6 grudnia 2021

Od Jaśminki (Jaśminowej Łapy) CD Agatki (Agatowej Łapy)

Akcja dzieje się w porze nagich drzew.
Serce zabiło mi mocniej, a ja stałam nieruchomo. Czarna suczka wpatrującą się prosto we mnie z pewnością słyszała głośne bicia dochodzące z mojej piersi.
— Ja... — wyjąkałam, nadal zaskoczona czyjąś obecnością. Nie sądziłam, że szczeniak, którego widziałam w oknie żłobka, odważy się pójść na zewnątrz moim śladem... — Uważasz mnie za fajtłapę...?
Chociaż warczałam, w sercu poczułam smutek. Czy rzeczywiście jestem niezdarna? Być może, Gadka - chyba tak się nazywała, o ile dobrze pamiętam - ma rację.
— Nie, no coś ty — ironicznie sapnęła. — ale chyba zapomniałaś, kto tutaj odpowiada na pytania. Dlaczego sama wyszłaś z obozu? To niebezpieczne. Po drugie-
Nie.
Odwołuję tamto. Gadka nie na racji. Jest niemiła. Nie lubię jej. Mimo woli, patrząc na nią, skrzywiłam się. Suczka zauważyła mój ruch i z głośnym kłapnięciem zamknęła pysk. Jej oczy zamigotały ze zdziwienia. Zaraz potem wypełniły się zaniepokojeniem i wstydem. Zdziwiłam się, gdy Gadka zaczęła wykrzywiać swoją szczękę raz w prawo, raz w lewo, bacznie obserwując moją mimikę.
Miałam szeroko otwarty pysk i jeszcze szerzej ślepia.
— Ale... Gadko, co ty robisz?
Ciemny szczeniak zmrużył w pełnym skupieniu oczy, nadal manewrując żuchwą, jakby próbowała ją dobrze ustawić. O co jej chodzi? Przekrzywiłam głowę.
— Jak to, nie widzisz? — Gadka zamknęła na chwilę oczy. — Jak jest lepiej? Taaak... — przesunęła dolną szczękę w prawo, a górną w lewo. Otworzyła ślepia, na nowo uważnie się we mnie wpatrując.— Czy taaak? — zamknęła pysk, tak, jak zwykle. Wyglądała zwyczajnie, chociaż...
Zamyśliłam się.
Aha.
Ona ma krzywy zgryz.
Poczułam wypełniające mnie współczucie.
— I tak, i tak jest ładnie, droga Gadko! — zapewniłam.
Szczenię oprzytomniało. Uśmiechnęło się szczerze, ciepło. Gdy prawie odwzajemniłam jej ruch, Gadka po chwili stania w bezruchu zastrzygła uszami. Ponownie przybrała pokerową twarzyczkę. Szkoda. Lubię, jak się osoby uśmiechają.
Wwiercała się we mnie chłodnymi, brązowymi oczami.
— Czekaj... — mruknęła. — Jak ty mnie nazywasz?
Wysuszyłam ząbki.
Śnieżynki powoli opadały na nasze sierści. Zimowe słońce delikatnie świeciło, rozświetlając śnieg. Drzewo, z którego spadłam, wyglądało pięknie, jak zawsze. Nic nie zwiastowało wrzawy, która zaraz miała wybuchnąć.
— G-A-D-K-A — przeliterowałam.
Skóra Gadki przybrała odcień głębokiej czerwieni, a sierść raz falowała, raz mierzwiła się na chłodnym wiaterku. Wyglądała śmiesznie, naprawdę! Dodatkowo te jej oczy! W kolorze zaschniętego błota! Poczułam łaskotanie w brzuchu, gdy zaczęłam chichotać. Była zabawna, ach! Po sekundzie chichot zamienił się w śmiech. Śmiech, doprawdy szczery śmiech.
Moja koleżanka, zabawna, acz niemiła, sposępniała. Pokazała zęby.
Nagle rzuciła się na mnie.
Nie wiedziałam, o co jej chodzi. Przecież celowo zachowywała się tak śmiesznie, czyż nie? Dlaczego więc mnie atakuje?
— Ajaja, och, ach!
Zatoczyłam się, upadając do tyłu. Uderzyłam potylicą o pień drzewa, które rosło za mną. Zamroziło mnie. Przez moje ciało przeszedł piorun.
Gadka stała nade mną, wytrzeszczając oczy. Ja leżałam ze szklistymi patrzałkami i wywalonym językiem.
Wyglądałyśmy idiotycznie, a jedyne co robiłyśmy przez kilka uderzeń serca, to wgapiałyśmy się w siebie nawzajem. Byłyśmy w szoku. Ona — morderczyni. Ja — ofiara. Romantycznie. Albo nie. Tragicznie.
Tylko... Dlaczego robiłyśmy to zaledwie przez kilka uderzeń serca? Albo raczej, kilka uderzeń mojego serca (ponieważ Gadka wyglądała, jakby jej serce biło tysiąc razy szybciej od mojego). Dlaczego?
A bo nagle, pod wpływem uderzenia o pień drzewa, roślina zadygotała, tańcząc.
Zdążyłam wrzasnąć: ,,Patrz! Drzewo tańczy poloneza!'' zanim śnieg nas nie przymiażdżył. Bo spadł z gałęzi drzewka. Drzewka, które wykonało swoją zemstę. Byłyśmy pod zaspą grubego śniegu. Piszczałam, co chwila uderzana przez panikującą Gadkę. Biała papka wpadła mi do nosa. Charczałam i plułam, niechcący trafiając śliną w oczy suczki.
Gadka jako pierwsza przebiła się przez lawinę. Wiedziałam to, ponieważ słyszałam jej sapanie nade mną i niespokojny oddech. Po krótkiej chwili przebiła pyskiem warstwę śniegu nade mną, wyciągając mnie.
— Cholera, jesteś ciężka — pisnęła, kładąc mnie na śniegu.
Obie byłyśmy oblepione śniegiem od stóp do głów. Dygotałyśmy. Wyglądałyśmy jak siedem nieszczęść.
Gadka usiadła, dysząc głośno. Ja nie podniosłam się, leżąc bezruchu. Było mi podejrzanie ciepło.
— Jesteś ohydna, tak w ogóle — stwierdziła Gadka po krótkiej chwili. — Naplułaś mi do oka, a ja ci życie uratowałam. Masz dług u mnie.
Podniosłam oburzoną głowę.
— Jaki dług?! To była zabawa. Poza tym nie naplułam ci do patrzałki. Śnieg ci wpadł.
Gadka zamrugała oczami, mamrocząc coś pod nosem.
— Może i śnieg — wymruczała. — Jednak tak czy siak, nie mów do mnie Gadka.
Zaraz, co? Nie podoba jej się jej imię? Przykre. Poderwałam się z ziemi, drżąc. Coś mi mówiło, że powinnyśmy się zacząć ruszać. Rozgrzać. Wrócić do obozu. Cokolwiek, co dałoby ciepło.
— Ależ przecież jesteś Gadką!
Suczka zmarszczyła brwi.
— Skąd ci to przyszło do głowy, fajtłapo? — trąciła mnie nosem. — Jestem Agatka.
W jej oczach pojawiły się radosne iskierki.
Gadka.

<Agatowa Łapcio?> 
[778 słów: Jaśminka otrzymuje 7PD oraz 1PT]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz