Z rosnącą adrenaliną przemierzałam nasz obóz, mając ochotę wyć z podekscytowania i tańczyć w miejscu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że w każdej chwili mogę umrzeć, bo w zasadzie… I tak mogę umrzeć w każdej chwili, nie? Jakaś nienazwana choroba, rozjechanie przed dwunożnych, czy ze starości. Niemal instynktownie poszłam szukać w tym dymie Aroniowej, Słodkiej oraz zastępcy naszego przywódcy, Cytrynowego Liścia (kolejność przypadkowa). Jeżeli już ktoś ma przeżyć, to najlepiej, aby był to ktoś z nich!
Sorry, Stokrotka, że o tobie nie pomyślałam, mam nadzieję, że nie czytasz mi w myślach, ale ty musisz być odporna na ogień, skoro nie zginęłaś od swojego własnego gorąca.
O moi Gwiezdni, muszę jej to powiedzieć! Ten pożar daje mi tak wiele inspiracji do tworzenia podrywów roku!
— Hej, Konwalia! — rzuciłam do suki, którą właśnie zobaczyłam. Jak miło, że zechciała dołączyć do zabawy! — Weźmiesz sprawdzisz, czy starszyzna jakoś zipie? Ja pójdę po rodzinę, zobaczyć, jak sobie radzą! Trzymam za ciebie palce u łap!
Nie jestem pewna, czy mnie usłyszała, ale bardzo prawdopodobne, gdyż zniknęła w płomieniach. Ja sama, nie zrażając się niezbyt przyjemną dusznością w płucach, wyruszyłam na poszukiwania tych psów, o których wspomniałam.
— Nie jest tak źle, kurwa? — spytała się mnie Aroniowa na moje gadanie. Wybaczam jej ten brak miłości w tonie! Pewnie lewą łapą wstała! — Zdajesz sobie sprawę, ile psów teraz zginie?
Zapytałam się jej o Stokrotkową i resztę.
— Stokrotkę widziałam, jak wychodzi. Szukała Cytrynowego, ale go nie znalazła — ponuro odwarknęła Gałąź. — A teraz, wybacz, ale zaraz się spalę, jeżeli tutaj zostanę na pogaduszki!
Także zostawiła mnie, niewdzięczna! I tak mi się odpłaca za przyjaźń?!
Wzięłam Słodką za kark złapałam, bo coś jej się chyba stało, i wyciągnęłam ją na zewnątrz, przy okazji opowiadając jej o systemie przeciwpożarowym, w który postanowiłam wyposażyć obóz. Jeżeli coś z niego zostanie, oczywiście! Wiecie, potrzebuję mieć na co zamocować kubki dwunożnych, i jakieś miejsce, z którego będzie zwisała lina, odpowiedzialna za-
— Dwunożni! — parę psów krzyknęło, a ja pierwszy raz w życiu cieszyłam się z obecności tych gadów w naszym obozie.
— Czekaj, Słodka, ktoś się tobą zaraz zajmie! Muszę zobaczyć, jak działa to coś! — krzyknęłam pośpiesznie do siostry, i nie czekając dłużej, podbiegłam do dużych butli, z których sączyła się woda.
Nie mogłam wyjść z podziwu! Ci to dopiero agenci! Faktycznie, przez pył niewiele widziałam, ale to, co zobaczyłam, było wspaniałe! Woda nie była chyba taką wodą-wodą, ale chyba z wodą-wodą powinno też działać, nie? Mam nadzieję, bo nie wiem, skąd bym wytrzasnęła tą nie wodę-wodę!
Dwunożni jeszcze chwilę pobyli, ale wszystko się pięknie wypaliło, więc po jakiś paru godzinach odjechali. Nie była to taka profesjonalna drużyna dwunożnych, która gasiła pożary, bo tą widziałam nie raz! To byli chyba zwykli, najzwyczajniejsi, z jakimiś butlami pełnymi wody-niewody. Ważne, że nam pomogli, i byłam im za to wdzięczna! Jakby szukali kogoś, kto załatwi im coś do latania, to służę pomocą!
Gdzieś tam w tle latali nasi medycy, Aroniowa Gałąź chodziła w kółko, Słodki Pysk dostawała zawału, a Konwaliowy Szron siedziała obok Cytrynowego Liścia. Widocznie uratowała go. Jak romantycznie!
O ja cię, kiedy Stokrotkowa wreszcie wyzna mi tę miłość? Też tworzyłybyśmy taką fajną parę!
<Konwaliowy Szronie?>
[530 słów: Sikorkowe Szczęście otrzymuje 5PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz