Tego ranka Klematisowa Łapa nie został wybrany do uczestniczenia w patrolu, a mimo to wyruszył niedostrzegalnie w jego ślady. Z pewnej odległości słyszał rozmowy, a gdy Spadająca Łza zatrzymała się, nasłuchując, Klematisek zamarł. Na całe szczęście nie wypatrzyła jego pręgowanego futra wśród krzaków. Niedługo po tym ścieżki szczeniaka i reszty grupy rozdzieliły się.
Młody znów wybrał się na kocią przechadzkę nie tylko w celu dokładniejszego poznania terenów okalających klan, ale też rześkie, podeszczowe powietrze pozwalało mu posegregować ostatnie treningi z mentorką. Stawiając długie kroki, wyobrażał sobie, od której strony powinna znaleźć się nornica, by go nie wyczuła. Wzrokiem szukał ptactwa, które krakało mu nad uchem. Pręgowana Skóra opowiadała mu jeszcze w gnieździe, żeby nigdy na nie nie polował. Na zdartą łapę tylko one wiedziały, jak się bronić przed ostatnimi ulewami.
Klematisowa Łapa przystanął z zadartym łepkiem, wpatrując się w czarno-białe ptaszysko. Siedziało nachylone w stronę psa i kręciło dziobem, jakby chciało się pochwalić swoim mieniącym się upierzeniem.
— No i na co się tak gapisz? — szczeknął, lecz stworzonko, które najpewniej nazywało się sroką, jedynie zakrakało po swojemu. Wyglądało na zadowolone ze swojej wyższości. — W porządku. Siedź sobie tam. Ale przestań krakać, bo nie ręczę za swoje kły.
Ach, gdyby jeszcze mógł dosięgnąć tego przeklętego ptaka... W każdym razie, gdy Klematisek ruszył w dalszą wędrówkę, zwierzę podążało za nim, skacząc od drzewa do drzewa. Co kilka skoków pokrakiwało, szydząc z pręgowanego ucznia. Biedny wietrzny przyśpieszał coraz bardziej, aż takie przekomarzanie zakończyło się wyścigiem z przeklętą sroką. Nie miał w planach dziś biegać, jednak widząc, że biało-czarna plama jest ciągle przed jego głową, zaczął wyciągać łapy, coraz dalej angażując zaraz całe ciałko do szaleńczej pogoni z ptakiem. Sam zaraz poczuł się, jakby leciał nad ziemią. Gdy pierwsze promienie słońca tego dnia przebiły się przez chmury, ich cienie złączyły się w jeden.
Klematisowa Łapa nawet nie zauważył, gdy jego rywal odpuścił. Zafiksował się w tym szaleńczym biegu tak bardzo, że spoczął, dopiero odczuwając pieczenie w łapach. Zziajany przystanął gdzieś w pobliżu domu dwunożnego. Mięśnie mu drżały, jednak ogon miał uniesiony z dumy. W końcu wygrał i choć opowiadanie tego komukolwiek brzmiałoby jak szczenięcy sen, to w duchu będzie dobrze to wspominał.
Napił się z kałuży, by zaraz potem ruszyć do wnętrza zdaje się, że opuszczonego domostwa. Znów uważnie nasłuchiwał, choć w połowie wszystko zagłuszało jego własne bicie serca. Nagle zauważył brązowe futro. Klematisowa Łapa przystanął z łapą uniesioną w powietrzu. Węszył, odsłaniając ząbki, po czym odetchnął z ulgą, rozpoznając zapach Kłaczastej Łapy. Zdążył zrobić jeszcze kilka kroków, nim ten podskoczył przerażony.
To był pierwszy raz, gdy pręgowany uczeń usłyszał echo i choć jeszcze nie znał tego słowa, to zjawisko zrobiło na nim wrażenie. Wpierw rozejrzał się za odległymi, cichnącymi słowami, a dopiero poznając, że echo go nie zrani, spojrzał na przyszłego medyka z pogodą i merdającym lekko ogonem.
— Ciebie również miło widzieć. — odpowiedział Klematisek, jednak Kłak zerknął na niego z ukosa.
— Taaak... ciebie też. - bąknął niepewnie. — Co tu robisz?
— Ja... — Ścigałem się ze Sroką. — Szukałem cię.
W tym momencie brązowy przechylił głowę w drugą stronę w całkowitym niezrozumieniu.
— Szukałeś mnie? Coś się stało? — zapytał, brzmiał na dość zaintrygowanego tym, bo jednak niecodziennie szuka go ktoś z innego klanu.
Uczeń wietrznych dość powolnie zaczął okrążać Kłaczastą Łapę, aż w końcu przysiadł przy wcześniejszym znalezisku rozmówcy.
— Nie. Jeszcze nie. — przeszedł pośpiesznie do wyjaśnień. — Pomyślałem tylko, że mógłbyś mnie czegoś nauczyć. O tych swoich... — musiał znaleźć słowo. — ciekawych chorobach i innych podobnych.
<Kłaczasta Łapo?>
[567 słów, Klematisowa Łapa otrzymuje 5 punktów doświadczenia i 1 punkt treningu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz