroniła go przed oberwaniem rykoszetem.
Drugi pies z Tenebris, Biały nie pamiętał, by zabierał on głos jak do tej pory, upomniał sukę słownie:
— Bryzowa Gwiazdo, podczas zgromadzenia panuje pokój. Zapomniałaś? Rzucanie się na członkinie swojego klanu nie jest dobrym pomysłem...
Na szczęście Blizna zdecydował się nie tylko tłumaczyć liderce, jak durnie się zachowuje, ale także zadziałać.
— Bryzowa Gwiazdo! — warknął, doskakując do nich i próbując je rozdzielić. — Ogarnij się w końcu! Nie możesz atakować wojowników ze swojego klanu!
— Zostaw ją Bryzowa Gwiazdo! — zawtórowała mu Pestka.
Do Brązowego dołączył także Jazgot, wyglądał na równie gotowego, by je rozdzielać.
— Liderko, przestań — warknął.
Dopiero pod tym całym naciskiem Bryzowa zaprzestała swoich działań i odsunęła się od Żałobnej.
— Ta wojowniczka to nic innego poza problemami! Ściągnęła na nas wojownika Quintusu, uważa się za ważniejszą niż reszta, mimo że nie potrafiła nawet skończyć treningu — zaśmiała się Gwiazda.
Sprawa wydała się jakby zakończona, poza tymi ostrymi słowami. Po kilku głębszych oddechach wrócono dopiero do rozmów o posłańcach. Zastępca wietrznych nadal rzucał swojej liderce spojrzenia pełne wyrzutu.
— Od nas może być Żonkil — powiedział Bezgwiezdny.
Dalmatyńczyk poczuł w tym momencie potrzebę dalszego wkładania kija w mrowisko.
— U nas najszybsza jest Żałobna — rzucił od niechcenia, nawet zapominając o dwuczłonowych imionach.
Bryzowa nie bardzo miała ochotę chyba na te ustalenia, bo prychnęła i zapytała:
— Dobrze, coś jeszcze? Skończyliście gadać o tych posłańcach?
Zamiast niej temat podjął zastępca.
— Od nas pójdzie Żałobna Pieśń. Żonkil od Bezgwiezdnych, Tenebris Wojowniczy Mróz. — podsumował, po czym zwrócił się do dwóch pozostałych klanów — Co z Flumine i Industrią?
— Jak Ciepły biega, to się za nim kurzy — wyszczerzył się Omszony.
Brzmiał, jakby chciał zakpić ze swojego brata, ale chyba jego klan wziął to za dobrą sugestię.
— Myślę, że u nas nadawałby się Szarakowy Obłok, dorównuje nawet naszej liderce — powiedział niewielki wodny.
— Flumine Szarakowy Obłok. Dobrze. — Brązowy brzmiał, jakby notował to wszystko w głowie.
— Ciepła Pleśń od Industrii — zdecydował pies o nieprzyjemnym pysku.
Zastępca wietrznych skinął głową i po raz ostatni wszystko podsumował.
— Świetnie. Ventus Żałobna Pieśń. Żonkil od Bezgwiezdnych, Tenebris Wojowniczy Mróz. Flumine Szarkowy Obłok i Industria Ciepła Pleśń.
Chwilę jeszcze powymieniano się wiadomościami o wnykach. Biały dzięki prawdopodobnie zastępcy Industrii dowiedział się też w końcu, czemu jego przyjaciel wyglądał tak tragicznie. W sumie nie zdziwiłby się, gdyby Mech wdepnął w nie przez nieuwagę.
Zgromadzenie dobiegło końca.
***
Bryzowa zdechła. To mogłoby brzmieć jak dobry początek, dla każdego, kto miał nieprzyjemność ją poznać. Niestety, prawda była taka, że nawet w chwili śmierci ta głupia suka musiała robić wszystkim na złość.
Od jej pamiętnego kopnięcia w kalendarz minęły trzy dni. Przez ten czas dalmatyńczyk zadziwiająco dokładnie słuchał swojej mentorki. Uczył się podstaw polowania, które swoją drogą szło mu całkiem nieźle. Pewną przewagę dawało mu niebycie do końca w tym temacie zielonym, gdyż już wcześniej polował od czasu do czasu z Mchem i Chmurną, kiedy z dala od domu złapał ich głód.
Poza treningiem wolne godziny spędzał na obserwacji. Nie spuszczał czujnych oczu ze swojej przyszywanej mamy. Zresztą nawet bez tego byłby w stanie zauważyć zmiany w jej zachowaniu. W okolicach obozu wietrznych pojawiała się rzadko, nawet w legowisku medyków. Całe dwie doby zajęta była zbieraniem ziół. Kiedy jednak już zjawiała się w zasięgu Białego, mało rozmawiali. Owsianka głównie mamrotała cicho, mówiąc coś do siebie. Co prawda, pies zauważył już dawno temu, że jej się to zdarza, ale nigdy nie miało to takiej intensywności.
Właśnie to skłoniło go wreszcie do porozmawiania ze Skórką. Jeszcze w trakcie posiłku suczka dosiadła się do ucznia, jakby podejrzewała, że on i regularny trening to sen piękny, ale nierealny. Miała w tym trochę racji.
— Bananowa Skórko? — zawrócił się do niej nakrapiany oficjalnym tonem, a kiedy podniosła wzrok, kontynuował — Zamierzam dzisiaj udawać ból brzucha, dlatego nie będzie mnie na treningu.
Suczka zakaszlała, zadławiwszy się kawałkiem przeżuwanego mięsa.
— Co takiego? — zapytała tak zaskoczona, że nie stać było jej na gniew.
— Cynamonowa Pestka nie wygląda ostatnio najlepiej, dlatego chciałbym z nią dzisiaj zostać. Na pewno się na to nie zgodzi, więc po prostu będę symulować — wytłumaczył się.
— Tym razem... — Znów coś zadrapało jej gardło. — Tym razem się zgodzę, ale tylko dlatego, że byłeś ze mną szczery jak nigdy — mruknęła mentorka, dodając ciszej — i pierwszy raz słyszałam coś tak durnego.
Dalmatyńczyk skinął jej głowa, złapał w zęby szczura ze sterty zapasów z poprzedniego dnia, a następnie powlókł się do legowiska medyków. Nie spodziewał się spotkać tam Pestki, myślał, że zaraz czeka go nawrotka w kierunku starego dworca, ale ku swojemu zdziwieniu zastał tam jeszcze sprzątającą Cynamonkę. Odchrząknął cicho, a kiedy nie doczekał się reakcji, podszedł bliżej. Chwilowo zdecydował się odłożyć przyniesiony dla niej posiłek, na rzecz stanięcia tuż przed nią z pustym pyskiem.
— Boli mnie brzuch, dałabyś mi trochę jałowca? — zapytał na tyle głośno, by nie mogła nieumyślnie go zignorować.
< Pestko? Wreszcie wypocone. >
[3254 słów, Biała Łapa otrzymuje 32 punkty doświadczenia i 5 punktów treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz