2 września 2022

Coś się kończy, coś zaczyna, ale PON się zamyka

Jak w tytule, dzisiaj nadchodzi dzień gdy Pod Obcym Niebem zwija interes i kończy działalność.
Za wszelkie niedogodności przepraszamy.

cholera jasna, ale to była pojebana przygoda. nie mówie, że nie była fajna, była zajebista, poznałem tyle ludzi, nauczyłem się tak wielu rzeczy, byłem stalkowany w pociągu przez zirco... żadna z tych rzeczy nie zdarzyłaby się gdyby nie PON. To był mój pierwszy blog od tak dawna i to dzięki niemu przypomniało mi się dlaczego pokochałem blogosfere. każda z postaci, które napisałem czy prowadziłem to były moje dzieci, które ukochałem całym sercem. nawet te, które nie powstały (kc Źrebak i Storczyk)
dziękuje wszystkim, którzy tutaj byli, i tym staruchom PONowym i tym nowym osobom, co dopiero zaczynały swoją przygodę na naszym blogu :) it was great
i tak wszyscy jesteście końcowo furasami
~fley

dzień dobry, w dniu dzisiejszym pociąg Pod obcym niebem zostanie odwołany. Za utrudniania przepraszamy.
Ten blog był wykurwisty, że tak powiem. Dużo przygód, ale nie tylko to, bo poznałem wielu fajnych ludzi (furasów) i z wieloma dalej sobie furasuje w spokoju. PON swój boom miał w dobie pandemii, kiedy wszyscy się nudzili i zamiast słuchać baby od bioli, to przeglądali pieskowego bloga. Bardzo fajnie, poleciłbym, gdyby nie to, że PON dzisiaj raz na zawsze umiera. Trochę żal dupę ściska, bo nie udało mi się do końca rozwinąć Opalowego Promyka, który miał zostać szczęśliwym ojcem. Moja kochana buła, mam nadzieję, że go właśnie tak zapamiętacie.
Pozdrawiam wszystkich moich fanów i pamiętajcie, że nawet jak PON znika w eter to ja, zirko, nigdy się nie rozpłynę. Możecie to mnie pisać, a ja z wielką chęcią was powkurwiam pociągami albo mbti.
Ciao.
~zirco
W pierwszej kolejności chciałabym podziękować osobom, które pozwalały mi uczestniczyć w blogu na moim pisarskim początku — Aleksowi i Fleyowi. To samo należy się Senshi, od której wyszedł pomysł mojego adminowania. Dziękuję też wszystkim Bezgwiezdnym, których okazję miałam postarzać, wszystkim, których opowiadania mogłam publikować (dlaczego niektórzy z was nie potrafią pisać po polsku /hj). Ostatnie podziękowanie dla wszystkich gejowych postaci, bo dawaliście mi motywację do pisania tych opowiadań. Zresztą, dziękować powinnam była całemu blogowi, bo bez was nigdy nie wcielałabym się ani w gadającego psa, ani w rybę, ani w magicznego wilka. I nie zostałabym furasem. Może nawet nie byłabym yender-yender. A wy, pisarze, żyjcie dalej, ale postarajcie się zbytnio nie odstawać w gejozie od waszych tworów. Miłego dalszego furasowania na innych blogach.

~yender
Co jak co, chyba ostatecznie nie mogę dalej się wypierać, że nie jestem furasem. Ktoś, kto nie jest furasem, nie tworzy od podstawówki chorych ilości pieskowych blogów, by ostatecznie w wieku prawie dorosłym osiąść na kolejnym.
Za słówka proszę nie łapać, do niczego się nie przyznaję, a jeśli się przyznaję, to wy też jesteście furasami. Nikt poza nimi nie czyta opowiadań o psach wojownikach, gorzka prawda.
A tak bardziej serio: PON znaczyło dla mnie naprawdę dużo i choć ostatecznie wypaliłam się całkowicie w prowadzeniu psich postaci, to jednak przyniosło mi masę radości. Ale najwięcej dały mi jej nie moje skrobane w docach opowiadania, tylko fakt, że coś, co powstało podczas nudnej lekcji na wyrwanej z zeszytu kartce w kratkę (ostatnio nawet ją znalazłam, cóż za timing) rozwinęło się w tak wyjątkowego bloga ze wspaniałą społecznością. Gdybym trzy lata temu dowiedziała się, że tak potoczą się losy PON, pewnie z niedowierzania wybuchłabym śmiechem.
To nie mogłoby się stać, gdyby nie wy: członkowie i administracja (TAK, MODERATORÓW TEŻ TU LICZĘ, NIE WYKLUCZAM WAS I NIGDY TEGO NIE ZROBIĘ). Wasze opowiadania i karty postaci, wasze wiadomości, nowe pomysły, praca nad rozwojem bloga i po prostu bycie naprawdę cool, wartościowymi ludźmi, których dobrze było poznać uczyniły z PON miejsce, jakim było. Dziękuję <3333
Gdybyście kiedyś się za mną stęsknili czy coś, slide into my DMs or sth.

~Dominika

23 sierpnia 2022

Od Rzepakowej Gwiazdy CD Ciepłej Pleśni

Prawdę mówiąc, Rzepakowa Gwiazda już dawno dowiedziała się, co to znaczy być gejem — powyższe zagadnienie przestało być dla niej zagadką po odbytej rozmowie z Ciepłą Pleśnią, który zadbał o to, żeby zakłopotana matka nie martwiła się o przyszłość drugiego syna. Owszem, przez kilka pierwszych chwil była przekonana, że nazwa ta odnosi się do nieznanej choroby lub też kondycji, która pogarszałaby jakość życia młodego syna, jednak wraz z zapewnieniem od mądrzejszego z dwójki braci, ponownie wpadła w typowe dla siebie zadowolenie, ciesząc się faktem, iż nadal miała szansę na przekonanie Omszonego do posiadania gromadki dzieci, niezależnie od ich pochodzenia. Liderce zwyczajnie zależało na nowych pociechach, z którymi mogłaby się bawić, ponieważ żaden z psów w jej wieku nie dorównywał jej poziomowi intelektualnemu. 
— Swoją drogą, nie wiesz może, gdzie włóczy się Mech? — zapytała, grzebiąc łapą w mokrym piachu. — O, spójrz tylko, jaki piękny kamień!
Spod cienkiej warstwy szarego, wilgotnego piasku wyłonił się kształtem przypominający trójkąt szarobury odłamek, który najpewniej został zalany przez obfitą ilość wody, a następnie pogrzebany pod przypływającym wraz z falą gruzem. Widok bardzo ucieszył oko liderki, mimo iż było to dość powszechne znalezisko. 
— No tak, ładny jest — mruknął towarzysz, spoglądając w stronę połyskującego odłupka. — Myślę, że pewnie gdzieś biega razem z Wietrznym, chociaż pewnie niedługo wróci do obozu. Mówił mi, że dzisiaj przyjdzie. 
— Naprawdę? To świetnie! — pisnęła, podnosząc się z siadu. Wraz z wyrażeniem ekscytacji, w ruch wprawił się jej brudny ogon, z którego sypały się drobiny sypkiego piasku. 
— Hej, uważaj! — krzyknął z pretensją, również stając na czterech łapach. — Halo, dokąd idziesz?
Rzepakowa nie odpowiedziała zdezorientowanemu, teraz także i brudnemu Ciepłemu, którego zostawiła w tyle, spiesząc się, by wrócić na szlak, prowadzący do ich rodzinnego domu. Jej twarz aż promieniała na samą myśl o rozmowie, którą miała odbyć wraz z ukochanym dzieckiem, a łapy same parły, by dotrzeć na miejsce w jak najszybszym czasie. Wkrótce dołączył do niej samotnie pozostawiony kompan, który ledwie ją doganiając, próbował wyjaśnić suce, że minie sporo czasu, zanim kundel zjawi się w obozie — ta jednak go nie posłuchała.
— Ile mu to jeszcze zajmie? — wymamrotała, kładąc zmęczony łeb na ziemi. Z nieba już dawno zdążyło zejść jasne słońce, pozostawiając Rzepakowej jedynie niejasną odpowiedź, co do pory dnia. 
— Przecież mówiłem, że nie wiem — westchnął, jeszcze raz rozglądając się wokół, by upewnić się, że w ciągu kilku sekund wśród nich nie pojawił się wyczekiwany gość.
Odkąd wrócili z plaży, matka wciąż poruszała się w tę i w tamtą w oczekiwaniu na przybycie syna, dlatego też tuż po zmroku dopadło ją niemałe zmęczenie. Niespecjalnie ją to jednak dręczyło, ponieważ w głowie kłębiły się poważniejsze myśli, którymi musiała się zająć. Liderka nie wiedziała, co robić; to wcale nie tak, że goniły ją jakiekolwiek obowiązki, zwyczajnie chciała, żeby ten dzień skończył się tak, jak sobie to wymyśliła. Przez pół dnia, który spędziła na dobieraniu odpowiednich słów do swojej wypowiedzi, mającej na celu przekonanie Omszonego, żeby został ojcem, w tle zastanawiała się nad tym, czy miałby w ogóle skąd je podebrać — przecież w okolicy każde możliwe dziecko ma rodziców!
— Nareszcie — Kundel odetchnął z ulgą, zauważając poruszającą się w ich stronę postać. — Dłużej się nie dało? 
— Dało, mogłem przecież wcale nie przychodzić — prychnął drugi, nawet nie zauważając, że tuż za plecami rozmówcy leży ktoś jeszcze. 
— Słuchaj, wiem, że nie należysz do tych mądrych, ale mógłbyś czasem… — zaczęła Pleśń, dając krok naprzód, by zrównać się z bratem, chociaż jego słowa zostały przerwane przez krzyk suki. 
— Wiem, że jesteś gejem! — oznajmiła, uprzednio energicznie wparowując między synów. Suka szeroko otworzyła oczy, próbując dostrzec, czy informacja, którą przekazał jej kundel, była wiarygodna i stojący przed nią samiec faktycznie był tak zwanym gejem. 
Nastrój panujący między trójką momentalnie się zmienił, powodując nagły napad głośnego kaszlu u Ciepłego, jednak wywołując zupełnie odmienną reakcję u Krtani, znaczy się niekontrolowany wybuch panicznego śmiechu, który przez kilka chwil nie pozwalał mu na wyduszenie z siebie sensownego słowa, przez co cierpliwość Rzepakowej zaczynała wyczerpywać się jeszcze szybciej, niż przedtem. 
— Kurde, chłopie, coś ty jej nagadał? — parsknął, prawie tracąc równowagę. — Tak, mamo, jestem gejem.
Nie zwracając uwagi na stojącego obok młodszego, podeszła bliżej, nawiązując kontakt wzrokowy z ledwo stojącym na czterech łapach kundlem, biorąc głęboki wdech, żeby przygotować się na najważniejszą część rozmowy. 
— To dobrze, ważne, że nie umierasz — wydusiła, na co pies przestał się śmiać, marszcząc brwi. — Mam nadzieję, że wiesz o tym, że mimo to i tak oczekuję od ciebie jednej rzeczy, a skoro nic nie stoi ku temu na przeszkodzie, to liczę, że niebawem załatwisz tę sprawę. Dobrze wiesz, jakie to dla nas ważne, znaczy się, nie dla nas, ale głównie dla ciebie, bo wiesz, każdy z nas w końcu się starzeje i warto jednak… 
— Dobra, czekaj, ale o czym ty gadasz? — przerwał jej wywód, spoglądając na brata, który wyglądał bardziej na zirytowanego, niż równie zakłopotanego. 
— Omszony, kiedy przyprowadzisz mi dzieci do domu? — zapytała, zmieniając nagle ton ze spokojnego na radosny, jak miała to w zwyczaju.
— Te, Rzepa, nie zapędzaj się tak, co? — burknął, nagle przestając się interesować jej słowami. — Nie mam zamiaru mieć żadnych bachorów, co ty wymyślasz?
— Nie wymyślam, tylko mówię, jakie masz opcje — powiedziała, robiąc na nowo minę na poważną, tym samym wywołując ponowne zmartwienie na twarzy rozmówcy. — Bycie tym całym gejem nie znaczy, że nie możesz ich mieć, przecież Ciepły mi powiedział!
Słowa zostały wypowiedziane z pretensją, ale także i nadzieją na to, iż wspomniany syn poprze jej zdanie i pomoże przekonać drugiego, by przystał na jej słowa. Zgodnie z jej myślą, Pleśń przytaknął, wprawiając brata w jeszcze większe zirytowanie zaistniałą sytuacją. Nie miał siły kłócić się z matką, której dziecinny charakter nie pozwalał na odbycie poważnej rozmowy, ponieważ wiedział, że czegokolwiek by jej wtedy nie powiedział i tak wciąż próbowałaby go namówić na zgodzenie się z jej pomysłem. 
— Błagam cię, odpuść — wyjęczał, wymijając wciąż spoglądającą w jego twarz sukę, a następnie kierując się w stronę drzewa, pod którym leżało jego posłanie, pozostałe jeszcze z dziecięcych czasów.
— No przecież byłoby fajnieee — przeciągnęła, naśladując jego ruchy. Oboje przeszli parę kroków, oddalając się nieco od Pleśni, czerpiącego przyjemność z nieszczęścia, które spotkało nieznośnego brata.
— Nie ma mowy! — pokręcił głową, kładąc się pod drzewem. 
— Proooszę, Mech! — mamrotała, siadając naprzeciw niego. Zniżyła łeb, żeby szturchnąć go mokrym nosem, jednak wtedy otworzyły się jego przymknięte oczy. 
— Nie.
— Meeech…
— Nie, daj spokój.
— Meeech!
— Jeszcze jeden raz i przysięgam…
— Meeech, no proszę!
— Dobrze, znajdę sobie jakieś szczyle, tylko daj mi w końcu zasnąć! — wrzasnął, gwałtownie podnosząc głowę, by spojrzeć na uradowaną sukę i natychmiast pożałował swoich słów.
— Ojejku, naprawdę? Jak dobrze mieć takiego synka, jejku, Ciepły, będę mieć wnuki! — krzyknęła do stojącego nieopodal kundla, który odpowiedział jej jedynie cichym chichotem. Matka obojga ruszyła w stronę swojego posłania, ówcześnie jeszcze kilka razy powtarzając, jaka to nie jest zadowolona i szczęśliwa, mając kochanego potomka, który już niedługo przyprowadzi jej nowe twarze do rozkochania. 
— To kiedy jej powiesz, że jednak nici z tych dzieci? — wyszeptał Ciepły, przysuwając się bliżej Omszonego. 
— Nigdy, niech sobie żyje w tym wymyślonym świecie, bo nie mam zamiaru bawić się w niańkę — odparł niczym niewzruszony, kątem oka patrząc na śpiącą Rzepakową. — No dobra, może kiedyś się nad tym zastanowię. 

Koniec wątku Rzepakowej Gwiazdy i Ciepłej Pleśni

Od Jazgoczącego Nurtu CD Drżącego Szeptu

Jazgoczący starał się nie przejmować siostrą. Było to trudne, zwłaszcza że w jego głowie — cokolwiek nie zrobił, dokądkolwiek nie poszedł — huczała głośno i wyraźnie Dreszczka, mówiąca mu prosto w twarz obelgi, posyłająca mu krzywe spojrzenia, a nawet atakująca go. Nie potrafił wymazać tego z pamięci, chociaż bardzo chciał. Ilekroć widział Drżący Szept, był oderwany od rzeczywistości, sparaliżowany ze strachu, czuł się, jak gdyby wszystkie jego bolesne wspomnienia przykuwały go do ziemi i wysyłały mu setki sprzecznych rozkazów: ,,Uciekaj, ukryj się, walcz, bądź dzielny, zawołaj pomoc… porozmawiaj z nią’’. Próbował jej unikać, ale mieszkali w tym samym klanie, na tym samym terytorium. To nie było łatwe, a patrząc na to, że wykonywał również swoje obowiązki, niewykonalne. Każdy dzień był dla niego koszmarem, czuł się definicją porażki. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek na widok jej postaci poczuje się tak źle.
Było coraz gorzej. W dodatku Piaskowa Mara, ich siostra, opuściła Industrię i podbiła Flumine. Wieści, które dochodziły z nękanego przez nią klanu, nie były radosne. To mogło się zakończyć tylko jednym: jej śmiercią. Jazgoczącemu serce pękało, gdy myślał, iż Piasek stała się potworem i jako potwór umarła. Nie miał już sióstr, obie stały mu się obce. A dwójka braci oraz ojciec byli załamani. Potrzebowali jego pomocy. Szczególnie Promyczek. On sobie nie radzi — myślał Jazgoczący Nurt, wtedy jeszcze Łapa, obserwując zachowanie młodszego brata. — Biedny. Kochał Piasek najbardziej z nas wszystkich. Mimo że zarówno jego, jak i Promyczka trening dobiegał końca, Jazgotek obiecał bratu, że zaczeka na niego z mianowaniem. By razem mogli to przeżyć.
— Wiesz co, Jazgocząca Łapo… — wyszeptał do brata tak cichutko, zaraz po tym, jak dowiedział się, że on również stanie się za niedługo wojownikiem; w tamtym momencie to właśnie Jazgotek przeżywał podobne uczucia co on. Nie takie same. Nie miał z Piaskiem tyle wspomnień, ile Promyk. Ale wciąż był w podobnej sytuacji. To powodowało, że beżowy uczeń, czuł w sobie wręcz bolesną chęć wygadania się. Słowa same pchały się na jego język — tylko umysł był jakiś otępiały, z wielkim opóźnieniem przetrawiał wszystko. — Ja nie chcę być wojownikiem… Nie teraz… Myślałem, że… Och. Po prostu… Inaczej to sobie wyobrażałem, wiesz?... Ty pewnie też. Wszystko jest teraz tak… skomplikowane.
Jazgoczący popatrzył się na niego tak dziwnie, a jednocześnie tak pokrzepiająco, że Promiennemu łzy same napłynęły do oczu.
— Ty wiesz… — załkał cicho. — Co… Powinienem zrobić? Ja naprawdę myślałem, że Piasek jest dobra. A ona?... Biedna Piasek… Biedne Owcze Serce… Co one zrobiły…
— Porozmawiajmy z Rzepakową Gwiazdą. Ona zrozumie.
— I… Nie będę m-musiał zostawać teraz wojownikiem? Wiesz, ja naprawdę chcę nim być, tylko… Bardziej od tego pragnę trochę czasu… Po prostu… Aż ona nie wróci.
— Jasne. Jest kochaną liderką. — odszepnął trójkolorowy. — I ja też się wstrzymam z awansem. Najbardziej pragnę, by przejść mianowanie wraz z członkiem rodziny. Razem zostaniemy wojownikami. Jak będziesz gotowy — tutaj przerwał, jak gdyby bijąc się z własnymi myślami. I ostatecznie dodał, choć innym, obcym głosem: Poczekamy, aż Piaskowa Mara wróci. Wtedy zostaniemy wojownikami.
Lecz jego oczy mówiły co innego. Ona nie wróci — zdawały się krzyczeć, a jedynie miłość do brata i współczucie powstrzymały ten krzyk.
Jeszcze kilkanaście księżyców temu zakończenie treningu i otrzymanie wojowniczego imienia było dla niego najbardziej istotną na świecie sprawą. Ale wtedy rzeczywistość była inna. Spokojna. Bez problemów. Gdy teraz myślał o przeszłości, wspomnienia wydawały mu się bajką. Wątpił, by jego życie się ustabilizowało, chociaż bardzo tego pragnął.
Nawet nie zauważył, gdy sam zaczął zachowywać się jak jego rodzina; pogrążony w smutku, zamyślony, odłączony od rzeczywistości. Za cel postawił sobie jedynie pocieszanie bliskich, lecz przecenił swe możliwości.
Otrzymał pomoc ze strony osoby, po której najmniej się tego spodziewał.

***

Nie zauważył Dreszczki.
Zwykle to było trudne; jej białe futro rzucało się w oczy ze znacznej odległości. Jej zapach, śmierdzący i miły zarazem, jeśli można było to tak nazwać, był wyczuwalny w całym pomieszczeniu. Serce skakało mu jak na trampolinie, gdy zdawał sobie sprawę z jej obecności. Wracając z legowiska Promiennej Łapy, o dziwo, nie zarejestrował jej ślepi, które były wpatrzone prosto w niego.
— Jazgocząca Łapo? — jej głos zadudnił mu tuż przy uchu, na co zareagowała jego sierść, stając dęba. — Możemy porozmawiać?
O Gwiezdni. O Gwiezdni. Oczywiście, że nie — odpowiedziała zaraz jedna część Jazgotka, gdy ten podskoczył, przerażony błyskając oczami. — Mogłaś uprzedzić, że tu jesteś. Nie strasz mnie.
Lecz poczuł w głębi duszy jakąś nadzieję. Kruchą i małą, niczym kamyk, podskakujący przy każdym ruchu, uwierający i niewygodny. Jak ziarenko piasku, którego chciał się pozbyć, a nie potrafił go dostrzec. Nie chciał rozmawiać z Drżącą. Jeszcze nie.
Już układał w głowie odmowę, już otwierał pysk, już niemal odchodził, gdy postanowił unieść głowę. Popatrzeć Drżącemu Szeptu w oczy, jak za dawnych czasów.
Nie do końca wiedział, czego się spodziewać. Nie do końca wiedział, co chce w nich zobaczyć. Mimo tego, brak agresji w jej spojrzeniu, brak złośliwości, brak przewracania oczami, przymrużonych powiek — czysty, prosty wzrok, zaskoczył go. Pozytywnie.
Chwila zawahania z jego strony wystarczyła, by Dreszczka zabrała głos.
— Posłuchaj, Jazgocząca Łapo. Proszę.
Wziął urywany wdech. Bał się, co wojowniczka zaraz powie. Obawiał się tego strasznie. Lecz miał nadzieję… Wyczuwał jakąś szansę. Nie mógł tego zmarnować. Nie chciał tego zmarnować. Nie chciał się już męczyć. Może… Może coś się zmieni. Może.
,,Ale warto dać jej szansę’’ — pomyślał, przełykając ślinę. Odrzucił na tył głowy cichy, szepczący głosik: ,,Dawałeś jej wystarczająco dużo szans, nie bądź głupi. Jest niebezpieczna’’.
— Jestem zmęczona, Jazgoczący. Myślę, że dla własnego dobra powinniśmy przestać siebie unikać. Wiem, że zrobiłam źle, ale ty też nie jesteś święty — mruknęła, ale widząc, jak Jazgotek spina się, westchnęła. — W każdym razie chciałabym cię przeprosić. To nam nie pomaga. Piasek zaatakowała Flumine, a nasza rodzina powoli się rozsypuje. Powinniśmy coś z tym zrobić. Strasznie mi przykro, naprawdę. Pluję sobie w brodę, że wtedy nie mogłam opanować emocji. Wiem, że źle zrobiłam. Wybacz mi.
Słuchał jej w ciszy. Nie poruszył się, nie wydał żadnego odgłosu. Oddychał i słuchał, nie wierząc w to, co słyszy. Nie wierzył też do końca, by jej słowa oznaczały to, co powinny oznaczać.
Zmierzył ją niepewnym wzrokiem.
— No… Hm — burknął. Nie potrafił popatrzeć Drżącej w oczy. — Skoro… Skoro chcesz. W sensie… Myślę, że możemy spróbować. Mnie też to męczy. Chciałbym, żeby było tak, jak dawniej, Księżniczko — uśmiechnął się w nagłym przypływie pewności siebie.
W jednej chwili poczuł ciepło otaczającej go śnieżnobiałej sierści. Był zaskoczony, to oczywiste. Trochę zawstydzony. Ale było to przyjemne zaskoczenie. Czuł się, jak gdyby dostał prezent, którego pragnął od dawna — tyle że sam się do tego nie przyznawał.
Odwzajemnił uścisk, napotykając spojrzeniem jej błękitne oczy. Nie było w nich furii. Nie było agresji, która wyryła mu się w pamięci, zostawiając po sobie rany. Pierwszy raz dotarło do niego, że można te rany wyleczyć. A przynajmniej spróbować.
Drżący Szept, ta sama osoba, która zrzuciła na niego ten strach, zrobiła również pierwszy krok, by go przezwyciężyć. To dało mu motywację.
Nie minęło wiele czasu. Wydawało się, jakby minęły zaledwie godziny, jedynie minuty. Ani się nie obejrzał, a Promyczek również był gotowy. Oboje stali się wojownikami. Tak jak Jazgotkowi się wymarzyło — u boku brata, Promiennego Piasku. Z rodziną, która mu gratulowała.
I z siostrą, której dobrą stronę wreszcie zaczął poznawać. Dawniej myślał, że Drżący Szept takowej nie posiada. Teraz wiedział, że musiał jedynie zdobyć klucz. Wiedział, że nigdy by go nie odnalazł, nigdy nie przeżył tego momentu, w którym zaczął inaczej dostrzegać postać Dreszczki, gdyby nie wydarzenia, które go do niego doprowadziły. I gdyby nie fakt, że Drżący Szept sama postanowiła dostrzec, przeprosić, wysłuchać. Sama wręczyła mu ten klucz z własnej, nieprzymusowej woli.
Jak to mawiano — Errare humanum est — błądzić jest rzeczą ludzką. I nie tylko ludzką, bo również psią, jak się okazuje.
Pobłądził, wycierpiał się, lecz znalazł to, czego pragnął.
Odzyskał siostrę.
Koniec wątku Jazgotka i Dreszczki. Niech ich relacja już nigdy się nie pogorszy, amen.
[1261 słów: Jazgoczący Nurt otrzymuje 12 PD]

20 sierpnia 2022

Od Piripiri CD Kurki

Mruknięcie, syknięcie i krzyk. Nie będzie chciała mieć z nią nic do czynienia, a to, czego chce, to spokój. Orchidea nie będzie jej uczniem i powinna nie być taka nachalna.
Poirytowany szczeniak rzucił kwiatami o ziemię, próbując wysilić się na jakieś dumne słowa, którymi mogłaby to zakończyć i odzyskać utraconą godność.
— Nie nadajesz się na medyka. Swoje preferencje przekładasz nad dobro Bezgwiezdnych. Ciekawe, czy widzę to tylko ja, czy może też inni — syknęła więc, w nadziei, że zaboli i wzbudzi wątpliwości. Potem z dumą odmaszerowała, pozostawiając Kurkę samą sobie. Nie będzie już więcej ranić swojej dumy i walczyć ze swoim ego poprzez podlizywanie się medyczce. Po prostu zostanie wojownikiem. Być może tego chce od niej los.
Albo tego chce od niej durna Kurka, a los nie istnieje. Albo Kurka jest losem. Albo Kurka jest jednym z tych durnowatych wyznawców gwiezdnych i zwyczajnie nie chce uczyć ateisty. To by oznaczało, że jest zdrajcą.
Gdybym ja była liderem — pomyślała — to samodzielnie postarałabym się, aby wszyscy wierzący zniknęli z tego klanu.
Często słyszała pogłoski, że ktoś wierzy. Psy wokół niej nie wydawały się nawet zaskoczone tymi plotkami. Wprost akceptowały to, co było dziwaczne, zważywszy na to, że dla Bezgwiezdni, jedynym, czym wybijali się na tle pozostałych klanów, była niewierność przodkom. Jedyne, co ich różni, to brak lojalności wobec kości rozkładających się w ziemi i odrobina rozsądku, mówiąca, że kości te wcale nie latają po niebie. Widocznie niektórzy z klanu „rozsądniejszych” zatracili nawet tę ostatnią ścianę, wyznaczającą, kto jest inteligentniejszy i komu należy się miano Bezgwiezdnego.
Była przekonana, że problem zostanie rozwiązany, kiedy tylko Jazgot zostanie liderem. Musiała jedynie cierpliwie poczekać, aż Dym da kopniaka. To było takie niesprawiedliwe — to czekanie. Powinni mieć jakiś system, który uwzględni możliwość wycofania przywódcy ze stanowiska dzięki głosowaniu.
 
✴ ✴ ✴
 
W klanie rozeszła się wieść, że znaleziono ucznia medyka. Będzie nią Pełnia. Wcale nie szczeniak, a prawdziwie dorosły pies i to w dodatku z Flumine, który wcześniej kształcił się na wojownika. Kiedy domysły Orchidei — teraz już Piripiri — okazały się trafne, uczennica prawie zagotowała się ze złości. To była prawda. Kurka wierzyła w Gwiezdnych, dlatego na swojego ucznia wybrała kogoś, kto należał do tych durnowatych wierzących klaników. Teraz będzie mogła wyszkolić swojego pupilka na pierwszorzędnego idiotę.
Kurka straciła w jej oczach jeszcze bardziej. Jak dużo psów, podobnie jak ona, posiada ukryte źródła debilizmu? Co dziesiąty pies? Co piąty? A może połowa klanu? Albo nawet większość psów w Bezgwiezdnych, być może żyjąca w zmowie.
Postanowiła dwie rzeczy. Raz, będzie używała tylko poprawnego imienia w stosunku do przyszłej medyczki. Ćmia Skóra. Dwa, zostanie liderem i naprawi ten klan, ponieważ widocznie ani Jazgot, ani Dym nie dają sobie z tym rady. Albo są ślepi? Robią to nieświadomie? A kiedyś może nawet oboje będą z niej dumni, kiedy uświadomi im ich błędy i będzie lepszym liderem niż oni. Ach, oni nie będą przecież już wtedy żyć.
To trochę uspokoiło Piri, ponieważ oznaczało to, że nie będą oni mogli wyrazić swojej dezaprobaty ku zmianom, które wdrąży w życie klanu.
Siedziała w kościele, łapami trącając kamienie walące się na ziemi. Niebo się ściemniało, a słońce schodziło ku dołowi, pozostawiając po sobie szlaki różu. Uczennica miała jednak ważniejsze zajęcie niż obserwacja zbliżającego się wieczora — miała powrócić do obozu ze zwierzyną, jednak jakoś nie potrafiła wzbudzić w sobie motywacji. Te dwie zasady-cele, które wprowadziła przed chwilą, wydawały się ciągnąć za nią cieniem po ziemi i przykuwać ją do podłoża. Musiała mieć nadzieje, że kiedyś, kiedy będzie ich potrzebowała, pozwolą jej latać.
— Nie jestem taka głupia, jak myślą. Nie jestem ślepa — powiedziała szeptem, układając na ziemi przedmioty. Grzyb, oderwane skrzydło motyla, pokrzywa. Symboli pojawiało się coraz więcej, a każdy przedstawiał jednego psa, który powinien zostać naprostowany i naprawiony. Albo całkowicie zbudowany od nowa.
Gdzieś w rogu kościoła wyrosła mała, biała roślinka o zaokrąglonych płatkach i przyglądała się tym oznaczeniom.
 
✴ ✴ ✴
 
Ostatnim razem nie czuła się najlepiej, ale to musiało przejść w ciągu godziny. Ćmia Skóra dała jej w końcu wzmacniające zioła, aby mogła z dobrym samopoczuciem przejść test na wojownika, a chociaż Piri nie przepadała za uczennicą, nie mogła wątpić, że ta posiada potrzebne jej umiejętności, aby móc sukcesywnie określić działanie paru ziółek.
Aby przygotować się na ten ostateczny sprawdzian, przypomniała sobie i sporządziła krótką mentalną listę rzeczy, na które Lucerna zawsze zwracała jej uwagę i o których wspominał jej były mentor Dym. Ta dwójka miała małe schematy błędów, które zauważali łatwiej i tych, których dostrzeżenie zajmowało im chwilę. Podczas polowania skupi się jedynie na ważniejszych, aby nie interesować się niepotrzebnymi rzeczami i posiadać wolny i gotowy do szybkiego analizowania umysł.
Po raz pierwszy od dawna jej poczucie bycia obserwowanym miało jakieś przełożenie na rzeczywistość. Ktoś faktycznie za nią chodził i obserwował każdy jej ruch. Teoretycznie nie powinna była wiedzieć, że sprawdzian jest w tej oto chwili, jednak zauważyła małe niuanse wyprzedzające go. Lucerna poświęcała jej więcej uwagi na treningach i dzieliła się z nią technikami może nie tyle, ile poprawnymi, a bardziej faktycznie działającymi. Zresztą podsłuchała rozmowę swojego ojca, który wyraził zgodę na mianowanie Piri i to było ostatecznym znakiem, że będzie mogła dać sobie spokój z czyszczeniem legowisk.
To wcale nie było takie trudne; zwyczajne zamordowanie zwierzęcia. Piripiri zastanawiała się, czy odebranie życia uderzyłoby do niej bardziej, gdyby podczas testu polowałoby się na wojowników obcych klanów. To z pewnością sprawdziłoby umiejętności ucznia w większym stopniu i dałoby mu namiastkę prawdziwego życia. Nie tego z treningów.
Kiedy powróciła do obozu, z jej pyska zwisała bezwładna masa. Rozległy się gromkie gratulacje, które Piri przyjmowała uprzejmym skinieniem głowy. Cieszyła się, że ma zajęty pysk, dzięki czemu nie musi na nie wszystkie odpowiadać.
Najpierw: 
Zebranie klanu.
Potem: 
Zaproszenie Piri, aby podeszła.
Teraz:
— Jako przywódca Bezgwiezdnych, mianuję tego ucznia wojownikiem. Poświęcił wiele cennego czasu, aby poznać niezbędną wiedzę i uczyć się od swojego mentora. Piripiri, czy przyrzekasz być oddaną wojowniczką Bezgwiezdnych?
Och, tak, bardzo, bardzo oddaną. Nie masz pojęcia, ojcze, jak bardzo.
Ale mówi tylko: 
Tak.
— A zatem witamy cię jako pełnoprawnego członka Bezgwiezdnych.
Zasady:
1. Jako klanowiczów traktujesz tylko psy, które na to zasłużyły. Do reszty zwracasz się po starych imionach.
2. Dążysz do bycia liderem, aby klanowi wiodło się lepiej.
3. Koniec z akceptacją przygarniania obcych, wierzących psów do Bezgwiezdnych.
4. Całkowicie oddanie klanowi.
5. Co za tym idzie, brak szczeniąt i partnera.
6. Jedynie logika. Emocje idą na dalszy plan.
Wiadomość do zasad:
Moje wszystkie sześć zasad, starsze, i młodsze, jeżeli zamierzałyście kiedyś przestać uprzykrzać mi życie i sprawić, aby było ono proste i przyjemne, proszę bardzo. Oto chwila, w której zaczniecie to robić.  
Wiadomość do Piripiri:
Słuchaj bezwzględnie zasad.

Koniec wątku Piripiri i Kurki
[1080 słów: Piripiri otrzymuje 10 PD i brakujące PT, zostaje wojownikiem]

16 sierpnia 2022

Od Aroniowej Gałęzi CD Smużnej Łapy

Potarłam w zastanowieniu swoje ucho, patrząc na Smużną Łapę.
— Wiesz, może nie pokazuj mu tych ślimaków. Jeszcze się nimi zatruje. Lepiej idź do medyka i poproś go o miód. Zresztą, ty też go trochę zjedz, to wyjdzie ci na dobre — zadowolona z siebie i swojej troski postanowiłam opowiedzieć Smużnej wesołą historię. — Tak w ogóle to czy wiesz, że na jednym z treningów twój brat zapytał mnie, jak się poluje na ślimaki? Potem cały dzień spędziliśmy na ich łapaniu, ale mój uczeń z racji zmęczenia zasnął podczas przerwy. Jedna zwierzyna — duży, łysy ślimak — wpełzła mu go ucha. Nie obudziłam go, bo miałam nadzieję, że jak wszedł jednym, to wyjdzie drugim, ale nawet tym pierwszym nie wyszedł. Ani nawet okiem czy dupą. Ciekawe, co się z nim teraz dzieje.
Smużna Łapa zamrugała parę razy, próbując przyswoić informację, że jej brat ma od paru tygodni robala w uchu.
— Nie no, może już z niego wylazł — mruknęłam. — W końcu ile mógłby tam siedzieć? Albo przelazł mu do mózgu i teraz zjada mu narządy. Wtedy jego zachowanie byłoby usprawiedliwione.
Konwaliowy Szron wróciła, więc Smużna (dziękując mi za ciekawostkę) poszła do swojej mentorki. Ja westchnęłam, wiedząc, że teraz będę musiała zająć się tych gnojkiem. Może mianuje go na wojownika szybciej? Zaproponuję mu nowe stanowisko tak wcześnie, jak tylko skończy dwanaście księżyców, i będę miała go z głowy. Raczej i tak słabo bym go wyszkoliła, więc umarłby zaraz po mianowaniu. No, powiedzmy, na pierwszym polowaniu. Tylko skrócę mu cierpienie biorące się z życia z mentorem. Wiem, jaki to ból mieć trzech rodziców. W moim przypadku było to jedna stara i dwóch starych (dwa razy więcej jazgoczenia i prób zamordowania mnie, no, i oczywiście, trzy nowe psy w Infernum zamiast dwóch).
Przypomniałam sobie o Krwawym Zewie. Trochę dziwnie się ostatnio zachowywał. Jakbym mu się podobała. Ja. Dziwne, co? A najdziwniejsze było to, że przed chwilą porównałam go do mojego ojca. Związek pomiędzy mentorem oraz uczennicą nie udałby się z całą pewnością. Zresztą, zdecydowanie wolałabym mieć partnera o innym charakterze. Mniej psychopatycznym.
— Hej, Cytrynku, Cytrynku mój drogi — podbiegłam do mojego bff, i to wcale nie próbując go poderwać (on ma partnerkę i dzieci). — Powiedz mi, kto zostanie twoim zastępcą?
No tak, bo zapomniałam przypomnieć, że Cytrynowy Liść już od dłuższej chwili był pomocnikiem Jasnej Gwiazdy, a ten stary gej zapewne był już na oprowadzce po zaświatach. Przynajmniej dołączy do Płomiennego. W każdym razie rozumiecie, o co chodzi. Cytrynek będzie szukał zastępcy. A tak się składa, że ja nadaje się najlepiej z całej tej sfory niewykfalifikowanych debili.
Jestem młoda, piękna i jestem jedną z najlepszych klanowych wojowniczek (jak nie najlepszą). Jeżeli mnie nie wybierze to będzie seksistą, bo moja płeć nie czyni mnie gorszą. Może tylko zwiększa prawdopodobieństwo że będę miała młode, przez co nie poświęcę się klanowi w całości, ale wolę być liderem niż mieć bachory.
— Wiesz, nie myślałem o tym — powiedział z tym swoim zmieszanym wzrokiem i cichszym niż przeciętnym tonem, sugerującym, że nie chce kogoś wybierać. To by oznaczało, że jest przygotowany na śmierć Jasnego i ją akceptuję. Mój biedny Cytrynek, jak zawsze wrażliwy.
— Ale będziesz pamiętał o swojej starej przyjaciółce Aroniowej Gałęzi, prawda? Ona przecież już od szczeniaka mówiła ci, jak bardzo chce dać upust swojej liderowskiej pasji — z przymilnym uśmiechem przytuliłam Cytrynka. — I ja cię do tego nie zmuszam, ale to by było bardzo miłe.
„Tak, tak, pomyślę o tym. Byłabyś na pewno dobrym wyborem” — przyznaje po chwili. Przynajmniej przyznaje coś na kształt tego.
Postanawiam sobie, że na dzisiaj wystarczy. Zaczynam zachowywać się wobec niego nie jak lizus, tylko jak koleżanka. Trochę się z nim droczę, że ma już siwe włosy i zaraz pójdzie w ślady Jasnego (a on mówi, że to przecież normalny kolor jego sierści, i że przecież ja też mam białe włosy).
Normalnie sprawiłoby to, że zaczęłabym myśleć o śmierci i znowu złapałoby mnie nieprzyjemne pytanie „co, jeśli Gwiezdnych nie ma?”. Jednak dzisiaj mam dobry dzień. I zamierzam mieć te dobre dni aż do ostatniego. Miałam w przeszłości zdecydowanie zbyt dużo tych złych.
Prawie zapomniałam, że miałam pomóc Iskrzącej Pożodze! Podobno szuka specjalisty od podrywu, bo znalazła sobie kogoś w obcym klanie. Czasami to źle, że jestem jedyną pomocną osobą na świecie, ponieważ muszę wykonywać wszystkie zlecenia.
(— To jak, przyniosłaś tą lemoniadę?
— A zapłata nie powinna być czasem na końcu?
— Nie, powinna być na początku. Na końcu to ty będziesz leżeć i płakać, bo coś czuję, że to skończy się tak samo, jak skończyło się z moją poprzednią klientką.)

Koniec wątku Aroniowej Gałęzi i Smużnej Łapy.
[737 słów: Aroniowa Gałąź otrzymuje 7 PD]