Prawdę mówiąc, Rzepakowa Gwiazda już dawno dowiedziała się, co to znaczy być gejem — powyższe zagadnienie przestało być dla niej zagadką po odbytej rozmowie z Ciepłą Pleśnią, który zadbał o to, żeby zakłopotana matka nie martwiła się o przyszłość drugiego syna. Owszem, przez kilka pierwszych chwil była przekonana, że nazwa ta odnosi się do nieznanej choroby lub też kondycji, która pogarszałaby jakość życia młodego syna, jednak wraz z zapewnieniem od mądrzejszego z dwójki braci, ponownie wpadła w typowe dla siebie zadowolenie, ciesząc się faktem, iż nadal miała szansę na przekonanie Omszonego do posiadania gromadki dzieci, niezależnie od ich pochodzenia. Liderce zwyczajnie zależało na nowych pociechach, z którymi mogłaby się bawić, ponieważ żaden z psów w jej wieku nie dorównywał jej poziomowi intelektualnemu.
— Swoją drogą, nie wiesz może, gdzie włóczy się Mech? — zapytała, grzebiąc łapą w mokrym piachu. — O, spójrz tylko, jaki piękny kamień!
Spod cienkiej warstwy szarego, wilgotnego piasku wyłonił się kształtem przypominający trójkąt szarobury odłamek, który najpewniej został zalany przez obfitą ilość wody, a następnie pogrzebany pod przypływającym wraz z falą gruzem. Widok bardzo ucieszył oko liderki, mimo iż było to dość powszechne znalezisko.
— No tak, ładny jest — mruknął towarzysz, spoglądając w stronę połyskującego odłupka. — Myślę, że pewnie gdzieś biega razem z Wietrznym, chociaż pewnie niedługo wróci do obozu. Mówił mi, że dzisiaj przyjdzie.
— Naprawdę? To świetnie! — pisnęła, podnosząc się z siadu. Wraz z wyrażeniem ekscytacji, w ruch wprawił się jej brudny ogon, z którego sypały się drobiny sypkiego piasku.
— Hej, uważaj! — krzyknął z pretensją, również stając na czterech łapach. — Halo, dokąd idziesz?
Rzepakowa nie odpowiedziała zdezorientowanemu, teraz także i brudnemu Ciepłemu, którego zostawiła w tyle, spiesząc się, by wrócić na szlak, prowadzący do ich rodzinnego domu. Jej twarz aż promieniała na samą myśl o rozmowie, którą miała odbyć wraz z ukochanym dzieckiem, a łapy same parły, by dotrzeć na miejsce w jak najszybszym czasie. Wkrótce dołączył do niej samotnie pozostawiony kompan, który ledwie ją doganiając, próbował wyjaśnić suce, że minie sporo czasu, zanim kundel zjawi się w obozie — ta jednak go nie posłuchała.
— Ile mu to jeszcze zajmie? — wymamrotała, kładąc zmęczony łeb na ziemi. Z nieba już dawno zdążyło zejść jasne słońce, pozostawiając Rzepakowej jedynie niejasną odpowiedź, co do pory dnia.
— Przecież mówiłem, że nie wiem — westchnął, jeszcze raz rozglądając się wokół, by upewnić się, że w ciągu kilku sekund wśród nich nie pojawił się wyczekiwany gość.
Odkąd wrócili z plaży, matka wciąż poruszała się w tę i w tamtą w oczekiwaniu na przybycie syna, dlatego też tuż po zmroku dopadło ją niemałe zmęczenie. Niespecjalnie ją to jednak dręczyło, ponieważ w głowie kłębiły się poważniejsze myśli, którymi musiała się zająć. Liderka nie wiedziała, co robić; to wcale nie tak, że goniły ją jakiekolwiek obowiązki, zwyczajnie chciała, żeby ten dzień skończył się tak, jak sobie to wymyśliła. Przez pół dnia, który spędziła na dobieraniu odpowiednich słów do swojej wypowiedzi, mającej na celu przekonanie Omszonego, żeby został ojcem, w tle zastanawiała się nad tym, czy miałby w ogóle skąd je podebrać — przecież w okolicy każde możliwe dziecko ma rodziców!
— Nareszcie — Kundel odetchnął z ulgą, zauważając poruszającą się w ich stronę postać. — Dłużej się nie dało?
— Dało, mogłem przecież wcale nie przychodzić — prychnął drugi, nawet nie zauważając, że tuż za plecami rozmówcy leży ktoś jeszcze.
— Słuchaj, wiem, że nie należysz do tych mądrych, ale mógłbyś czasem… — zaczęła Pleśń, dając krok naprzód, by zrównać się z bratem, chociaż jego słowa zostały przerwane przez krzyk suki.
— Wiem, że jesteś gejem! — oznajmiła, uprzednio energicznie wparowując między synów. Suka szeroko otworzyła oczy, próbując dostrzec, czy informacja, którą przekazał jej kundel, była wiarygodna i stojący przed nią samiec faktycznie był tak zwanym gejem.
Nastrój panujący między trójką momentalnie się zmienił, powodując nagły napad głośnego kaszlu u Ciepłego, jednak wywołując zupełnie odmienną reakcję u Krtani, znaczy się niekontrolowany wybuch panicznego śmiechu, który przez kilka chwil nie pozwalał mu na wyduszenie z siebie sensownego słowa, przez co cierpliwość Rzepakowej zaczynała wyczerpywać się jeszcze szybciej, niż przedtem.
— Kurde, chłopie, coś ty jej nagadał? — parsknął, prawie tracąc równowagę. — Tak, mamo, jestem gejem.
Nie zwracając uwagi na stojącego obok młodszego, podeszła bliżej, nawiązując kontakt wzrokowy z ledwo stojącym na czterech łapach kundlem, biorąc głęboki wdech, żeby przygotować się na najważniejszą część rozmowy.
— To dobrze, ważne, że nie umierasz — wydusiła, na co pies przestał się śmiać, marszcząc brwi. — Mam nadzieję, że wiesz o tym, że mimo to i tak oczekuję od ciebie jednej rzeczy, a skoro nic nie stoi ku temu na przeszkodzie, to liczę, że niebawem załatwisz tę sprawę. Dobrze wiesz, jakie to dla nas ważne, znaczy się, nie dla nas, ale głównie dla ciebie, bo wiesz, każdy z nas w końcu się starzeje i warto jednak…
— Dobra, czekaj, ale o czym ty gadasz? — przerwał jej wywód, spoglądając na brata, który wyglądał bardziej na zirytowanego, niż równie zakłopotanego.
— Omszony, kiedy przyprowadzisz mi dzieci do domu? — zapytała, zmieniając nagle ton ze spokojnego na radosny, jak miała to w zwyczaju.
— Te, Rzepa, nie zapędzaj się tak, co? — burknął, nagle przestając się interesować jej słowami. — Nie mam zamiaru mieć żadnych bachorów, co ty wymyślasz?
— Nie wymyślam, tylko mówię, jakie masz opcje — powiedziała, robiąc na nowo minę na poważną, tym samym wywołując ponowne zmartwienie na twarzy rozmówcy. — Bycie tym całym gejem nie znaczy, że nie możesz ich mieć, przecież Ciepły mi powiedział!
Słowa zostały wypowiedziane z pretensją, ale także i nadzieją na to, iż wspomniany syn poprze jej zdanie i pomoże przekonać drugiego, by przystał na jej słowa. Zgodnie z jej myślą, Pleśń przytaknął, wprawiając brata w jeszcze większe zirytowanie zaistniałą sytuacją. Nie miał siły kłócić się z matką, której dziecinny charakter nie pozwalał na odbycie poważnej rozmowy, ponieważ wiedział, że czegokolwiek by jej wtedy nie powiedział i tak wciąż próbowałaby go namówić na zgodzenie się z jej pomysłem.
— Błagam cię, odpuść — wyjęczał, wymijając wciąż spoglądającą w jego twarz sukę, a następnie kierując się w stronę drzewa, pod którym leżało jego posłanie, pozostałe jeszcze z dziecięcych czasów.
— No przecież byłoby fajnieee — przeciągnęła, naśladując jego ruchy. Oboje przeszli parę kroków, oddalając się nieco od Pleśni, czerpiącego przyjemność z nieszczęścia, które spotkało nieznośnego brata.
— Nie ma mowy! — pokręcił głową, kładąc się pod drzewem.
— Proooszę, Mech! — mamrotała, siadając naprzeciw niego. Zniżyła łeb, żeby szturchnąć go mokrym nosem, jednak wtedy otworzyły się jego przymknięte oczy.
— Nie.
— Meeech…
— Nie, daj spokój.
— Meeech!
— Jeszcze jeden raz i przysięgam…
— Meeech, no proszę!
— Dobrze, znajdę sobie jakieś szczyle, tylko daj mi w końcu zasnąć! — wrzasnął, gwałtownie podnosząc głowę, by spojrzeć na uradowaną sukę i natychmiast pożałował swoich słów.
— Ojejku, naprawdę? Jak dobrze mieć takiego synka, jejku, Ciepły, będę mieć wnuki! — krzyknęła do stojącego nieopodal kundla, który odpowiedział jej jedynie cichym chichotem. Matka obojga ruszyła w stronę swojego posłania, ówcześnie jeszcze kilka razy powtarzając, jaka to nie jest zadowolona i szczęśliwa, mając kochanego potomka, który już niedługo przyprowadzi jej nowe twarze do rozkochania.
— To kiedy jej powiesz, że jednak nici z tych dzieci? — wyszeptał Ciepły, przysuwając się bliżej Omszonego.
— Nigdy, niech sobie żyje w tym wymyślonym świecie, bo nie mam zamiaru bawić się w niańkę — odparł niczym niewzruszony, kątem oka patrząc na śpiącą Rzepakową. — No dobra, może kiedyś się nad tym zastanowię.
Koniec wątku Rzepakowej Gwiazdy i Ciepłej Pleśni