Akcja chwilę przed zimą
Dość szybko załapałem, o co chodzi w grze, aż sam byłem zdziwiony, bo nigdy wcześniej jej nie widziałem na oczy. Całkiem przyjemne uczucie spędzać czas na przyjemności, a nie wieczna czujność i skupianie uwagi na zagrożeniu, które może czaić się tuż za tobą. No dobra, Aroniowa Gałąź przegrała i chciała rewanżu. Żywiołowa suczka starła łapami całą planszę i narysowała nową, mogliśmy grać od nowa.
— Gramy! — ogłosiła pewna siebie i złapała w zęby liścia.
Ułożyła go w dolnym lewym rogu, hmm w głowie układał mi się już plan, jaki wykonać ruch. Złapałem małego kamyczka w pysk i położyłem na samym środku, teraz będę miał kilka możliwości. Przeciwniczka rozmyślała co teraz zrobić i ostatecznie liść wylądował nad pierwszym, chcesz utworzyć linię prostą? Nie ma mowy, z lekką dumą zablokowałem jej drogę do zwycięstwa. Ta mruknęła pod nosem niezadowolona, ale po chwili skoczyła na drugą stronę planszy i tym razem mi zablokowała możliwość utworzenia linii na skos. Przekrzywiłem głowę, jeśli położę kamyki na dole, to znowu ją zablokuje, a chciałem zrobić coś u góry. No nic, padło na dół.
— Za dobrze ci idzie — powiedziała, machając ogonem. — Ale nie na długo!
Listek wylądował na środku po prawej stronie. Nie wiem, z czego się cieszyła, bo ostatni ruch należał do mnie i ostatecznie nikt nie wygrał.
— Fajnie się w to gra — stwierdziłem.
— Bo to jest fajne, zagramy jeszcze raz? — spytała.
Zgodziłem się bez wahania, tylko musiałem znaleźć większe kamyki, bo te małe wylatywały mi z pyska.
Czas aktualny
Znów zima, ile to już tych zim nadeszło? Nawet się nad tym nie zastanawiałem wcześniej, chyba starość robi swoje, pomyślałem. Po chwili przyszło mi coś na myśl — co można robić w śniegu? Szczeniaki gdzieniegdzie szalały w białym puchu, obserwowałem je jakiś czas spod drzewa i podziwiałem za tak wiele pomysłów do zabaw. Śnieg kiedyś służył mi do skrycia się i wypatrywania przyszłych ofiar do zabicia, jego zaletą też jest to, że mój zapach trudniej było wykryć. Teraz najlepiej jest wypatrzeć ptactwo, wystarczyłoby się płasko położyć i cierpliwie czekać… Płomyk przestań myśleć.
Nagle coś mnie uderzyło w tyłek, kamień? Odwróciłem szybko głowę i zauważyłem Aroniową Gałąź z uszykowaną kulką śniegu pod łapą. Wpatrywała się we mnie z żartobliwym uśmiechem i wiedziałem, że za chwilę zamachnie się drugi raz. Zatoczyłem nosem swoją kulę, cieszyło mnie, że śnieg był mokry i z łatwością się kleił. Złapałem większą broń i jakimś cudem uniknąłem kulę Aroniowej, przeleciała mi obok oka. Zamachnąłem się i trafiłem idealnie w cel, suczka podskoczyła i próbowała się bronić łapami, ale na nic się to zdało.
— Ejj! Pokonam cię! — zawołała i zaczęła toczyć dużą kulę.
— Serio? — spytałem i też ułożyłem kulkę w łapach.
Ta uparcie tworzyła coraz to większą i większą, co ona kombinuje? Kula była już jej wielkości, wtedy się zatrzymała i złapała oddech. Przekrzywiłem głowę, a suczka zniknęła za nią. W pewnym momencie kula zaczęła się toczyć w moją stronę. O nie, nie tym razem, po stoczeniu się w oponę miałem dość. Odskoczyłem na bok, a kula poleciała kawałek dalej na przysypaną śniegiem łąkę.
— Chodź, gonimy ją — powiedziała Aroniowa i pobiegła w dół.
W sumie czemu nie. Puściłem się biegiem za nią. Po chwili mnie olśniło, a jakby puścić wodze powagi i po prostu dać się ponieść przyjemnością, które mnie w życiu ominęły?
— Wejdźmy na nią — powiedziałem i przyspieszyłem.
Suczka podjęła wyzwanie i zaczęła szybciej przebierać łapami, myślała, że wygra? Przegrała w poprzednią grę z liśćmi i kamykami więc teraz też może.
Kula zatrzymała się, zrobiła się o wiele większa niż przed chwilą i obmyślałem jak na nią wskoczyć. Z lewej raczej nie, z prawej też niezbyt, chyba pozostaje wziąć rozbieg i mocno się wybić.
Towarzyszka pierwsza skoczyła i wylądowała na szczycie kuli, chwilę się zachwiała, ale dała radę.
— Wygrałam! Byłam szybsza — podskakiwała dumnie w miejscu.
— Niech ci będzie — mruknąłem.
— To było super — stwierdziła. — Musimy to powtórzyć, ale musimy zrobić większą i… zrobimy tunel!
Ona to ma pomysły, pomyślałem. W pewnej chwili zainteresował mnie jeden punkt w oddali, do końca nie wiedziałem, czym jest, ale nie podobał mi się.
— Idźmy stąd — powiedziałem.
— Już? Ale jest tak fajnie…
— Nie żartuje — zmrużyłem oczy, czym jesteś dziwny obiekcie w oddali?
Suczka zeskoczyła z kuli.
— Co się dzieje? — spytała.
To coś, wydawało mi się, że gdzieś to widziałem, ale gdzie konkretnie? Nagle tajemnicze coś błysnęło w blasku niewielkiego słońca, już wiedziałem. Obróciłem się, żeby złapać suczkę za skórę na karku i pociągnąć do lasu, ale usłyszałem wystrzał i zimno na pysku. To trwało sekundę? Może nawet mniej. Wszystko wokół ucichło, jakby czas się zatrzymał. Poczułem na pysku, jak ciepła krew skapuje na śnieg.
— Coś mam na uchu… — pisnęła i spuściła głowę. — Czemu to tak boli? — zmrużyła oczy.
Miała przecięte ucho na krawędzi, ale też jej krew leciała dość obficie. Musimy stąd iść, natychmiast. Chwyciłem ją za futro i zniknęliśmy z pola widzenia, starałem się znaleźć jakieś oddalone miejsce, żeby nas nie namierzyli. Mieliśmy dużo szczęścia, bardzo dużo. To byli ludzie z bronią, taką samą miałem przed nosem jak Jasne Serce postanowił się ze mną zaprzyjaźnić w mieście. Nabój nas tylko musnął, mogło to się potoczyć znacznie gorzej.
<Aroniowa Gałąź?>
[876 słów: Płomienny Krzew otrzymuje 8PD]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz