Odskoczyłem zaskoczony, gdy coś małego i puszystego wpadło mi pod łapy. Dopiero gdy spuściłem głowę, zorientowałem się, że jest to jedno z moich szczeniąt — Bluszczyk.
Z jednej strony, starsi, marudni wojownicy zdawali się mieć rację, twierdząc, że same kłopoty z tymi szczeniakami. Są nieprzewidywalne, nieposłuszne i trochę dzikie.
Z drugiej strony, są również pomysłowe, szczęśliwe i odważne.
I co najważniejsze, te konkretne szczeniaki należą do mnie i do Dmuchawcowego Lotu.
Za to wszystko je kocham.
— Cześć, Bluszczyku — przywitałem się, liżąc ją za uchem. — Co dziś robiłaś z rodzeństwem?
— Goniliśmy motylka — powiedziała Bluszczyk, machając ogonkiem. Najwyraźniej ulżyło jej, że nie byłem zły, że tak bezceremonialnie na mnie wpadła. — Prawie go dorwałam, ale Bergamotek na mnie wpadł.
Uśmiechnąłem się, zadowolony, że szczeniaki tak dobrze się rozwijają. Już są silne i ciekawskie. Tylko… Trochę martwiłem się o Bluszczyka. Ona jako jedyna z rodzeństwa nie miała żadnych moich cech. Węgielek zdawał się być równie empatyczny, co ja. Bergamotek nie zadaje się z byle kim. Lisek… cóż, Lisek też nie jest w ogóle do mnie podobny, ale to nie jest mój biologiczny syn. Z kolej Bluszczyk… Cóż, nigdy nie pozwoliłbym złego słowa na nią powiedzieć, ale trochę za szybko ufa innym psom.
To jeszcze szczeniak, nie mogę być wobec niej okrutny. Zwłaszcza że nadszedł najwyższy czas, żeby suczka wreszcie zrozumiała, że życie nie jest tak kolorowe, jak zdawało się jej wydawać.
Im szybciej zacznie rozumieć, na czym polega życie, tym dla niej lepiej.
— Posłuchaj — powiedziałem, siadając i patrząc jej w oczy. — Wiesz, czym jest manipulacja?
<Bluszczyk?>
[250 słów: Krzemienny Pazur otrzymuje 2 punkty doświadczenia]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz