To wszystko troszkę wykradło się spod kontroli. Troszkę. Wiem, że Płomienny Krzew do młodych psów nie należy, a następujące po sobie zdarzenia do pozytywnie wpływających na zdrowie nie można było sklasyfikować. Ile kości ma połamanych? Cóż, najlepiej — ani jedną. Świat jednak nie jest taki kolorowy, i jeżeli nie kości, to przecież nawet żołądek mógłby mu się przemieścić (chyba. Nie znam się na anatomii). Mózg wyparować, miednica zniknąć… Albo nawet oko wypłynąć, ot co.
Z niepokojem spoglądałam na mojego towarzysza przygód, obserwując, jak ten dochodzi do siebie. Chyba nie szło mu dobrze. Czy to oznacza, że jednak nie wepcha mnie do tego śmietnika? Cóż, jeżeli zabiorę go do medyka, z pewnością to mu się nie uda.
— Chodź. Chyba wystarczy przygód. — oznajmiłam, ruszając w stronę obozu. Po przejściu paru kroków oglądnęłam się pośpiesznie za siebie, widząc kuśtykającego Krzewa. Mruczał coś pod nosem, pewnie przeklinając głupie panienki w kryzysie wieku średniego.
Nie jestem w wieku średnim, staruchu.
Wysunęłam przypuszczenie, iż znajdujemy się blisko Gwiezdnego Szczytu. Gdy zobaczyłam go, wynurzającego się po naszej lewej stronie, utwierdziło mnie to w przekonaniu, że idziemy w dobrą stronę. Mimowolnie przyśpieszyłam na myśl o świeżej zwierzynie, która czeka na nas na miejscu. Płomiennemu Krzewu widocznie nadal kręciło się w głowie, ale dawał radę; raźno szedł za mną, nie skarżąc się na nic. Cieszyłam się, że nie stawiał oporu przed pójściem do medyka. Chociaż… W zasadzie nawet mu nie powiedziałam, że zamierzam go w tamto miejsce zaprowadzić. Raczej nie był typem osoby, która cieszyłaby się z mojej pomocy. Poprawa: cieszyłaby się z czyjejkolwiek pomocy.
Ponownie oglądając się za siebie, wzruszyłam ramionami. Chyba da sobie radę. To twardy osobnik. Może sam wróci do pełni sprawności, bez pomocy medyka. To lepsze niż ryzykowanie, że urwie mi głowę. Albo, co gorsze, na serio wsadzi mnie do tego śmietnika. Fuj. Nienawidzę, jak cuchnę, i jak cuchnie wszystko obok mnie.
***
Minęło trochę czasu.
Ale serio? Płomienny Krzew w starszyźnie?
Nawet jeżeli minęłoby dwanaście księżyców, ja i tak nadal będę widzieć go jako wojownika. Był nim, kiedy się urodziłam, także sensowne, iż będzie nim, kiedy ja będę samotnie zdychać w jakiejś dziurze na Podkarpaciu. W mojej wyobraźni był nieśmiertelną, nietykalną istotą, jednocześnie uprzykrzającą mi życie i sprawiającą, iż widzę jakiś sens w wymienianiu tej wyściółki starszyźnie. Mimo że jestem wojowniczką.
Jest naprawdę… Starym członkiem klanu. Chociaż „stary” nie jest odpowiednim słowem. Wszyscy się najzwyczajniej przyzwyczailiśmy do jego obecności. Czy to dobrze, czy źle, był tutaj zawsze. Nie zdziwiłabym się, gdyby to on jako pierwszy wkroczył do miasta, ogłaszając, że teraz to my zajmujemy te tereny.
Niemal ze współczuciem patrzyłam na niego, kiedy zdawałam sobie sprawę, że jego życie dobiega końca. A jeszcze smutniejsze było to, iż on zapewne doskonale zdawał sobie z tego sprawę. I tylko powoli liczył dni, kiedy-
Nie rozklejaj się, Aronia. Każdy kiedyś umiera. A on nawet nie był jakimś twoim superprzyjacielem.
— Skoro nie ma mi być smutno, gdy ktoś z mojego klanu umiera, to kiedy indziej mam beczeć? — warknęłam sama do siebie, cicho przebierając w wyściółce. Trzeba było pomóc obecnym uczniom. Sama pamiętałam, kiedy byłam nim jako jedyna. Gdyby nie wojownicy, prędzej wykręciłabym się, niż je wszystkie wyczyściła.
Dobra, ale co mówił Krwawy-
— Daj mi spokój z moim mentorem. — Znudzona wybrałam mokrą szmatę i rzuciłam ją za siebie. — On-
— Hej! — Płomienny Krzew warknął, gdy szara plama z impetem walnęła w jego nos. Leżała teraz na nim, zwisając z obu stron.
Poskoczyłam przestraszona, gwałtownie się odwracając. Przez to rozwaliłam dorodną kupkę brudnej wyściółki, która się na mnie zwaliła.
Wypluwając te ohydne, zamoczone w sikach szmaty, podeszłam do Płomiennego. Spojrzałam na niego ponuro.
— Wiesz, mogło być gorzej. To tylko jedna szmatka. — Zdjęłam mu ją z nosa, zaraz też zanosząc się kaszlem.
<Płomienny Krzewie?>
[608 słów: Aroniowa Gałąź otrzymuje 6 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz