3 grudnia 2021

Od Konwaliowego Szronu CD Sikorkowego Szczęścia

Sikorka, czyli suczka, którą znałam z dzieciństwa, była dziwna.
— Więc kiedy poszłaś… Znaczy, poszliście, bo ty, Skalny i Konwi, znaczy się, Konwalia, to… — Sikorkowa Łapa urwała swoją opowieść kierowaną do Aronii, drapiąc się za uchem, jakby szukała odpowiednich słów.
— Sikorkowa Łapo, skąd pomysł, by nazywać mnie Konwi? — przerwałam jej, dość zaintrygowana. Mało psów wołało na psy inaczej, niż brzmią ich imiona, z obawy, że się obrażą. Poza tym Konwi nie było ładne. Ale najważniejsza jest intencja, czyż nie?
— No nie gniewaj się, Konwi…aalio… — Rudawa suczka przewróciła oczami. — Jejciu, ale jesteście dziecinne, naprawdę. No dobra, słuchajcie. 
— Sikorkowa Łapo, zostaw swoje koleżanki. Oszroniony Pysk cię woła. Czyżbyś zapomniała, że kazała ci się stawić na patrol?
— Jej, naprawdę? — wykrzyknęła suczka, zupełnie zapominając o tym, że miała dokończyć historię. Mnie to jakoś szczególnie nie przeszkadzało, jednak Aronia wyglądała na zawiedzioną. — Jeszcze nigdy nie byłam na patrolu! Na polowaniu i treningu tak, ale patrol! To zupełnie co innego! Jak myślisz, mamo, czy na naszym terenie spotkam psy z innych klanów?! I będzie walka? Gwiezdni, Gwiezdni, łapcie mnie, bo zaraz umrę ze szczęścia! 
Gwiezdni obdarzyli ją niesłychanie dziwnym rozumem. Mimo to, wojowniczka ma głęboką wiarę. Ah, to takie miłe... — nie. Miłe nie jest właściwym słowem. To dobre, to dla mnie dobre, iż psy, mimo swoich wad, czasami poważnych, są w stanie nadal wierzyć w swoich przodków. Taka Sikorka na przykład.
Zaraz przed oczami stanęli mi Bezgwiezdni. Biedne psy, niewierzące w Gwiezdnych. Pewnie już i przodkowie przestali w nich wierzyć.
Nie.
Nie wolno mi tak myśleć. Nie wiem, o czym myślą przodkowie. Nie wiem, kogo przekreślili. Może nawet mnie (wątpię). O, taki Laurency. Coelum go wybrało, okrzyknęło wybrańcem. To jeden z psów, które uratowały wszystkich wojowników przed epidemią. 
Ale, moim skromnym zdaniem jednego z miliona psów, jednej z tysiąca suczek, które przewinęły się przez Tenebris, twierdzę, że Bezgwiezdni to niewdzięczne gówno.
Tak sobie rozmyślając o religii, Gwiezdnych, odrobinę o Sikorce idącej obok, zobaczyłam coś okropnego.
Ruiny stały przed nami.
Rozwalone ściany, obrośnięte zielskiem, miejscami zaśmiecone rupieciami, otoczone znaną mi, bliską sercu aurą - drogie Ruiny.
I te ruiny, o których jeszcze wczoraj wymyślałam poemat, w których spędziłam dzieciństwo, mój dom... stał w ogniu. Tak o. Stał sobie w ogniu. Albo raczej to ogień stał w nim.
Sikorkowa z paniką spojrzała na mnie, otwierając niezwykle szeroko ślepia. Obie, zarówno ja jak i moja przyjaciółka rozwarłyśmy pyski, drąc się w niebogłosy.
 — GWIEZDNI!!!
Krzyknęłyśmy te same słowo i puściłyśmy się biegiem w stronę Ruin.
Starałam się opanować walące serce, wyciszyć. Skoro zapalił się obóz, pewnie i Gwiezdni mają swój plan. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam tak wiele silnych emocji. Dłuższą chwilę zajęło mi wyciszenie się. W końcu nie cofnę czasu. Nic nie mogę zrobić; ogień jest silniejszy ode mnie, przodkowie są silniejsi. 
Pierwsza dobiegłam do obozu, a po chwili dołączyła do mnie dusząca Sikorka. Stanęłyśmy, patrząc w pożerającą nasz dom szeroką ścianę niezliczonych języków ognia.
Pochyliłam głowę w akcie żalu. Modliłam się cicho do Gwiezdnych.
,,Przodkowie! - zaczęłam - Czy nie widzicie tej plagi? Czyż nie słyszycie jęczenia waszych dzieci? O, najświętsze Coelum! To wasza moc na nas spłynęła, to wasza moc stworzyła tą katastrofę, tą karę, czy to złe Infernum planuje przeciw wam? Zlitujcie się! Wierzymy w Was! Błagam, nie pozwólcie-
Zamilkłam, gdy Sikorkowe Szczęście zawyła z determinacją rzucając się w płomienie. Moja dusza zadrgała ze zdziwienia, a oczy rozszerzyły się.
— Na ratunek braciom i siostrom! - wrzasnęła, wbiegając do Ruin. Usłyszałam jej kaszel. Wszędzie unosił się dym.
Również pokasłując, cofnęłam się od wejścia, bijąc się z myślami.
Czego oczekują ode mnie Gwiezdni? 
Czy powinnam oddać się modlitwie, sprawdzić tyły obozu, czy rzucić się w ogień?
Przełknęłam cicho ślinę, obserwując jak wściekły żywioł liże ściany mego domu.
Wybrałam trzecią opcję.
Za śladem Sikorki, wstrzymując powietrze i zaciskając powieki, weszłam do płonącego obozu.
W labiryncie ognia poczęłam kierować się nosem i wspomnieniami. Piekący dym nie pozwalał mi otworzyć oczu.
<Sikorkowe Szczęście?>
[640 słów: Konwaliowy Szron otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz