23 czerwca 2022

Od Śnieżynki CD Wymyślnika

tw. gwałt, przemoc na dziecku
Akcja dzieje się za czasów panowania Piaskowej "Gwiazdy", kiedy Wymyślnik i Śnieżynka byli jeszcze szczeniakami, kończy się natomiast w teraźniejszości.
W tamtej chwili Śnieżynka chciała po prostu umrzeć. Najzwyczajniej w świecie, chciała zniknąć. Przestać istnieć. Nie egzystować. Mdliło ją ze stresu i najchętniej poszłaby spać, żeby się więcej nie obudzić. Ale przerabiała już to i doskonale wiedziała, że to tak niestety nie działa, chociaż mogłoby. Śnieżynka bardzo liczyła na to, żeby tak się zadziało.
Liczyła na to, że wszystko okaże się tylko złym snem i obudzi się razem z trójką swojego rodzeństwa w potwornie nudnym żłobku, obok Jazgotu, który spojrzy pytająco na zapłakane, wybudzone z koszmaru dziecko, po czym utuli, ucałuje i znów ułoży do snu, by z energią mogła powitać następny dzień. Ale ilekroć gryzła się po łapach, żeby się z niego obudzić, czuła tylko ból i poczucie bezsilności.
Gang oddalił się, aby udać się do snu. Zostawili tylko jednego psa, którego Śnieżynka nie kojarzyła, aby pilnował uwięzione szczeniaki.
— Śnieżynko, jak się czujesz? — zapytał Wymyślnik.
Nie odpowiadała. Odwróciła głowę i ponownie zaczęła cicho szlochać.
— Śnieżynko… — brat przybliżył się.
— To wszystko twoja wina! — syknęła, rzucając mu wściekłe spojrzenie.
Nie brała pod uwagę tego, że tak naprawdę jej nieodpowiedzialność wplątała ich w dziwną, uwikłaną relację z całym gangiem.
— Ja…
— Byliśmy już bezpieczni w klanie! — przerwała mu. — Dym wiedział o sytuacji, Jazgot wiedział o sytuacji, ale nie! Musiałeś sam poleźć, żeby sprawdzić dziwny zapach! Nie mogłeś zaangażować w to dorosłych! — nakręcała się.
— Nie chciałem nikogo budzić, bo…
— Bo co? No właśnie, bo gówno! Bo lepiej zostać porwanym i nigdy już nie zobaczyć domu, zamiast schować swoją dumę i dać załatwić sprawę innym!
— Nie musiałaś iść za mną — próbował się bronić, co tylko bardziej ją rozjuszyło.
— Nie musiałeś w ogóle leźć! Nie jesteś wojownikiem i nigdy nie będziesz, bo oboje tutaj zdechniemy, wiesz?! Co, chciałeś być bohaterski, chciałeś być waleczny… I kurwa nie będziesz, bo zostanie z ciebie mokra plama zbezczeszczonych zwłok! Masz, czego chciałeś! A teraz spierdalaj, nie chcę, żebyś się do mnie odzywał! — wykrzyczała.
— Zamknąć mordy! — usłyszała od strażnika, który najwyraźniej miał dosyć jej wycia.
— Spierdalaj! — wykrzyknęła w odpowiedzi, przekierowując całą swoją złość na niego.
— Śnieżynko, przestań! — Wymyślnik przestraszył się nie na żarty.
Ale było już za późno.
— Coś ty powiedziała, mała kurwo? — strażnik podniósł się.
To była ostatnia szansa, żeby nie droczyć się z terrorystą, ale ona miała to w głębokim poważaniu. Była wściekła, miała przyspieszony, przerywany histerycznym płaczem oddech i ani myślała wycofać się ze swoich słów.
— Żebyś spierdalał, ogłuchłeś?!
— Ona nie ma tego na myśli, ona tylko…
Łup. Śnieżynce zadzwoniło w głowie, kiedy przeleciała przez całą klatkę. Ciężka łapa trzepnęła ją z taką mocą, że zrobiło jej się ciemno przed oczami. Czuła obrzydliwą woń krwi, która nagromadziła się w jej pysku. Zakasłała. Ale oprawcy to nie wystarczyło. Podniósł ją za skórę i kopnął Wymyślnika, który chciał ją obronić.
— Spaghetti, pilnuj gnojka — mruknął niewyraźnie, budząc przy tym innego psa.
Śnieżynka próbowała mu się wyrwać, na co zaciskał szczęki mocniej, aż nie poranił jej. Zastygła w bezruchu, na ile to było możliwe w jej sytuacji. Niósł ją daleko poza obóz, rozdzielając tym samym od brata. Śnieżynka bała się jak nigdy dotąd. Była zbyt zestresowana, żeby próbować zapamiętywać trasę. Bała się krzyczeć. Zresztą nawet, gdyby chciała, wielka gula w gardle skutecznie jej to uniemożliwiała. To był ostatni raz, kiedy widziała Wymyślnika podczas tego porwania.
Kundel znacznie oddalił się od miejsca, do którego rodzeństwo zostało zaniesione. Oglądał się za siebie, jakby upewniając, że nikt ich nie śledzi i dopiero, kiedy znaleźli się w ciemnym, bardzo źle pachnącym zaułku, wypuścił ją z paszczy. 
"Śnieżynko, krzycz. Krzycz ile sił, na ile pozwoli ci powietrze w płucach. To twoja ostatnia szansa na wolność."
Nie znała głosu, który usłyszała w głowie. Nie zastanawiała się również, dlaczego go słyszy. Było w nim coś takiego, dzięki czemu zaufała mu i ślepo podążyła za wydanym poleceniem. Czas zwolnił, kiedy nabrała powietrza i zaczęła rozpaczliwe błaganie o pomoc. Jej oprawca szybko zorientował się, co robi. Uderzył ją i roześmiał się obrzydliwie.
— Myślisz, że ktokolwiek cię tu usłyszy? — zapytał, ale nie czekał na jej odpowiedź. — Teraz jesteś zdana na mnie. — Mówiąc to przybliżył się niepokojąco.
Chciała się cofnąć, ale nie miała gdzie. Za nią była zimna ściana, niezdolna pomóc małej ofierze. On tymczasem bez najmniejszych oporów zaczął sunąć pyskiem po jej ciele, nic sobie nie robiąc z jej nieudolnych prób odsunięcia go.
— P-przestań! Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie! — krzyczała.
Była dzieckiem. Nie miała szans wyrwać się ze szponów dorosłego samca.
— Najpierw cię wykorzystam... — wyszeptał, z chorą satysfakcją podziwiając jej przerażenie — ...a potem się ciebie pozbędę.
Siłą obrócił ją na brzuch i przyszpilił łapą do ziemi. Śnieżynka wyła histerycznie, usiłowała się wyrwać i krzyczała przy tym wniebogłosy.
Wtem uścisk zniknął, a z jej oprawcy wydobył się okrzyk bólu. Chciała uciec, ale była sparaliżowana. Słyszała dźwięki walki i dużo wulgarnych słów. Zwinęła się w kulkę i zaciskała oczy. Drżąc starała się wymazać z pamięci obrzydliwy dotyk. Miała wrażenie, że cały czas go czuje i była bliska zwymiotowania z tego powodu.
— Nic ci nie jest? O Gwiezdni, przybiegłem najszybciej, jak mogłem. — Usłyszała.
Nie chciała otwierać oczu.
— Hej? Mała? Zrobił ci krzywdę? Boli cię coś? — obcy wojownik nie ustępował.
Dalej nie odpowiadała. Trącił ją delikatnie, a wtedy krzyknęła i zaczęła wierzgać łapami na wszystkie strony.
— Hej! Hej posłuchaj! Nie zrobię ci krzywdy. Cholera, nie zostawię cię tu, to niebezpieczne…
"Zaufaj mu, Śnieżynko."
— Zabierz mnie stąd — zaszlochała.
Miejsce, do którego trafiła, miało bardzo charakterystyczny, silny zapach mieszanki ziół, od którego kręciło jej się w nosie. Dostała jakieś roślinki, po których udało jej się uspokoić oddech. Wpatrywała się pustym wzrokiem w krążące wokół niej Rumiankowe Ziele, które wstępnie oceniało jej stan. Nie dotykało jej jednak, usłyszawszy od jej wybawcy o wszystkim, co widział.
— Mogę? — zapytało wreszcie, kiedy Śnieżynka przestała szlochać.
"Pozwól jejmu, nie skrzywdzi cię."
— Co to znaczy jejmu? — zapytała na głos, wprowadzając medyka flumine w zaskoczenie.
— To takie… Określenie, którego używa się, kiedy mówi się o osobach niebinarnych. — Odpowiedziało nie pytając, skąd właściwie szczenię nagle wystrzeliło z takim pytaniem.
— Niepolarnych? — Śnieżynka przymrużyła oczy.
Rumianek roześmiało się pogodnie.
— Niebinarnych. To takie osoby, które nie uznają się ani za suczki, ani za samce. Na przykład ja.
— Bezsens. — Prychnęła. — Przecież wyglądasz jak samiec.
Gdyby Śnieżynka miała w sobie trochę więcej empatii czy taktu, powiedziałaby, że wydawało jej się, że Rumianek jest samcem. Ale nie miała ani empatii, ani taktu. No, może troszkę, ale niewystarczająco, aby dopuścić do siebie myśl, że ona mogła się pomylić i ktoś jeszcze śmie jej to wypominać.
— Widzisz, czasem jest tak, że to, jakimi się rodzimy, na jakich wyglądamy, nie mówi o tym, kim jesteśmy naprawdę. — Tłumaczyło spokojnie.
Ziele miało w sobie coś takiego, co wzbudzało w Śnieżyce dużo sympatii. Musiało mieć niesamowite pokłady cierpliwości i zdawało się chętnie dzielić swoją wiedzą rozumiejąc, że dziecko niekoniecznie miało skąd o wszystkim wiedzieć.
Gdzieś z tyłu głowy albinoski pojawiła się cicha, nieśmiała myśl. Myśl, która cichutko rozjaśniła jej, dlaczego tak źle czuje się ze sobą.
— Czy… czy to znaczy, że ktoś, kto urodził się suczką, może nie być suczką? — zapytała bardzo ostrożnie, jakby bała się odpowiedzi.
— Oczywiście. Może być kimś nie binarnym, może też być po prostu psem w ciele suczki.
Serce Śnieżynki zabiło mocniej.
— I skąd ma o tym wiedzieć? — zapytała.
Rumianek zamyśliło się.
— Może to czuć od zawsze, być tego świadomym, ale może też dowiedzieć się z czasem i…
— To głupie — syknęła. — Strasznie głupie. Nie zgadzam się z tym i już. — Tupnęła nogą i odwróciła głowę. — A w ogóle, to ja chcę do taty… — jej oczy zaszkliły się.
— To co powiesz na to: Zrobię ci bardzo szybkie badanie, zobaczę, czy nie masz nigdzie ran, które trzeba opatrzyć i kiedy tylko skończę, pójdziemy razem do twojego taty. Dobra?
"Nie bój się. Ono ci pomoże."
— Dobra — odpowiedziała cicho, zaciskając zęby za każdym razem, kiedy Rumianek musiało jej dotknąć.

✿•.¸,¤°`°¤,¸.•✿

Mlecz nie był złym mentorem. To Śnieżynka była złą uczennicą. No, może nie złą. Bardzo kapryśną, płaczliwą. Małą histeryczką i prowodyrką kłótni. Po pamiętnej sytuacji w której prawie została zgwałcona, bardzo wiele się zmieniło. Jazgot zadbał o to, żeby sytuacja z włóczęgami nigdy się już nie powtórzyła. Szczenięta przestały być małymi bąbelkami i awansowały na uczniów, co dosyć niekorzystnie wpływało na naszą bohaterkę. Nie chciała być wojownikiem. Bała się, kurewsko się bała. Ale nie powiedziała o tym ani słowa. Siedziała tylko z tym poczuciem niesprawiedliwości i kiedy mogła, unikała treningów. Czuła się bardzo samotna, bo paliła wszystkie mosty. Przestała rozmawiać z rodzeństwem, mimo dużego poczucia odpowiedzialności za innych. Raz trafiła na zgromadzenie, gdzie musiała pilnować smroda, który próbował kłócić się z jakąś pierdolniętą fanatyczką o szacunek do ich klanu. Nieudolnie.
Rozwijało się w niej też poczucie niesprawiedliwości i nienawiść do rodziców, którzy ich porzucili. Jazgot naprawdę się starał, wychodził z siebie, żeby było dobrze. Ale nie było. Nękała ją też sytuacja z medykiem Flumine. Od ich spotkania minęło sporo czasu. Rumianek natchnęło suczkę do głębszych refleksji, które usiłowała wyrzucić z głowy. Tak, jak pamięć o tym, że w ogóle się poznali. Śnieżynka nie mogła pogodzić się z wiedzą, którą wtedy obdarzyło ją Ziele. Głosy wokół niej nabierały na sile i przekonywały ją, aby spróbowała znów udać się w kierunku, jak to określały, swojej bratniej duszy. Ale ona była uparta. I zbyt przerażona, aby samodzielnie opuszczać tereny Bezgwiezdnych.
— Wymyślniku — odchrząknęła, stając przed bratem.
— Śnieżynko? — jej brat wyglądał na zdziwionego. W końcu nie odzywała się do niego od ich kłótni przy gangu, która mogła skończyć się dla niej tragicznie. Gwiezdni jednak czuwali nad jej duszą i podesłali tego wodnego wojownika…
— Ja… Nie. Nieważne — speszyła się, odwracając wzrok.
— Ważne — uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
— Jak mówię, że nieważne, to znaczy, że nieważne! — warknęła i odwróciła się na pięcie.
Oczy jej się zaszkliły. Gnębiły ją jej własne myśli, ale nie dała rady się nimi podzielić mimo tego, że nie dawała już rady zostawać z nimi sam na sam.

<Wymyślniku? Chętnie przeczytam Twoją perspektywę starcia z gangiem>
[1606 słów; punkty niewpisane]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz