— Nie daj się prosić! Dam ci w zamian mój najlepszy kamyczek! Wygrzebałem go prosto z rzeki! — przycisnął Bryzową Zamieć do metaforycznej ściany, merle szczeniak, z jakiegoś powodu przypominający z wyglądu słynnego, na wszystkie klany, Jazgota.
Jakby tego było mało, na twarzy Pyskacza pojawiła się charakterystyczna dla jego rówieśników mina, przyprawiająca niejednego o cukrzycę typu drugiego. Legendarną minę, której nie mógł oprzeć się nawet najtwardszy wojownik. Nie da się w takiej sytuacji odmówić, szczególnie, gdy jest się podatnym na takie sztuczki Bryzkiem. Zakłopotany wojownik milczał przez chwilę, wpatrując się w wielkie, bursztynowe oczy, nie wiedząc co odpowiedzieć. Pochlebiały mu bardzo słowa Pyskacza i to, że to on miałby poprowadzić jakąś wyprawę, ale trochę czuł, że na to nie zasługiwał. Przecież każdy, kto przeżyje wystarczająco długo, zostaje wojownikiem. Czy jego osiągnięciem jest to, że do tej pory nie zginął? Z tego, co wyliczył na szybko w pamięci, większość psów może się pochwalić takim osiągnięciem. Życie nie jest proste, ale nie trzeba mieć szczególnego talentu, by je ciągnąć.
— Skoro bardzo tego chcesz… — wyjąkał, po czym spojrzał na minę psiaka, zmieniającą się w ułamek sekundy z pełnego nadziei oczekiwania, w szeroki uśmiech. Uznał, że dla tego widoku, było warto się zgodzić.
— Naprawdę? — ucieszył się Pyskacz i zamerdał puchatym ogonkiem — W takim razie ruszajmy!
Nie czekając, aż świat albo ktokolwiek na nim, zdąży zakwestionować ten okrzyk, psiak popędził przodem ku przygodzie. Bojąc się, że go zgubi, Bryzek zerwał się do biegu i zrównał się z nim chwilę później. Nie trwało długo, aż szczeniak zwolnił do truchtu, a później do zwykłego chodu. Piesek skakał od krzaka do krzaka, obserwując wszystkie ciekawie wyglądające rośliny, robaczki oraz kamienie. Kilka razy zawołał wojownika, by wypowiedział się na ich temat, a tamten jako ekspert w dziedzinie żuczków i w mniejszym stopniu reszty z wymienionych rzeczy, które uwielbiał obserwować, gdy był w wieku Pyskacza, z chęcią udzielał mu odkrytych przez całe życie, informacji.
— Te czarne, błyszczące kopią pod ziemią takie długie korytarze, do których wsadzają ściółkę, wiesz? Wydaje mi się, że gdzieś w nich siedzą ich młode, ale nigdy nie miałem odwagi sprawdzać. Podobno są bardzo brzydkie… tak przynajmniej mówił mi mój brat, Mglisty — wypowiedział się Bryzek.
W życiu Bryzowej Zamieci, każdy pies miał z góry określoną ilość czasu, który musi z nim spędzić, by wojownik się przed wobec niego otworzył. U jednych trwa to bardzo długo, za to z innymi wręcz przeciwnie. Czasem, gdy zna się odpowiednie słowa, można skrócić ten czas jeszcze bardziej. Pyskaczowi udało się przejść okres próbny w rekordowo krótkim czasie. Jego towarzysz w wielkiej wyprawie, spojrzał się zafascynowany na zwierzątko.
— Jest taki malutki, że mógłbym przypadkiem go zdeptać — przerwał, jak zakładał Bryzowy, zastanawiając się, ile razy mógł już to zrobić – Jak one w ogóle przeżywają tyle czasu?
— Muszą jakoś sobie radzić. Może ich pancerzyki są na tyle wytrzymałe, że nie da się ich zbyt łatwo zniszczyć? — zasugerował — Albo mają bardzo szybki czas reakcji i zanim ktoś na nie nadepnie, zdążają uciec? Nie wiem. Coś na pewno wymyśliły.
— Możesz mieć rację — uznał Pyskacz — Mam taką nadzieję, nie chciałbym, żeby wyginęły. Są takie ładne!
Ruszyli dalej, obaj z nosem przy ziemi, poszukując skarbów oraz przygód, które mogłyby urozmaicić ich wyprawę. Nie to, że była nudna, oczywiście, że nie! Ale nikt nie zaprzeczy, że gdyby była jeszcze ciekawsza, nie czułby się na pewno zawiedziony.
Tulipanowy Płatek była jakby trzecią matką dla Bryzka, więc technicznie rzecz biorąc, Pyskacz był jego przybranym bratem, co było interesującą konkluzją. Wojownik zastanowił się przez chwilę. Czy więzy rodzinne w klanach nie są tak zawiłe, że równie dobrze mógłby być jego biologicznym krewnym? Szczerze mówiąc, nawet by się nie zdziwił. Dogadywali się zaskakująco dobrze, przez co przyszło mu też przez głowę pytanie, jak temu uroczemu, żądnemu przygód pieskowi, trafiło się tak niefortunne imię. Było jedyne w swoim rodzaju, to prawda, ale mogło bardzo przeszkadzać mu w uzyskaniu dobrego pierwszego wrażenia. Ostatecznie przyjął, że Tulipanowa jest kreatywną suczką i chciała swoim dzieciakom nadać kreatywne imiona. Było to najlogiczniejszym rozwiązaniem, na jakie wpadł.
— Co tak szumi? — zapytał głośno psiak, wyrywając Bryzka z zamyślenia.
Nie zwrócił wcześniej na to uwagi, ale faktycznie, w oddali rozlegał się, głośniejszy z każdym krokiem, przeklęty szum wody. Dla Bryzowej Zamieci każdy dzień był najgorszym dniem na kąpiel. Westchnął ciężko.
— Wydaje mi się, że to Rzeka. No wiesz, jest główną atrakcją na naszym terytorium, podejrzewam, że to dzięki niej nazwa naszego klanu jest taka, jaką znamy. Jak zostaniesz uczniem, na pewno będziesz uczył się w niej pływać. Ja swojego treningu w niej najlepiej nie wspominam, ale nie chcę cię zniechęcać. Gdzieś tu w okolicy powinien być Most, możemy sobie na nim stanąć i poobserwować ją z góry. Myślę, że ci się spodoba.
Wojownik zdał sobie sprawę, że wyszedł na mądrzącego się dziwaka, mówiąc Pyskaczowi, czym jest Rzeka. Przecież on już na pewno to wiedział, szczególnie, że obiecał mu kamieni, zebrany właśnie stamtąd. Było już trochę za późno na zmianę wypowiedzi, przez co zrobiło się mu wstyd.
<Pyskacz?>
[814 słów: Bryzowa Zamieć otrzymuje 8 Punktów Doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz