7 grudnia 2021

Od Zroszonej Ptaszyny CD Klematisowej Łapy

Akcja dzieje się zimą.
Dreptałam sobie to tu, to tam, zadowolona chłonąc zimowe widoki. Życie jest p i ę k n e! Chociaż…
Na mój nos spadł płatek śniegu, zadarłam łebek, wpatrując się w ciemnoszare, niezwykle ciemne chmury. Śnieg delikatnie padał. Coś mi w głowie szeptało, że skończy się to znacznie gorzej niż niewinnym prószeniem. Na razie jednak postanowiłam zignorować intuicję.
Szłam bez większego celu, śmiejąc się do siebie, i zagadując wszystkie stworzenia żywe, które stanęły mi na drodze. Spacery są super. Nie dość, że wyprostuje się łapy, to jeszcze znajdzie nowych przyjaciół. Najlepsza atrakcja z możliwych!
Szłam daleko, długo, tracąc poczucie czasu. Krok za krokiem, łapa za łapą, trucht, miejscami zamieniający się w bieg. Śnieżynki wirowały wokół mojej postaci, a ja czułam się jak szczenię. Biegałam i szczekałam, smakując wodnistego smaku śniegu.
Po nie wiadomo jak długim, czy też nie wiem jak krótkim czasie (ponieważ naprawdę nie jestem w stanie stwierdzić, ile mi to zajęło), dotarłam do parku! Byłam mocno zaskoczona, że przeszłam taki dystans. Początkowo chciałam z trzy razy otoczyć obóz, a potem wrócić, no ale nic! Skoro już dotarłam, to niech to wykorzystam, nie?
Chociaż, gdy dłużej się zastanowić, park jest blisko opuszczonego domu…
Nieważne. Serio.
Wtem do moich nozdrzy doleciał zapach klanowego psa. Zamerdałam powoli ogonem, uśmiechając się mimo woli. Czyli będę mogła z kimś zamienić parę słów! Podążyłam za tropem, a nos wskazywał mi kierunek. Cały czas merdałam ogonem, ignorując dwunożnych, których mijałam. Zwykle żebrałam coś od nich, albo szczekałam cicho, przymilnie. Byli mili, a ja w ten sposób dawałam im radość, szczególnie tym młodym.
Dostrzegam chudego, młodego samca. Jego maść była nietypowa. Był pręgowany, niczym koty, które widziałam często na ulicy, albo w oknach gniazd dwunożnych. Miał ciemnobursztynowe oczy i niebywale krótką sierść.
— O rajuśku! — szczeknęłam na powitanie. Byłam cała w emocjach. — Znaczy się, hmm, dzień dobry! Jak tam, nieznajomy psie? Muszę ci powiedzieć, że jestem szczerze zdziwiona twoim widokiem. Masz bardzo, naprawdę bardzo oryginalną maść, powiem szczerze, a dodatkowo, my się jeszcze nie znamy. Rozumiesz to? Jak mogę kogoś nie znać? Jak JA mogę kogoś nie znać?
Młody wojownik, pachnący niewątpliwie Ventusem, uśmiechnął się zakłopotany.
— Nie wiem-
— Jak się nazywasz? Ja jestem Zroszona Łapa, z sąsiedztwa, klan Flumine. Pachniesz Ventusem. To przezabawne, nie zgadniesz, ale znam już jakiegoś jegomościa stamtąd. Nazywa się Pszczela Łapa. Pozdrowiłbyś go? — poprosiłam, merdając ogonem jeszcze mocniej. — To mój stary, dobry przyjaciel. W ogóle to jak się nazy- A nie, zaraz, przecież Cię już o to pytałam, nie? Dlaczego mi nie odpowiadasz?
Pręgowane szczenię wykrzywiło w zamyśleniu i zdziwieniu pysk.
— Jestem Klematisowa Łapa. I tak pozdrowię Pszczelą Łapę, jeżeli chcesz…
Zatańczyłam w miejscu, szczerząc się jeszcze, jeszcze mocniej i mocniej.
— Mam pomysł! Chodźmy upolować coś fajnego! Albo nie! W parku, tutaj, jest staw! I ten staw pewnie zamarznął, nie? — myślałam na głos. — Możemy się poślizgać! OMG! Przecież to jest cudowny, naprawdę cudowny pomysł.
Klematisowa Łapa zamyślił się, jednakże ja już gnałam ku zamarzniętej wodzie, jazgocząc wniebogłosy.
Po chwili usłyszałam za sobą jego niepewne kroki i niewyraźne słowa, najpewniej do mnie.
Pewnym susem znalazłam się na tafli. Ślizgałam się szczęśliwa, merdając ogonem. Klematisek jednak obserwował moje wygłupy z bezpiecznego brzegu. Śledził mnie wzrokiem bez pewności siebie.
— Ej, co tak się patrzysz z dezaprobatą? — zagadnęłam, próbując się zatrzymać. Nie udało mi się to, a zamiast tego poślizgnęłam się, prawie tracąc równowagę. Ale prawie robi różnicę.
Pręgowane szczenię spuściło na chwilę łebek, marszcząc brwi.
— A jeśli lód się załamie…? — zadał pytanie. Nie mogłam powstrzymać parsknięcia śmiechem. — No… Nie wiem. Jest to możliwe. A ja nie umiem pływać.
Otwierałam pysk, by rozwiać jego wątpliwości. Moje wargi ułożyły się w uśmiech, a łapy machnęły raz i drugi. Stawiałam wysokie kroki, idąc jak jeleń. Łudziłam się, że w ten sposób kontroluję kierunek i to, czy się ślizgam, czy nie.
— No coś ty! Jest przecież bezp-
Nie dokończyłam, bo moja przednia łapa natrafiła na kruchy kawałek. Głośny trzask przerwał moje słowa. Tak, jak stałam na lodzie, tak runęłam pod wodę. Byłam w szoku, przerażona. Nie mogłam wykonać ruchu, straciłam kontrolę. Spadając w lodowatą wodę, na początku wyglądałam tak samo; uśmiech, merdający ogon. Dopiero w sekundzie, w której dotknęłam wody, moje ciało wygięło się pod nienaturalnym kątem, szukając lądu. Byłam przerażona.
Dopiero potem włączyły się instynkty, które mówiły, że jestem Wodnym psem. Potrafię pływać. 
 
<Klematisowa Łapo?>
[720 słów: Zroszona Ptaszyna otrzymuje 7PD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz