21 grudnia 2021

Od Wilczego Cienia CD Gołębiej Łapy

Entuzjazm szczeniaka nieco zaczął przeskakiwać na mnie. Uwielbiałem ich zapał i radość ze szczenięcego życia, gdzie nie mieli żadnych zmartwień na głowie. Podczas gdy on wpatrywał się we mnie słodkimi ślepiami, ja zastanawiałem się, jak mógłbym mu odmówić. Będąc w jego wieku, pewnie sam nie chciałbym, by mi odmówiono. Poprosił o towarzystwo z rozwagi, że lepiej byłoby wziąć kogoś ze sobą.
— A więc dzisiaj będzie twój pierwszy raz — mruknąłem, a Gołębia Łapa podskoczył w miejscu, prawie się przewracając.
Parsknąłem na ten widok i ruszyłem przed siebie, pilnując, by trzymał się blisko mnie. Oczywiście poinformowałem jednego z wojowników, że go zabieram, by nikt się o niego nie martwił. Nie chciałem, żeby ktoś dostał zawału, myśląc, że zniknął i już nigdy nie wróci. Byłbym też niezłym idiotą, gdybym zabrał go sobie ot tak.
Słońce miło nas ogrzewało, gdy szliśmy do celu. Z każdym krokiem szczeniak coraz bardziej się cieszył, co sprawiło, że na moim pysku pojawił się uśmiech. Biegał z jednego miejsca na drugie, wszystko dokładnie obserwując, oczywiście kilka razy przewracając się o własne łapy. Za każdym razem moje serce na chwile stawało i podbiegałem, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. W końcu usłyszeliśmy szum wody, który poinformował nas, że jesteśmy na miejscu. Parsknąłem, widząc, jak Gołębia Łapa zaczął biec w stronę brzegu.
— Tylko nie wskakuj do wody! — krzyknąłem i popędziłem za nim, sam prawie nie przewracając się o wystający z ziemi korzeń.
— Dlaczego? — zatrzymał się, gdy stanąłem mu na drodze.
— Jesteś rozgrzany od słońca, a woda jest zimna. Może to się źle skończyć, a ja nie będę umiał ci pomóc. Wejdź najpierw tak, by zanurzyć łapy, twoje ciało się powoli dostosuje do temperatury.
Szczeniak o dziwo mnie posłuchał, ruszył do lekko spadzistego brzegu, a ja sam położyłem się niedaleko na wypadek, gdybym musiał interweniować. Będzie z niego niezłe ziółko.

***

Kolejny liść upadł na moją głowę. Wokół było ich pełno, jednak nadal pojedyncze sztuki spadały z drzew, zakrywając swoją ilością znane nam ścieżki. Temperatura powoli spadała, przypominając o nadchodzącej zimie, jednak nie przeszkadzało mi to. Lubiłem polować, by zapasy na zimę nie zniknęły po dwóch dniach. Teraz słońce znajdowało się wysoko, a ja nieco zmęczony stwierdziłem, że spokojny spacer dobrze mi zrobi. Często wychodziłem z obozu, żeby samemu pochodzić, jednak wynikało to, z tego, że nie miałem z kim rozmawiać. Każdy był zajęty, a ja nie chciałem smętnie łazić po obozie i zaczepiać wszystkich, którzy wyglądali na mniej zajętych. Nawet tutaj znajdowało się kilka psów, które odbywały swój codzienny patrol.
Idąc dobrze znaną sobie ścieżką, usłyszałem nagły szelest, który sprawił, że przystanąłem na chwilę. Nikt za mną nie szedł, dlatego stawiałem, że to dzikie zwierzę wydało dźwięk. Gdyby ktoś chciał mnie zaatakować, nie szedłby tak głośno. Gdy chciałem zapytać, kto tu jest, przybysz pokazał mi się sam. Gołębia Łapa, z którym od naszej wycieczki nad rzeką mało rozmawiałem. Obserwowałem go oczywiście z daleka, kibicując mu z treningiem, ale ostatnio rzadko go widywałem, dlatego nie miałem nawet okazji, jak idą jego ćwiczenia. Uśmiechnąłem się delikatnie, przypominając sobie jakim niezdarnym szczeniakiem był.
— Witaj Gołębia Łapo — odezwałem się jako pierwszy, po krótkiej chwili ilustrowania się wzrokiem. — Jak ci idzie trening, hm?
< Gołębia Łapo? >
[ 517 słów, Wilczy Cień otrzymuje 5 punktów doświadczenia ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz